+ All Categories
Home > Documents > (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN...

(121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN...

Date post: 21-Sep-2020
Category:
Upload: others
View: 0 times
Download: 0 times
Share this document with a friend
88
Era smartfonoholików nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) Jolanta Hajdasz | Jerzy Jachowicz | Krzysztof Kłopotowski | Piotr Legutko | Ewa Łosińska Marek Pyza | Krzysztof Reszczyński | Andrzej Stawiarski | Błażej Torański | Marcin Wikło
Transcript
Page 1: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Era

smartfonoholików

nr 01(121)

03.2017

ISSN 1428–5088

CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT)

Jola

nta

Ha

jda

sz|

Je

rzy

Jach

ow

icz

| K

rzys

zto

f K

łop

oto

wsk

i|

P

iotr

Le

gu

tko

| E

wa

Ło

siń

ska

Ma

rek

Pyz

a|

K

rzys

zto

f R

esz

czyń

ski

| A

nd

rze

j Sta

wia

rski

| B

łaże

j To

rań

ski

| M

arc

in W

ikło

Page 2: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J
Page 3: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

PiOTR LeGuTKO

str. 1felieton

Róbmy swoje

Jak żyć (i uprawiać dziennikarstwo) w czasach„postprawdy”? Jakie wnioski wyciągać z faktu, żezmyślone wiadomości funkcjonują w mediach narówni z prawdziwymi? Zapewne wnioski najbar-

dziej oczywiste – róbmy swoje. Koniec dziennikarstwa jestbowiem przykładem fałszywej tezy, dokładnie w takim sa-mym stopniu, jak niegdyś koniec historii.

Wszechobecność fake news bierze się z ogromnejliczby nowych źródeł informacji i tempa, w jakim infekująone sieć. Ale ten kij ma dwa końce. Rośnie bowiem – a niespada – znaczenie informacji certyfikowanej. Odbiorcyoszukani po wielokroć stają się ostrożniejsi, sprawdzająmetkę, jaką opatrzony jest news, pytają o autora, żądajągwarancji wiarygodności. Mówi się o końcu wielkich ma-rek i szyldów medialnych, a przecież to dla nich i zagroże-nie, i szansa.

Zagrożeniem jest na pewno ostry podział polityczny,obecny przecież nie tylko w Polsce, o czym przekonujeobecna gorączka w mediach amerykańskich czy francu-skich. Szansą – zachowanie w tych frontowych warunkachrzetelności i wiarygodności, co przecież nie stoi w sprzecz-ności z jasną afiliacją ideową. Podział sprzyja oczywiście za-mykaniu się w tzw. bańkach informacyjnych. Legiony ludziżywią się wyłącznie wiadomościami dostarczanymi przez„swoje” media, klikają tylko w linki dostarczane przez zna-jomych o podobnych poglądach. To rodzi pokusę, by szyćmedialny strój wyłącznie na miarę oczekiwań własnych ki-biców, nie oglądając się na dziennikarskie abecadło. Kto jed-nak pokusie nie ulegnie, tego czeka gratyfikacja najwyższaw tym zawodzie – zaufanie widzów, słuchaczy i czytelników.

Kolejna edycja konkursu SDP raz jeszcze dowiodła,że w polskich mediach nie dzieje się tak źle, jak by to wyni-kało z codziennej porcji hejtu, jakiego dostarczają namw tej kwestii „życzliwi” twitterowi recenzenci. Być możewynika to z faktu, że wszyscy piszą (wyroki), nikt nie czyta(nie słucha, nie ogląda). Kto jednak nie zamyka oczu, uszu

i umysłu, może się przekonać, że dziennikarstwo śledczejeszcze nie umarło, a przede wszystkim reporterów z kame-rami, mikrofonami i laptopami wciąż gna – do ludzi (bypozostać w metaforyce Wojciecha Młynarskiego). Bo prze-cież świat, którego nie widać z politycznych okopów, nieprzestał być intrygujący, budzący ciekawość, zadumę,gniew, wzruszenie czy radość.

Lista nagród przyznawanych w naszym konkursiewywołuje liczne komentarze. Po co tyle kategorii, wyróż-nień – słyszymy często. Czy nie lepiej skupić się na dwóch,trzech albo i tym jednym, najwybitniejszym mistrzu nasze-go rzemiosła? Będzie mocniejszy przekaz, większy prestiż.Odpowiadamy – nie, bo ideą tego konkursu zawsze byłopokazanie dziennikarstwa w całym jego bogactwie: reporta-ży, wywiadów, ale także książek, filmów, radiowych słucho-wisk, fotografii prasowych. Zobaczmy to bogactwo, doceń-my różnorodność tematów i form obecnych w polskich me-diach. Strzeżmy się uproszczonych sądów i łatwych klasyfi-kacji, które stały się dziś prawdziwą plagą.

Gala SDP trwała długo, ale z pewnością mogła przy-czynić się do poprawy nastroju – nie tylko laureatów i orga-nizatorów dorocznego konkursu. Wielu gości przybyło, po-słuchało i (raz jeszcze) uwierzyło, że dziennikarstwo w Pol-sce istnieje, a wieści o jego końcu w czasach wojny domowejna słowa to… fake news. Panie, panowie, koleżanki, koledzy– róbmy swoje.

Zagrożeniem jest na pewno ostrypodział polityczny, obecny przecieżnie tylko w Polsce, o czymprzekonuje obecna gorączkaw mediach amerykańskich czyfrancuskich.

Page 4: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 2

konkURS SDP

elita stanęła w szrankistr. 4–8

laudacja ku czci laureatastr. 9

nagrody SDP. Rozmowystr. 10–18

konkurs SDP – fotogaleriastr. 19–21

tajemnica fortuny adamowicza str. 22–28

Jak naprawdę działa forex? str. 29–31

ideowa krucjata w Polscestr. 32–34

Greckie ucho igielnestr. 35–37

Grozi nam era smartfonoholikówstr. 46–48

Starałem się nie kłamaćstr. 49–55

niepokonanastr. 55–59

38

spis treści

kRaJ

Realizm monarchicznego miłośnikaWilnastr. 73–74

Pogotowie Dziennikarskie SDP możei chce pomagaćstr. 75

„Gadała” przeciw komunie str. 76–81

hiStoRia

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Remis przed trybunałemstr. 65–66

7 grzechów PiSstr. 68–70

Page 5: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 3

reDakcjaredaktor naczelny Piotr legutkosekretarz redakcji Dobrosław Rodziewiczzespół: Bożenna Dobrzyńska, andrzej kaczmarczyk, marek Palczewski, Stefan truszczyński, andrzej Stawiarski,Błażej torański. korekta: ewa kluba.iSSn 1428–5088Druk: off–PRintnakład 1500 egz.DtP: emem Zdjęcie na okładce:fot. Szymon ŁaSzewSkI

felietony

GaleRia SDP

nagroda im. erazma Ciołkastr. 38–45

nagroda eugeniusza lokajskiegostr. 60–63

Piotr legutkostr. 1

Jerzy Jachowiczstr. 64

elżbieta królikowska-avisstr. 67

marek Palczewskistr. 71

krzysztof kłopotowskistr. 72

andrzej kaczmarczykstr. 84

WSPomnienie

Promienistystr. 82–83

wyDawcastowarzyszenie Dziennikarzy Polskich00–366 Warszawa, foksal 3/5tel/fax 22 827 87 20e–mail: [email protected]

60

nr 01 (121)

Page 6: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 4konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 7: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

elita stanęław szranki

To już 24 raz Stowarzyszenie DziennikarzyPolskich przeprowadziło ogólnopolskidoroczny konkurs. Prawie trzysta prac

w trzynastu kategoriach.

✎ STefAn TRuSZCZyńSKi

Page 8: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 6konkurs sDP

✎ STefAn TRuSZCZyńSKi

Przeczytałem, przesłucha-łem, obejrzałem wszystkie prace.W gronie jurorów dyskutowaliś-my, a nawet kłóciliśmy się ostrow sprawie nagród i wyróżnień.W dziewięćdziesięciu procentachostateczne decyzje uważam zasłuszne. Boli mnie tylko kilkaspraw, ale poddałem się decyzjiwiększości i nie trzasnąłemdrzwiami. Tutaj też chcę napisaćo tym co było, co jest dobre.

Każdy juror, a tym bardziejjuror – czynny twórczo dzienni-karz, ma poglądy, preferencjei przemyślenia historyczne. Jednołączy, a przynajmniej powinno łą-czyć, mianowicie podejście doetyki – to, jak pojmowana jestprzez żurnalistów. Oczywiścieważnych jest wiele spraw: facho-wość zrealizowania zamysłu, for-ma, wybór środków; ważna jestodwaga i dostrzeżenie ważnościsprawy przy wyborze tematu. To,jak zrealizowany został zamysł,powinno być rozpatrywane podkątem pytania: czy dołożonowszelkich starań. Mało, że „stara-no się”. Oceniać trzeba jak to wy-szło. Juror powinien mieć do-świadczenie, powinien myśleć ko-leżeńsko, ale starać się być jak naj-bardziej obiektywnym. To oczywi-ście bardzo szerokie pojmowaniedziennikarskiej etyki. ujmując tokonkretniej – bardzo pomocne sąpodstawowe rady żurnalistyczne-go dekalogu: sprawdzić, potwier-dzić w kilku źródłach; przystępo-wać do badania sprawy bez uprze-dzeń, a nawet na początku przyjąćzałożenie, że ludzie w gruncie rze-czy są dobrzy.

Można powiedzieć, żedziennikarz jest trochę jak saper.Myli się raz. Jeśli nawet popełnia-jąc błąd nie wysadzi samego sie-bie, to może skrzywdzić, zranićalbo i nawet zabić. Spóźnione żaleto za mało.

Biegnąc okiem i uchemprzez stos nadesłanych z wielkąnadzieją prac, najbardziej żałowa-łem, że tak mało z nich możemynagrodzić, wyróżnić. Dla mło-dych dostrzeżenie to wspaniały

lumping – taki dodatkowy prógwyrzucający w górę narciarskiegoskoczka. Starsi natomiast uważają,że jest to nagroda za długie ocze-kiwanie, wieloletnią pracę. Jednaknagradzając, nie powinniśmy de-cydować ze względu na wiek auto-ra. Koncentrujemy się na samymdziele. Cieszy, że wśród docenio-nych w tym konkursie wieludziennikarzy pracuje w regional-nych ośrodkach. Krajowa elitarozszerza się.

Pamiętam, jak kiedyś dozwiązku literatów nie przyjętowspaniałego podróżnika, autorapoczytnych książek. A na tym sa-mym posiedzeniu zdecydowano(przekonał kolegów ówczesnyprezes Wojciech Żukrowski), żedołączy literatów dołączy skrom-ny poeta. Skromny, ale zdolny, bowiersze podobały się i dorosłym,i dzieciom. Zdecydowano tak, boliteratura to już sztuka. Dzienni-karstwo jest jednak tylko rzemio-słem. Może być oczywiście znako-mite i w formie, i w treści. Możebyć nawet uznane za pisarstwo,ale to dzieje się rzadko. i trzeba,by upłynął pewien czas.

Ocena dziennikarstwa możeulegać zmianom. np. gdy dowie-my się, że ktoś kłamie, opisującsiebie jako świadka wydarzeń albopopełnił plagiat. Świat powstajew naszej wyobraźni. Różne mogąbyć przyczyny kolorów takiegoobrazu. Szekspir słusznie zauwa-żył, że „często nie jest tak, jak siępaństwu wydaje”.

Dziennikarz to taki zwia-dowca. idzie w szpicy. na bagnapowinien wyposażyć się w wode-ry, na wodzie w sztormiak i kami-zelkę ratunkową. Trudno mu jed-nak zabezpieczyć się przed bandy-tą. Reporter nie podąża z kałasz-nikowem, a nawet walterem zapasem. Gorzej jeszcze czasem jestz zabezpieczeniem się przed od-powiedzialnością cywilną. W sieciparagrafów, pętli zarzucanej przezdrogie kancelarie adwokackie,dziennikarz jest często samotny.Mówią mu – fajny napisałeś arty-kuł, ale teraz radź sobie sam.

nieważne, że miał nosa, żewykazał upór i wiarę, że tak na-

prawdę, to miał rację. Wiele jesttakich prac przysyłanych na kon-kursy. niektórzy nasi koledzy wy-grywają sądowe sprawy. inni mu-szą się pokajać, chociaż burzy sięw nich wszystko. Konkurs jestpewnym zadośćuczynieniem.Czytając, oglądając – oceniamybardzo wysoko zaangażowanieautora.

Zaryzykuję nawet twierdze-nie, że wszystkie nadesłane namprace były przygotowywane uczci-wie. Różne środki do dyspozycjimieli ich twórcy. Ci z bogatychfirm (np. telewizyjnych) mieli,zdawałoby się, łatwiej. A jednak tonie najdroższe produkcje zwycię-żały. najbardziej skuteczne było,gdy powierzone środki wspoma-gało dobre wykonanie. Wielkieznaczenie mieli także zaangażowa-ni przez autorów prowadzący nar-rację. Trzeba tu wspomnieć AnitęWerner z TVn i Radosława Brzóz-kę z TVP. Zresztą nie tylko onipracowali doskonale. Wszystkichtrudno wymienić, bo lista byłabybardzo długa.

i jeszcze o odwadze. To waż-na dziennikarska cecha. Możnasię nią wykazać, działając w pło-nącym terenie, na wojnie. Możnarównież w publicystyce odważneji istotnej społecznie. Juror nie po-winien być obojętny, gdy widzi, żeautorowi bardzo zależy na dojściudo prawdy. Juror się cieszy, gdyanalizuje wybitne propozycje.Myśli wtedy o autorze przez dużeA i chętnie nazywa go twórcą.

Właśnie takich prac dosta-liśmy bardzo wiele. Stąd naszeszczere gratulacje, a także przeko-nanie, że konkurs ma sens, żew naszej żurnalistyce jest wieledobrego, a jeszcze więcej obiecu-jącego. Oby w przyszłości udałosię pozyskiwać więcej sponsorów.Obyśmy mieli więcej pieniędzy nanagrody.

namawiamy do przysyłaniaprac w kolejnych latach. A oto lis-ta nagrodzonych z informacją,gdzie i kiedy poszczególne artyku-ły, słuchowiska, reportaże filmowesię ukazały. Kierując się datą na-dania, można znaleźć poszczegól-ne pozycje w internecie.

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 9: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 7konkurs sDP

dopalaczy”, tVn Superwizjer,24.11.2015 r.

małgorzata Cecherz,małgorzata mikulska–Rem-bek, Przemysław talkowski,anna oblicka – „Czy państworadzi sobie z lichwą”, Polsatnews, 29.05.2016 r.

Witold Gadowski – „Łow-ca smoków” odc.1, „Diabeł za-trzymał się w kalabrii””, tVP 1,14.09.2016 r.

magdalena Wadowska– „Uczeni, kłamstwa i zaginionepergaminy”, „Gazeta WyborczaDuży format”, 1.09.2016 r.

Łukasz kowalski – „Co sięstało z marcinem Ciakiem?”,tVP1 ktokolwiek widział, kto-kolwiek wie…, 2.09.2016 r.

Nagroda im.KazimierzaDziewanowskiego

NagrodaJowita Baraniecka, anita

Werner – „miss więzienia”,tVn, 23.03.2016 r.

Wyróżnieniateresa kaczorowska – „od

Warszawy do tobolska”, „kroni-ka XV międzynarodowego mo-tocyklowego Rajdu katyńskie-go”, „Ciechanowskie Zeszyty li-terackie”, wrzesień 2016 r.

Cezary Galek – „Dziewczy-na ze lwowa”, Radio Zachód,17.04.2016 r.

Paweł Rakowski – „na nie-mców polują, a nas się boją”,„kurier Wnet”, 1.03.2016 r.

Wojciech Pestka – „Petrosamozwaniec. Strażnik prezy-denckiego pałacu.”, „odra”,grudzień 2015 r.

marcin makowski – „ark-tyczny wyścig zbrojny”, Do Rze-czy”, 11–17.01.2016 r. oraz„Reaktywujmy stację arctow-skiego”, „Do Rzeczy”, 4–10.04.2016 r.

Nagroda im. MaciejaŁukasiewicza

I Nagroda w wysoko-ści 6 tys. zł

Violetta Rotter–kozera

– „idea, która przerasta co-dzienność – PWm”, tVP kato-wice, 3.05.2016 r.

II Nagroda w wysoko-ści 4 tys. zł

endy Gęsina-torres– „hejt, który niszczy życie”,tVn Superwizjer, 17.09.2016 r.

Wyróżnieniamartyna Wojciechowska,

hanna Jewsiewicka – „Sulawe-si. Życie po życiu”, tVn,25.10.2015 r.

Jerzy kalina –„Siaroża”,Belsat tV, 14.01.2016 r.

Jarosław iwaniuk – „Sie-roża”, Polskie Radio Białystok,5.01.2016 r.

izabela Patek – „nie na-prawiajcie zegara”, PolskieRadio Zachód, 3.07.2016.

Dariusz Jaroń – „Grozinam era smatfonoholików”,interia, 23.09.2016 r.

Roman Wasiluk – „arty-sty prolog czy epilog”, Pra-cownia filmu, dźwięku i foto-grafii – michałowo,12.08.2016 r.

Nagroda im. JanuszaKurtyki

I Nagroda w wysoko-ści 5 tys. zł

agnieszka Czarkowska –„Była z nami Renia”, PolskieRadio Białystok, 22.10.2015 r.,„testament”, Polskie RadioBiałystok, 1.03.2016 r. oraz„ostatni szabas”, Polskie Ra-dio Białystok, 21.06.2016 r.

II Nagroda w wysoko-ści 3 tys. zł ufundowanaprzez Fundację Solidarno-ści Dziennikarskiej

Błażej torański – „niema wolnych mediów”, „DoRzeczy”, 25–31.01.2016, „Cen-zorów uczono prawdy o his-torii Polski”, „Do Rzeczy”, 22–28.02.2016 r. oraz „Stara-łem się nie kłamać”, „odra”,6.06.2016 r.

Wyróżnieniaewa Szkurłat–adamska –

„Dziennik ciszy”, Radio kra-ków, 19.06.2016 r.

Główna NagrodaWolności Słowa

I Nagroda w wysokości10 tys. zł

Paweł lisicki – „krew nanaszych rękach?”, Wydawnic-two: fabryka Słów, wrzesień2016 r.

Dwie równorzędneII Nagrody w wysokości5 tys. zł każda

Jolanta hajdasz – „Żoł-nierz niezłomny kościoła”, kinoRialto, 25.09.2016 r.

maciej kuciel – „Sędzia”,tVn Superwizjer, 5.04.2016 r.

Wyróżnieniamarta Rebzda – „Po-

grom”, Polskie Radio Pr.1,4.07.2016 r.

tomasz Patora – „Choro-ba jeszcze nie minęła”, tVn Su-perwizjer, 23.02.2016 r.

Nagroda Watergate

Nagrodamarek Pyza i marcin Wikło

– „tajemnice fortuny adamowi-cza”, „W Sieci", 18.07.2016 r.

Wyróżnieniamichał fuja – „królowie

Laureaci konkursu

nagrody sDP 2016

Page 10: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 8konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

str. 8

Jolanta Roman–Stefa-nowska – „Powrót do ojczyz-ny”, tVP, maj 2016 r.

maciej marosz – „Safjanw hitlerowskim mundurze”,„Gazeta Polska”,7.09.2016 r.

maria Brzezińska – „narówniku w samo południe”,Radio lublin, 12.06.2016 r.

Nagroda im.EugeniuszaKwiatkowskiego

I Nagroda w wysoko-ści 5 tys. zł

andrzej tomczak – „nie-zapłacona praca podwyko-nawców”, tVP2 ekspres Re-porterów, 29.12.2015 r. oraz„Benzyna we krwi”, tVP2 eks-pres Reporterów,27.09.2016 r.

II Nagroda w wysoko-ści 3 tys. zł

Łukasz Pałka – „Jak na-prawdę działa forex? Praw-nik zdradza fakty niewygod-ne dla brokerów”, Portal mo-ney.pl, 15.01.2016 r., „osiemi pół minuty na rynku forex.klient z Wrocławia zyskał nafranku ponad 50 tysięcy zło-tych. Broker twierdzi, że zys-ku nie ma, tylko dług”, portalmoney.pl, 24.05.2016 r. oraz„Pan Jacek z lublina miał po-mnażać pieniądze. Wszyst-kich spotkała kara za chci-wość”, Portal money.pl,10.05.2016 r.

Nagroda im.Aleksandra Milskiego

Nagrodatygodnik „nowe info”,

red. nacz. Jarosław Jędrysik Wyróżnieniamagazyn „Redakcja BB””

z Bielska-Białej, red. nacz.anna Cieśla

tygodnik „express So-chaczewski”, red. nacz. JerzySzostak

„miasto »Ł« Łódzka Ga-zeta Społeczna”, red. naczel-na aleksandra Dulas

Nagroda im. StefanaŻeromskiego

Nagrodaendy Gęsina–torres

– „Czemu nie gracie ze mnąfair” część i, tVn Uwaga,7.01.2016 r.

Wyróżnieniaanna kalita – „tu nie ma

sprawiedliwości”, tVn Uwaga,30.05.2016 r.

martyna Wojciechowska,hanna Jewsiewicka – „Paryż.mała afryka”, tVn,11.10.2015 r.

małgorzata Łupina – „ob-sesja doskonałości”, tVn Style,8.11.2015 r.

Waldemar Wiśniewski –„Sim sam sum włókienka”, tVPŁódź, 31.03.2016 r.

Joanna morawiecka, mag-dalena Skawińska – „Prywatnasprawa starszej pani”, PolskieRadio Pr.1, 30.05.2016 r.

Nagroda im. AdolfaBocheńskiego

I Nagroda w wysokości6 tys. zł

olga mickiewicz–adamo-wicz – „Bóg, honor, ojczyznai ja”, Polskie Radio pr.1,7.12.2015 r.

II Nagroda w wysoko-ści 4 tys. zł

marcin makowski – „ideo-wa krucjata przeciw Polsce”,„Do Rzeczy”, 14–20.12.2015 r.,„Celebryctwo”, „Do Rzeczy”,1.07.2016 r., „Świat apple-baum i Sikorskiego”, „Do Rze-czy”: 03–11.09.2016 r.

Wyróżnieniaewa tylus – „Dziwna

sprawa pożydowskiej kamieni-cy”, „nasza Polska”,1.12.2015 r. oraz „Próba za-właszczenia warszawskiej ka-mienicy”, „nasza Polska”,15.12.2015 r.

marta Zdzieborska– „Bunt w krainie cudów”, „ty-godnik Powszechny”,13.12.2015 r. oraz „Greckieucho igielne”, „tygodnik Po-wszechny”, 1.05.2016 r.

Nagroda im.KazimierzaWierzyńskiego

NagrodaSylwia michałowska

– „Powrót (wice)mistrzyni”tVP Sport, listopad 2015 r.

WyróżnieniaDariusz faron – „niepo-

konana”, onet.pl,18.02.2016 r. oraz „tego nieleczymy, ten niech już umie-ra” onet.pl, 13.03.2016 r.

Daniel karaś, norberttkacz, David Zeisky – „attilaambrus – sportowiec i prze-stępca »najbardziej bałemsię, że będę musiał zabić«”,blog358.pl, 25.08.2016 r.,weekend.gazeta.pl,16.04.2016 r.

Nagroda im. ErazmaCiołka

Szymon Łaszewski – foto-reportaż „ludzie ze smartfo-nami”, Portal polki.pl, marzec– sierpień 2016 r.

Nagroda im.EugeniuszaLokajskiego

mieczysław Pawłowicz– fotoreportaż „nie tylko Ja-giellonia”, blog „listy z podró-ży”, 24 lipca 2016 r.

Nagroda im.prof. StefanaMyczkowskiego

Nagrodaalicja Grzechowiak

– „Wiedźma”, tVP Białystok,10.06.2016 r.

WyróżnienieJoanna tryniszewska, Jo-

anna klimowska–kronic– „Podmuch energii”, tVP1, listopad, grudzień 2015 r.

Laur SDP 2016:

ks. infułat ireneusz Sku-biś – kapłan i Polak wielkiegosumienia.

Page 11: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

konkurs sDP str. 9

Zarząd Główny StowarzyszeniaDziennikarzy Polskich przyznał jed-nogłośnie nasze najwyższe wyróż-nienie „Laur SDP” księdzu infułato-wi doktorowi ireneuszowi Skubisio-wi. Gratulujemy!

„Laur” jest w rękach wspania-łego Laureata. na statuetce widniejenapis – „Kapłanowi i Polakowi– wielkiego sumienia”.

Długa jest lista nagród i wyróż-nień w posiadaniu księdza ireneusza.nie da się ich tu wszystkich wymie-nić. nic dziwnego, długie i niezwyklepracowite jest życie naszego Laurea-ta. Choć jednak wymienię: KrzyżOficerski Orderu Odrodzenia Polski– to jego najwyższe odznaczeniepaństwowe. Do nagrody imieniaŚwiętego Maksymiliana Kolbego,przyznanej mu przez Katolickie Sto-warzyszenie Dziennikarzy, dołączadziś „Laur SDP”. To, że dziennikarzeSDP i KSD spotykają się razem pod-czas wspólnej modlitwy na JasnejGórze w Częstochowie, jest także za-sługą księdza ireneusza. Ale z osobąKsiędza ireneusza Skubisia wiąże sięprzede wszystkim jego – „niedziela”– katolicki tygodnik, który stworzyłna nowo i pieczołowicie rozwijał,a dziś jest jego honorowym Redak-torem naczelnym, wciąż aktywnym

jako dziennikarz, felietonista, ko-mentator życia religijnego, politycz-nego, społecznego. Przypomnę, żetygodnik „niedziela”, wydawany od1926 roku, z przerwą na niemieckąokupację, dalej, z przerwą, od 1953roku, na komunistyczną deprawację,po jego wznowieniu w 1981 roku byłi jest dotąd pod troskliwą opiekąksiędza infułata. Od tego czasu, nie-przerwanie od 36 lat, przypomina onnam, że niedziela dla katolików i Po-laków jest pierwszym dniem tygo-dnia, najważniejszym, a nie „siód-mym dniem tygodnia”. Jest dla nasoczywiste, że „niedziela” to tygodnikkatolicki, o czym świadczy nie tylkopodtytuł, ale przede wszystkim za-wartość, że odniosę się do tytułu in-nego tygodnika, w treści mało kato-lickiego, a jednak sygnowanego tympodtytułem. Od tego czasu ksiądzireneusz ewangelizuje jako diecezjal-ny duszpasterz akademicki, diecez-jalny asystent Akcji Katolickiej Ar-chidiecezji Częstochowskiej, dyrek-tor Wydawnictwa Diecezjalnego, re-daktor „Częstochowskich StudiówTeologicznych”, członek Komisji epi-

skopatu Polski do Spraw Kultury,Komisji do Spraw Środków Społecz-nego Przekazu, prałat honorowy pa-pieża świętego Jana Pawła ii, współ-założyciel Katolickiego Stowarzysze-nia Dziennikarzy, twórca serii wy-dawniczej „Biblioteka niedzieli”,dzięki której pojawiło się ponad300 wartościowych, tak potrzebnychPolsce książek.

Ksiądz ireneusz w wielkiej pol-skiej rodzinie dziennikarzy jest wzo-rem, autorytetem, nauczycielem, alerównocześnie skromnym cotygo-dniowym felietonistą i komentato-rem, osobą w niczym nie narzucającąsię swoim odbiorcom, bo zawsze taksamo zatroskany o kondycję religijnąi obywatelską rodaków. DlategoKsiądz infułat nie mieści się w kate-gorii „dziennikarz katolicki”, nie wia-domo przez kogo wymyślonej, chybapo to, aby dzielić dziennikarzy na ka-tolickich i tych innych. Prawdziwymdziennikarzem jest ten, kto posługujesię słowem pisanym czy mówionym,po to, aby głosić prawdę, zarówno tęnadprzyrodzoną, jak i codzienną, abysłużyć dobru i sprawiedliwości. Byćgłosem sumienia. Dlatego „Kapłan– Polak wielkiego sumienia”. Kapłań-stwo i dziennikarstwo oraz duszpa-sterstwo w posłudze księdza ireneu-sza są właśnie takie, spod znaku:Bóg, honor i Ojczyzna.

Laudacja nie powinna być zbytdługa ani – rzecz jasna – zbyt krótka,ale też nie może być pozbawionaosobistych refleksji głoszącego. i tu,jako radiowiec o 40–letnim w tymroku stażu, pragnę podziękowaćKsiędzu ireneuszowi za radiowe fe-lietony wygłaszane szczególnie w Ra-diu Maryja. niepowtarzalny, praw-dziwy Dar Boży, oryginalny księdzagłos, ton i tembr, tempo oraz intona-cja wypowiedzi radiowej w połącze-niu z zawsze ważną aktualną treścią,tworzą niezapomniany efekt wrażli-wości, refleksji obywatelskiej i powa-gi. nie było sposobu słuchać księdza,zajmując się w tym czasie innymi,zwykłymi czynnościami, dlatego za-trzymywałem samochód i słuchałemdo końca.

Księdzu infułatowi dr. ireneu-szowi Skubisiowi życzymy długich latw kapłańskim i dziennikarskim po-słannictwie.

✎ WOJCieCh ReSZCZyńSKi

Laudacja ku czciLaureata

Page 12: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 10konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Główna NagrodaWolności Słowa

od Golgoty do kominów auschwitz

Z Pawłem Lisickim, lau-reatem Głównej NagrodyWolności Słowa rozmawiaBłażej Torański.

BŁaŻej toraŃski: jest Pan Ży-dem?

PAWeŁ LiSiCKi: nie.Lubi Pan Żydów? ma wśród nichprzyjaciół?

Ostatnio przyjacielem nazwałmnie publicznie Szewach Weiss. Za-kładam więc, że mam wśród Żydówprzyjaciół. Mógłbym też wymienićinne przykłady, ale to są prywatneznajomości.w książce „krew na naszych rę-kach?” rozprawia się Pan z mita-mi, obala obiegowe tezy, prowa-dzi dyskurs o Holokauście i rezo-nansie żydowskiej opowieści o Za-gładzie. Żydzi są narodem wybra-nym?

Wierzę, że byli narodem wybra-nym w tym sensie, że Bóg zawarłz nimi przymierze. nie zajmowałemsię jednak tym, czy Żydzi są narodemwybranym w rozumieniu biblijnym.interesuje mnie, kim są współcześnie.Polemizuje Pan z agnes Heller,węgierską publicystką, któraw eseju „Pamięć i zapominanie.o sensie i braku sensu” twierdzi,że potomkowie abla i kaina, nie-skażone i niewinne ofiary, to wy-łącznie wyznawcy religii mojże-szowej. wszyscy inni ludzie na Zie-mi to kainowa progenitura, obar-czona winą krwi.

Zachowując właściwe proporcjemożna by pozycję heller porównać dostatusu Adama Michnika w Polsce.Według niej ludzkość została podzie-lona na dwie części: na Żydów, potom-ków Abla i Kaina oraz nie–Żydów.i od tej pory – jej zdaniem – powstajenowa etyka. Ma się sprowadzać dotego, że nie–Żydzi powinni mieć po-czucie winy w stosunku do Żydów.Wydaje mi się, że jest to podejście ra-sistowskie, rzecz nie do przyjęcia, po-kazująca, do czego mogą ludzi dopro-wadzić ideologiczne zapętlenia.kto ma mieć to poczucie winy?my – Polacy? my – chrześcijanie?

Ani my – Polacy, ani my –chrześcijanie żadnego poczucia winywobec Żydów mieć nie powinniśmy.Co do Polaków – w zdecydowanejwiększości chrześcijan, katolików– ocena zachowania nie jest prosta.Zdarzały się przypadki szmalcowni-ków, kolaborantów, którzy w zamianza korzyści wysługiwali się niemcom,próbowali donosić. Wyraźnie jednakrozróżniam zachowanie jednostek,które postępowały na własną rękęi działanie narodu czy państwa. Pol-ska, jako państwo, żadnej kolaboracjiz niemcami nie podjęła. nie było ża-dnego przyzwolenia dla szmalcowni-ków czy donosicieli. Wręcz przeciw-nie, zgodnie z prawem państwa pod-ziemnego ci przestępcy powinni byćkarani i czasem byli. Choć rzecz jasnanie wystarczająco. Wynikało to jednakze słabości struktur podziemnych.Dlaczego więc tak silny rezonansświatowy zyskują kłamliwe tezy,jak na przykład ta, którą wypo-wiedział joel mergui, że „Polskazagazowała Żydów”.

One są nadal silne i żywe. Od-wołam się do słów, które pojawiły siękilka dni temu w programie BBC. Wy-powiedział je Allan Little, autor filmupoświęconego czasom holokaustu:„holokaust nie był jedynie niemiec-kim przedsięwzięciem. Wymagał ak-tywnej współpracy norweskich urzęd-ników, francuskiej policji, polskichmaszynistów oraz ukraińskich bojó-wek paramilitarnych. Każdy okupo-wany kraj w europie ma swoich entuz-jastycznych uczestników holokaustu”.To jest właśnie zjawisko, które nazwa-łem w książce religią holokaustu.na czym opiera się ta religia? ja-kie ma dogmaty?

Moim zdaniem składa się z czte-rech dogmatów. Pierwszy mówio tym, że holokaust był centralnym,jedynym, nieporównywalnym wyda-rzeniem w dziejach świata i ludzkości.Że żadna inna zbrodnia nie mogła sięz holokaustem równać i to jest całko-wicie wyodrębnione i dominujące.Druga teza mówi, że Żydzi byli bar-dziej „niewinnymi” ofiarami, aniżeliinne. Trzecia teza powiada, że tak na-prawdę w holokauście entuzjastycznieuczestniczyły wszystkie narody, a hit-ler był tylko kimś, kto to umożliwił. Żebył tylko swego rodzaju katalizatorem,a nie jedynym zbrodniarzem. Czwartateza mówi, że historyczną przyczynąholokaustu był zakorzeniony od wie-ków antysemityzm, który narodził sięwraz z powstaniem chrześcijaństwa,rozwijał się przez stulecia, aż w XXwieku wybuchnął ze stokrotną siłą.A jego głównym źródłem był Kościółkatolicki. Punktem wyjściowym naro-dzin tego antysemityzmu były opowie-ści o Pasji, o męce Pańskiej. Krótkomówiąc: to, co zaczęło się na Golgocie,skończyło się w kominach Auschwitz.nazywam je dogmatami, ale w sensiehistorycznym są to tezy absurdalne.ich zwolennicy nie traktują ich jednakjako tez do dyskusji, tylko jako rzeczobjawioną, czyli jako coś z czym sięnie dyskutuje. Te tezy składają się nato, co nazywam religią holokaustu.rozbija Pan mit o chrześcijańskiejodpowiedzialności za Holokaust.Dlaczego jednak każda krytyka ju-daizmu odbierana jest jako anty-semityzm?

Pomysł, aby każda krytyka juda-izmu jawiła się jako antysemityzm jest

nagrody sDP za rok 2016.Rozmowy

Page 13: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 11konkurs sDP

kompletnie absurdalny. Gdybyśmyprzyjęli ten sposób rozumowania naj-większymi antysemitami byli prorocyizraela. nie ma tak ostrych sformuło-wań dotyczących zachowania ludu iz-raela i Żydów, jak to, co znajdziemy odpoczątku w Pięcioksięgu Mojżesza, za-pisach izajasza, Jeremiasza… To jesttak absurdalne, że aż trudno uwierzyć,że jest to traktowane poważnie przezdużą część naukowców. Chrześcijanie,którzy uważali, że obietnica, która zos-tała złożona prorokom tak naprawdędotyczyła przyjścia Mesjasza (upatry-wali go w Jezusie), siłą rzeczy stali sięnaturalnymi oponentami tych, którzyw Jezusie Mesjasza nie uznali. Mieliśmydo czynienia ze sporem religijnym,prowadzonym przez dwie strony: tych,którzy uważali chrześcijan za odszcze-pieńców i tych, którzy uważali, że więk-szość Żydów nie przyjęła w JezusieMesjasza, choć powinna. Przedstawie-nie tego sporu religijnego jako rasowe-go – w którym semici stanęli naprze-ciwko antysemitów – jest absurdalne.Duża część mojej książki poświęconajest krytyce tego stereotypu, który w fa-talny sposób wpłynął na nauczaniewspółczesnego Kościoła. Sprzeciwiamsię kolejnym aktom ekspiacji i bicia sięw piersi, jakie od lat 60. XX wiekuz rosnącą intensywnością uskuteczniająkolejni teologowie chrześcijańscy, takprotestanci, jak i katolicy. Co gorszaw tych powszechnych przeprosinachbiorą udział hierarchowie, nawet papie-że. To droga ku przepaści.na czyich wobec tego rękachkrew, Panie Pawle?

Krew jest zawsze na rękachzbrodniarzy. Tych, którzy byli ideolo-gami rasistowskiego narodowego so-cjalizmu, jak hitler i jego grupa. Do-prowadzili do tego, że zanikło pojęciepraw uniwersalnych. To przeciw nimpodnosił w latach 30. głos Watykan.Pius Xi i Pius Xii stale podkreślali, żegodność człowieka, której nie wolnonaruszać jest niezależna od rasy, odpochodzenia, od biologii. To, co byłokwintesencją zła, głównym powodem,dla którego doszło do tak masowychzbrodni, było stwierdzenie, że są różnegrupy ludzi, które możemy elimino-wać, zabierać im życie. Człowiek przy-znał sobie prawo do decydowaniao tym, kto jest, a kto nie jest godny ży-cia. na początku programowi przy-

musowego uśmiercania podlegałyosoby mające „niewartościowe życie”.naziści wspierali wielki program euta-nazyjny. Potem na skutek tej pierwszejzbrodni eliminacji niemcy rozprawialisię z kolejnymi „niewygodnymi” gru-pami – to działało na zasadzie równipochyłej. Po 1939 roku na masowąskalę z Polakami  i Żydami. Przeło-mem był czerwiec 1941 roku, kiedy tozbrodniczość reżimu jeszcze wzrosłai zaczęło się systematyczne, powszech-ne mordowanie Żydów przez nie-mców.

Główna Nagroda Wolności

Słowa za publikacje w obronie

demokracji i praworządności,

demaskujące nadużycia władzy,

korupcję, naruszenie praw

obywatelskich, praw człowieka.

Paweł Lisicki

dziennikarz, publicysta,

absolwent Wydziału Prawa

Uniwersytetu Warszawskiego.

W latach 1993–2005 pracował

w „Rzeczpospolitej” jako szef

działu opinii i zastępca

redaktora naczelnego,

od 13 września 2006

do 27 października 2011 był

redaktorem naczelnym tego

dziennika. Od 7 lutego 2011 do

28 listopada 2012 – redaktor

naczelny tygodnika „Uważam

Rze”. Od czterech lat redaktor

naczelny tygodnika „Do Rzeczy”.

Autor kilku książek.

Odznaczony Krzyżem Kawalerskim

Orderu Odrodzenia Polski. Za

książkę „Krew na naszych

rękach?” SDP przyznało mu

Główną Nagrodę Wolności Słowa.

Główna NagrodaWolności Słowa

Zaklęty krągBŁaŻej toraŃski: czy w Polscehandluje się wyrokami sądowy-mi?

MACieJ KuCieL: W przypad-ku sędziego Janusza K. z Sądu Rejo-nowego w Kościerzynie, byłego prze-

wodniczącego Wydziału Karnego,który to przypadek opisałem w repor-tażu „Sędzia” – tak. On handlowałwyrokami i został za to co najmniejdwukrotnie skazany. nie można jed-nak generalizować. Jestem zdania, żetrzeba głośno mówić o przypadkach,kiedy ktoś zostanie złapany za rękę.To było, jest i będzie. Prawdziwy pro-blem kryje się jednak w czymś in-nym: środowisko nie oczyszcza się zeskorumpowanych sędziów, tylko ho-duje takie wrzody jak Janusz K.Przez kilka lat sędzia k. za ła-pówki chronił przed wykona-niem wyroku mariana t., przed-siębiorcę skazanego na wyrokbezwzględnego więzienia. szan-tażował go: „albo pójdziesz sie-dzieć, albo płacisz pieniądze”.co roku marian t. płacił sędzie-mu 10 tys. zł, w sumie uzbierałosię 100 tys. zł. jak to możliwe, żeprzez tyle lat sprawa nie wyszłana jaw?

Bo nikt nie miał w tym żadne-go interesu. Sędzia szantażował ska-zanego. Skazany nie chciał iść dowięzienia, więc płacił. Sędzia, prze-wodniczący Wydziału Karnegow niewielkiej Kościerzynie,  wymy-ślał, w jaki sposób odroczyć wyko-nanie kary. układ zamknięty, w któ-rym każdy odnosił korzyść. nikt niemiał interesu, aby ten zaklęty krągprzerwać. Marianowi T. skończyłysię jednak pieniądze, a nadal byłszantażowany. Wielu ludzi wiedzia-ło, że u sędziego można coś załatwić.w reportażu sędzia janusz k.mówi: „zmienię kuratora, usta-wię go”. albo: „jest wniosek pro-kuratora i wszystko będziedobrze”. myślisz, że skorumpo-wany sędzia dzielił się łapówka-mi z prokuratorem lub kurato-rem? a może był to tylko układkoleżeński?

Władza sędziowska jest niemalnieograniczona. Janusz K. odraczałwykonanie kary, a nikt od jego de-cyzji się nie odwoływał. Sędziowiemają tak wielką władzę, ze mogą torobić bez końca. Wątpię, żeby sięz kimś dzielił. To były koleżeńskieuprzejmości.mógł mataczyć, wykorzystującprawo?

Page 14: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 12konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Przez dziesięć lat robił tozgodnie z procedurami.marian t. skazany został za to,ze zaniżył przed urzędem skar-bowym ilość importowanejz niemiec margaryny.

W tym samym czasie wielubiznesmenów sprowadziło margary-nę, zaniżając jej wartość. Dostali onijednak niskie wyroki. Marian T.miał wyrok trzy czy cztery lata wię-zienia i 50 tys. grzywny.nie wytrzymał szantażu, prze-rwał milczenie pod wpływemżony. Zapytała go: „jak długo,baranie, będziesz dawał się takwodzić za nos?”.

Wtedy pękł. Pojechał na poli-cję. Ostatni raz wręczał sędziemu ła-pówkę – znaczone banknoty – podkontrolą policjantów. Sąd dyscypli-narny nie zgodził się jednak na jegoaresztowanie.i to jest najciekawsze. Policjamusiała wypuścić sędziego, któ-rego przyłapała na gorącymuczynku, bo chronił go immuni-tet. Przez siedem lat toczyło siępostępowanie karne w sądzierejonowym w koszalinie, w tymczasie rzecznik dyscyplinarnynie zrobił nic. Dlaczego?

Z jednej strony rzecznik za-chował się biernie z wygody. Tłuma-czył, że czeka na wyrok sądu. Po wy-roku karnym mógłby automatycznieusunąć sędziego z zawodu. Przy ta-kim tłumaczeniu nie musiał zbieraćmateriału dowodowego, ciągać posądach kolegi po fachu. Dał mu spo-kój.to jedyna hipoteza? a może rękarękę myje?

nie znalazłem na to dowodów.Dlatego opowiadam się za hipotezą,że nikt nie chce występować przedszereg. Zapewne myślą: „niech tozrobi za mnie sąd karny, dostaniewyrok skazujący, automatycznieusunę go z zawodu. inaczej, to jamusiałbym zrobić coś przeciwko ko-ledze, a tego nie muszę”. Zarzucamrzecznikowi dyscyplinarnemu sę-dziów, że nic nie zrobił, ale podej-rzewam, że gdyby zadziałał, inni sę-dziowie mogliby mu zarzucić, ze po-spieszył się zanim został wydanywyrok skazujący. A może był nie-winny?

ok. ale w innych zawodach, naprzykład w policji, w takich przy-padkach natychmiast wyrzucasię z pracy. skąd ta pasywnośćsędziów?

nie potrafię tego wytłumaczyć,choć to był najważniejszy cel mojegoreportażu, a nie fakt, że sędzia brałłapówki. Czarne owce w każdymśrodowisku się trafiają. Sędziowie– w jednostkowych przypadkach– brali, biorą i będą brać. natomiastsposób, w jaki gdańscy sędziowie za-mietli ten problem pod dywan jestdla mnie skandalem. nadal tego nierozumiem, bo nie wykorzystali moż-liwości, jakie mieli. nic nie zrobili.narazili się na zarzuty kolesiostwa.a tomasz adamski, rzecznik pra-sowy sądu okręgowego w Gdań-sku deklaruje przed twoją ka-merą, że bardzo im zależy na za-łatwieniu tej sprawy, ale czekająna zakończenie postepowaniakarnego. Z opinii, jaką uzyskałeśw sądzie najwyższym, nie mapotrzeby uzależniania postępo-wania dyscyplinarnego od kar-nego. wypowiedź rzecznika sądunie jest wyrazem zakłamania?

Zgadzam się, bo nie zrobili nic.Bali się podjąć inicjatywę. Zrobili je-dynie minimum, które leży w ichobowiązkach, czyli wszczęli formal-nie postępowanie dyscyplinarnei odwiesili je na kołek. Patrzyli, cow tej sprawie zrobią inni.konsekwencje odwieszenia spra-wy na kołek, jak powiedziałeś,są poważne, bo polski podatnikzapłacił za to już ponad pół mi-liona złotych. tyle dostał oska-rżony sędzia janusz k., któremuprzez siedem lat płacono pensję:6 tys. zł brutto.

Taki był efekt pasywności jed-nego sędziego: zastępcy rzecznikadyscyplinarnego. Zamknął aktaw szafie i czekał.kojarzysz, że w tym samym są-dzie okręgowym w Gdańsku kil-ka lat temu była afera „sędziana telefon”: osoba podająca sięza urzędnika z kancelarii pre-miera ustalała z prezesem gdań-skiego sądu okręgowego szcze-góły związane ze sprawami są-dowymi dotyczącymi amberGold.

Dokładnie tak.to chyba nie jest przypadek?

Publicyści mogą pisać o po-wiązaniach, ja mogę mówić tylkoo pasywności i braku poczucia spra-wiedliwości ze strony rzecznika dys-cyplinarnego tego sądu.ale taką samą pasywnością wy-kazał się sąd rejonowy w ko-szalinie, prowadząc przeciwkoskorumpowanemu sędziemupostępowanie karne przez sie-dem lat! sędzia sławomir Przy-kucki, rzecznik prasowy kosza-lińskiego sądu mówi w twoimreportażu tak zwyczajnie, że„oskarżony ma prawo wykorzy-stywać wszystkie możliwości doobrony”.

Sam mam doświadczeniaw charakterze oskarżonego, którynie unika sądu. Po sześciu latachprocesu mam za sobą już trzy wyro-ki, a nadal brakuje prawomocnego.Oskarżony jestem o niezgodnąz prawem emisję wypowiedzi pew-nej sędzi. Dlatego historia sędziegoJanusza K. mnie nie dziwi. Widzę, żepraca polskiego wymiaru sprawiedli-wości opiera się na trwających lata-mi procesach. Jeśli ktoś chce, możezgodnie z procedurami to utrudniać.Sędzia K. ma w tej mierze wyjątkowedoświadczenie i wykorzystuje każdąfurtkę, aby postepowanie przedłu-żyć. nawet tłumacząc się, że … za-brakło mu okularów, aby przeczytaćakta, a w związku z tym nie ma moż-liwości obrony. Sąd Okręgowy uznałten argument i uchylił mu wyrokskazujący. W składzie orzekającymbył także… sędzia Sławomir Przy-kucki. 

Główna Nagroda Wolności Słowa

za publikacje w obronie

demokracji i praworządności,

demaskujące nadużycia władzy,

korupcję, naruszanie praw

obywatelskich, praw człowieka

Maciej Kuciel

rocznik 1973, absolwent

krakowskiej AGH. W czasie

studiów współpracował

z krakowskim dodatkiem do

„Gazety Wyborczej” i „Czasem

Krakowskim”, a w latach

następnych z działem prawnym

Page 15: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 13konkurs sDP

„Rzeczpospolitej”, z Radiem

Kraków, radiową Trójką

i Informacyjną Agencją

Radiową. Specjalizuje się

w relacjonowaniu procesów

sądowych i tematyce prawnej.

Od kilkunastu lat realizuje

reportaże dla programów TVN

„Uwaga!” i „Superwizjer”.

Wielokrotnie nagradzany

w konkursach dziennikarskich –

Grand Press i SDP. Teraz SDP

przyznało mu drugą Nagrodę

Wolności Słowa za reportaż

„Sędzia”, wyemitowany w TVN

Superwizjer.

Nagroda im.EugeniuszaKwiatkowskiego

wstyd za państwo

Z Andrzejem Tomcza-kiem o tym, jak urzędnicydziałają przeciwko peten-tom rozmawia Błażej To-rański.

BŁaŻej toraŃski: Za co tak bar-dzo nie lubisz urzędników?

AnDRZeJ TOMCZAK: Bardzoich lubię (śmiech). Zdarza się jed-nak, że mają bardzo negatywny wpływna życie innych ludzi. Kiedy ci ludziezgłaszają się do redakcji, do mnie,próbuję najpierw sprawę wyjaśnić,interweniuję. W rezultacie często oka-zuje się, że rację ma petent, nie urzęd-nik. Zwykle do rozmowy z urzędni-kiem jestem przygotowany lepiej niż onsam. Jego odpowiedzi bywają kom-promitujące i stąd może bierze sięwrażenie, że nie lubię urzędników.Tak nie jest, ale uważam, że jest ichzdecydowanie za dużo.specjalizujesz się w pokazywa-niu absurdów urzędniczych, his-torii, w których przepisy posta-wione są na głowie, a urzędnicyzachowują się jak gamonie.

Takie jest życie, że często urzędnicybłędnie stosują przepisy albo interpretująje na korzyść własną, a nie petenta.

Dlaczego w Polsce nie można ła-two i tanio – jak w czechach czyna Litwie, nie wspominając o an-glii czy stanach Zjednoczonych– zarejestrować samodzielniewykonanych pojazdów, zwanych„samami”?

Jeszcze kilka lat temu było to łat-we i tanie. Problem zaczął się wtedy,kiedy obywatele naszego kraju zaczę-li samodzielnie budować  naczepy ti-rów, przyczepy do ciągników rolni-czych, tworząc dla innych zagrożeniew ruchu drogowym. urzędnicy zmie-nili przepisy, co było błędem, bo do jed-nego worka wrzucili te przyczepyi „samy”. Koszty homologacji tychostatnich wzrosły wielokrotnie.to jest klasyczny przykład nawylanie dziecka z kąpielą, bourzędnicy ministerstwa infra-struktury wykręcili ręce pasjo-natom budującym samodziel-nie auta, odtwarzającym repli-ki dawnych pojazdów. Dla nichto jest hobby życia, ale niejed-nokrotnie także źródło utrzy-mania.

Tym przepisem urzędnicy znisz-czyli bardzo ważny, rozwijający sięw Polsce rynek dawnych pojazdów.A za nim – jak to zwykle bywa –miejsca pracy. na przykład w WielkiejBrytanii, jak wynika z moich danych,dzięki replikom pojazdów budowanychsamodzielnie pracę ma sto tysięcyosób. Dlaczego nie mogło tak byćw Polsce?w reportażu „Benzyna we krwi”pokazujesz kilka przypadków.na przykład adam karek – ope-rator telewizyjny, który miał co-raz mniej pracy – przerobił sta-rego poloneza na ekskluzywnąlimuzynę, którą wozi nowożeń-ców do ślubu. miał szczęście, bozdążył zarejestrować „sama” tużprzed zmianą przepisów. ale jużkonstruktorzy kobry czy har-leya davidsona mieli pecha,choć zajmowali się tym od lat.co, poza wściekłością, czuli dourzędników?

Totalne rozczarowanie. Ci ludziez punktu widzenia rynku pracy sąnajcenniejsi, bo kreatywni. Pomysło-wi. Oni nie wyciągają rąk do państwapo zasiłek, tylko wiele wartości temupaństwu wnoszą. nie tylko pomysło-

wość, ale także podatki. nie każdyz nich jest potentatem, ale pojawili sięjuż na rynku ich kooperanci, którzyzbudowali „fabryczki” elementów nie-zbędnych w tych konstrukcjach. Za-trudniali po kilka, kilkanaście osób.urzędnicy zniszczyli to jednym po-ciągnięciem pióra. Jednym podpisem.nie zareagowali na twój repor-taż? nie zmienili błędnej decyzji?nie naszła ich refleksja?

najbardziej uderzyła mnie bezsil-ność nie tylko tych pasjonatów moto-ryzacji, konstruktorów, ale moja jakodziennikarza. O ile zwykle – mniej wię-cej w osiemdziesięciu procentach– udaje mi się rozwiązywać problemytelewidzów, o tyle w tej sprawie po-niosłem porażkę. Ze strony minister-stwa infrastruktury spotkałem się ześcianą. Przez dwa tygodnie nie dosta-łem odpowiedzi na żadne pytanie.urzędnikom ministerstwa nie zale-żało na wyjaśnieniu tej sprawy w ja-kikolwiek sposób. nie mówiąc o po-myśle na naprawę tej sytuacji. Całko-wita „olewka”.nie dostałeś żadnej odpowiedziod rzecznika ministerstwa infra-struktury?

Są ministerstwa, którym zależyna kontaktach z mediami. Wystarczyjeden e–mail i tego samego dnia jestodpowiedź. na przykład MSW samoz siebie regularnie przysyła mi komu-nikaty. Rekord szybkości kilka razy po-biło biuro prasowe Allegro, skąd zate-lefonowano do mnie już 30 sekund powysłaniu pytania.ministerstwo infrastrukturyszturmowałeś przez dwa tygodnie.

Co gorsza, odpowiedź dostałemmniej więcej w takiej treści, jak brzmia-ło pytanie. Już to wiedziałem.konstruktorzy „samów”, bohate-rowie twojego reportażu, na jed-ną konstrukcję wydają po kilka-dziesiąt tysięcy złotych. Zgodniez nowymi przepisami, aby je za-rejestrować, za homologację mu-sieliby zapłacić sto tysięcy. ale …mogą zarejestrować te pojazdyw czechach czy na Litwie. Zyska-ją tamtejsze budżety. co czujesz,kiedy widzisz, jak państwo pol-skie kładzie kłody polskim kon-struktorom?

Page 16: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 14konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Powiem szczerze: jest mi wstyd zamoje państwo. To jest wstyd za to, zepaństwo polskie w taki sposób traktujeswoich obywateli i zmusza ich dokombinatorstwa. Z drugiej strony krewmnie zalewa, że przez to uciekają po-datki, że ludzie nie mogą tworzyćmiejsc pracy. Jeszcze kilka lat temukonstruktorzy „samów” próbowalilobbować, aby ocalić swoja pasje i do-chody, ale widzieli, ze urzędnikom natym nie zależy.jak myślisz: skąd ta pasywnośćurzędników?

Mają ciepłe posady. Co miesiącwpływa im na konto pensja. To im wy-starczy. Dlaczego mają się wychylaći robić coś ponad?

Nagroda im. Eugeniusza

Kwiatkowskiego za

dziennikarstwo ekonomiczne

Andrzej Tomczak

rocznik 1965. Mieszka

w Bydgoszczy. W dziennikarstwie

od ćwierć wieku. Reportażysta.

Współpracuje z „Ekspresem

Reporterów”. Autor filmów

dokumentalnych. Zainteresowania:

historia, literatura piękna,

filozofia. Nagrodę im.

Eugeniusza Kwiatkowskiego SDP

przyznało mu za dwa reportaże

telewizyjne wyemitowane

w „Ekspresie Reporterów” TVP 2:

„Niezapłacona praca

podwykonawców” i „Benzyna we

krwi”. W tym ostatnim autor

opisuje perturbacje pasjonatów

motoryzacji związane

z rejestracją w Polsce

samodzielnie wykonanych

pojazdów.

Nagroda im. MaciejaŁukasiewicza

koegzystencjanatury zesztuką

Z Violettą Rotter–Koze-rą o wizjonerach w świecie

edytorstwa muzycznegorozmawia Błażej Torański. 

BŁaŻej toraŃski: Pani filmbrzmi jak utwór muzyczny. takibył zamiar czy tak wyszło?

ViOLeTTA ROTTeR–KOZeRA:(śmiech) Jestem muzykiem i kon-strukcja wielu moich filmów związa-na jest z porządkiem muzycznym.Tak sobie to wyobrażam. nie po razpierwszy słyszę takie porównanie.myślałem, że będę oryginalny(śmiech). jak Polskiemu wydaw-nictwu muzycznemu udało sięprzetrwać 70 lat?

To wyłącznie zasługa ludzi, ich nie-złomności, pomysłowości, serca, od-dania. To są niezwykłe postaci. Two-rzyły one PWM w pełni świadomie,myśląc perspektywicznie, co jest naprawdę ważne. swój dokument zbudowała Panigłównie na wypowiedziach ludzi,pasjonatów. Prof. eugeniusz kna-pik, kompozytor mówi tak:„kompozytor potrzebuje wydaw-cy, kogoś, kto zbiera jego rozpro-szone myśli, utwory, zestawiaw katalogi i edytuje (…). utworybez wydawcy nie mogłyby zaist-nieć”. ale: „Pwm przechodziło ta-kie koleje losu, jak Polska. Byliś-my za żelazną kurtyną wrazz Pwm, ale Pwm potrafiło się wy-dostać poza tę kurtynę i działaćw przestrzeni międzynarodowej”.nie ma Pani poczucia, że to wy-dawnictwo jest jak samotna pla-neta krążąca we wszechświecie?

Redaktor Teresa Chylińska na-zwała to osobliwą bańką, kryształowąkulą, w której oni mogli się skoncen-trować na swojej pracy i stworzyć ta-kie warunki, żeby mogli rozwijać głów-ne idee związane z edytorstwem mu-zycznym. Bardziej z tym bym to po-równała, aniżeli z samotną planetą.PWM, żeby funkcjonować, musi miećodbiorców, musi działać dla kogoś. Tainstytucja nie może pracować na we-wnętrzne potrzeby.to tak, jak piękna koegzystencjanatury ze sztuką w ogrodzie ota-czającym dom byłego dyrektoraPwm–u, prof. mieczysława to-maszewskiego. jest las i „siedemmuz” – drewnianych rzeźb z wi-zerunkami chopina, Beetho-

vena, Bacha, mozarta, mahlerai Pendereckiego. w czole chopi-na dzięcioł wydłubał dziuplę…

W przypadku prof. MieczysławaTomaszewskiego zagadnienie jest głęb-sze: chodzi o umiejętność życia, wy-bierania w życiu tego, co jest najistot-niejsze i łączenia z tym, co najtrud-niejsze. Mam poczucie poznania czło-wieka o wewnętrznej harmonii, którypotrafił najbardziej skomplikowanesprawy rozłożyć w czasie tak, żeby uda-ło się rozwiązać wielkie problemy.Cierpliwość jest jego jedną z głównychcech charakteru.a co dla Pani przy realizacji tegodokumentu było najważniejszei zarazem najtrudniejsze?

uczynienie tego filmu komuni-katywnym. Żeby obraz znalazł zainte-resowanie odbiorców. Bo ludzie, któ-rzy tkwią w tej materii wiedzą, o cochodzi, znają się na rzeczy. Moim za-daniem było tak to sformułować, wy-myślić, zbudować, żeby opowieść byłazrozumiała dla bardzo różnych od-biorców. Pada dosyć proste wyjaśnieniez ust dr. Daniela cichego, redak-tora naczelnego Pwm–u, że „wy-dawnictwo muzyczne zajmujesię alfabetem dźwięku, muzyki,dla wielu niezrozumiałym.warsztat przygotowania publi-kacji nutowych wymaga bardzospecjalistycznej wiedzy i wyjąt-kowego warsztatu redaktor-skiego. niewiele jest wydaw-nictw muzycznych na świecie”.na czym polega wyjątkowośćPwm–u?

na kreatywności ludzi, ich au-tentycznym i bezgranicznym oddaniurealizacji tej idei. To są niesłychanietwórcze osoby, niejednokrotnie wiz-jonerzy, którzy potrafią w świecie edy-torstwa muzycznego odnaleźć siebiei wznieść wydawnictwo na wyższypoziom rozwoju. Po drugie: PWMukształtowało swój język ceniony naświecie. To jest w moim odczuciu naj-większa zaleta Polskiego Wydawnict-wa Muzycznego. Ta idea przerasta co-dzienność.to jakby twórca zbiorowy, boobejmuje bogactwo nurtów:przygotowanie nut dla profesjo-nalistów, ale i dzieci, wydawanieksiążek, przewodników, leksyko-

Page 17: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 15konkurs sDP

nów o muzyce, materiałów wy-konawczych dla orkiestr…

ideą przewodnią jest łączenie róż-nych zjawisk, nie traktowanie ichw oderwaniu od innych sztuk. Ta ideapotrafi w synkretyczny sposób spojrzećna muzykę, na to, jak ważną rolę od-grywają w niej literatura, malarstwo,poezja. Wszystkie te sztuki mogą się łą-czyć na jednej płaszczyźnie. Pytałem, jak Pwm przetrwałozakręty polskiej historii. tade-usz ochlewski był dyrektoremwydawnictwa w najbardziej bo-lesnym okresie: w stalinizmie.Danuta sobkowska, archiwist-ka, zauważa, że czasami dyrek-tor szedł na kompromis, aby do-stać przydział papieru. Papierbył przedmiotem szantażu zestrony władzy.

Tajemnica tkwi w proporcjach.W tym, co zostało.ochlewski musiał podejmowaćdecyzje uwłaczające jego godno-ści, masowe pieśni radzieckie,aby równocześnie ocalić to, conajwartościowsze? realizowaćmisję?

Musiał podejmować takie decyz-je, bo dla mnie nie ulega najmniejszejwątpliwości, że gdyby tego nie robił, niebyłoby PWM–u. Był to rodzaj handlu wymienne-go?

Oczywiście. Ale paradoks polegatakże na tym, że w części tej „działal-ności masowej” były też materiaływartościowe artystycznie. oglądając Pani film mam poczu-cie, że magiczne treści same tenobraz niosą. wiem, ze to jest złu-dzenie, ze kryje się za tymżmudna praca. co sprawiło Paniprzy realizacji „idei, która prze-rasta codzienność – Pwm” naj-więcej kłopotów warsztato-wych?

Zapanowanie nad ogromnym ma-teriałem i wybór faktów, wypowiedzi,obrazów, które utrzymają dramaturgię.Żeby opowieść była czytelna, ekspo-nowała najważniejsze wątki lub wska-zywała, gdzie głębszych szczegółówszukać. Przy realizacji takiego filmunajważniejsza jest kwestia wyboru.W tym wypadku mamy do czynieniaz ogromem działalności na różnychpolach. Dlatego wybór nie był łatwy.

Zwłaszcza, że wszyscy zasługiwali nauwagę, ale nie wszystkim można byłoją poświęcić. Pani udało się w filmie pomie-ścić nie tylko wybitnych twór-ców, jak krzysztof Penderecki,nie tylko wybitnych redaktorów,ale nawet archiwistów. każdyz nich jest wybitny.

Zgadzam się z Panem w pełni. jak bardzo motywują Panią na-grody, jak choćby ta, stowarzy-szenia Dziennikarzy Polskich?

Ta jest dla mnie niesłychanieważna, bo przyznana przez środowi-sko dziennikarskie. Z natury rzeczydziennikarze patrzą na różne zagad-nienia przez lupę. na mój film też.Tym cenniejsza jest dla mnie ta na-groda. Jest potwierdzeniem, że obra-łam właściwy kierunek. A tego nigdyjako autorzy nie wiemy. Bo każdapraca wymaga zaangażowania, alei tak w rezultacie najważniejszy jestefekt. nikogo nie będzie interesowa-ło, czy było to trudne czy łatwe. To mabyć po prostu dobre, czytelne i ko-munikatywne. W tym przypadku –zastanawiając się nad sensem swojejpracy – mam poczucie spokoju.

Nagroda im. Macieja

Łukasiewicza za publikacje na

temat współczesnej cywilizacji

i kultury oraz popularyzację

wiedzy

dr Violetta Rotter–Kozera,

absolwentka Wydziału Teorii,

Kompozycji i Dyrygentury

Akademii Muzycznej

w Katowicach. Od 1988 roku

pracownik etatowy TVP

Katowice, obecnie redaktor

odpowiedzialny. Autorka filmów

dokumentalnych, reportaży,

widowisk telewizyjnych,

koncertów, wydawca cyklicznego

programu poświęconego kulturze

na antenie TVP Katowice.

Nagrodę SDP im. Macieja

Łukasiewicza otrzymałą za film

dokumentalny o Polskim

Wydawnictwie Muzycznym: „Idea,

która przerasta codzienność

– PWM”.

Nagroda im.prof. StefanaMyczkowskiego

tam, gdzie czaspłynie w rytmieczłowieka

Z Alicją Grzechowiako Wiedźmie Biebrzańskiej,gusłach i nasłuchiwaniudźwięków przyrody rozma-wia Błażej Torański.

BŁAŻEJ TORAŃSKI: Gdziejest raj? Nad Biebrzą?

ALiCJA GRZeChOWiAK:nie wiem. Każdy ma swój raj. Boha-terka mojego reportażu, AgnieszkaZach, znalazła raj nad Biebrzą. Przezchwilę, zaledwie dwa dni, byłamw tym raju, realizowałam z ekipą re-portaż. Moi koledzy, trzydziestolat-kowie, nie byli zachwyceni, gdyoznajmiłam im, że mają bardzowcześnie wstać na nagrania. Jednakgdy zobaczyli magiczne mgłyi wschód słońca nad Biebrzą, złośćim minęła. Byli pod wielkim uro-kiem biebrzańskiej przyrody.

Bo przyroda nad dzikąBiebrzą jest rozbuchana. Ag-nieszka Zach powiada, że„trzeba jej się pokłonićz szacunkiem, z pokorą,a wtedy przyroda odda nam,pokaże wszystko, co naj-piękniejsze”.

Zawiozła nas tam, gdzie mog-liśmy zobaczyć łosie. nie wierzyłamjej, gdy mówiła, że wie, gdzie sąi w którym miejscu wyjdą. A one siępojawiły i sfilmowaliśmy cudownełosie i żurawie. Te ostatnie na na-szych oczach stoczyły spór o teryto-rium. Bohaterka mojego filmu mawspaniały zmysł i kontakt z naturą.

Nazywają ją WiedźmąBiebrzańską, czarownicą.Czyżby pochodziła z natury?

Krzysztof Kawenczyński– zwany „królem Biebrzy”, niegdyśwarszawski antykwariusz – tak właś-nie o niej powiedział, gdyż rodzina„Wiedźmy” pochodzi znad Biebrzyi narwi.

Page 18: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 16konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Agnieszka Zach jestprzewodniczką, nurkuje, zaj-muje się ziołolecznictwemi gusłami, jeździ na moto-cyklu i tworzy witraże. Ale:stale chodzi boso i pozostajew nieustannym kontakciez przyrodą. Powiada, żew miejscu, w którym żyje,czas płynie inaczej. W natu-ralnym rytmie człowieka?

Tak mi się wydaje. Moja babciamiała na Podlasiu domek na wsii chodziła ze mną do lasu i na łąkipo zioła. Zdejmowałam sandałkii biegałam boso, za babcią. Pamię-tam radość z kontaktu z ziemią. Ag-nieszka też zdobywała wiedzę o zio-łach od swojej babci. Twierdzi, że lu-dzie z miasta, żyjący bliżej „cywiliza-cji” w codziennym zapomnieniu,oderwali się od natury, ale ich korze-nie w niej pozostały. Twierdzi, żechodząc boso, nie choruje i nie od-czuwa stresu. Ma też u siebie „stodo-łę snów”, w której organizuje warsz-taty zielarskie. Dzieciaków z pobli-skich szkół uczy rozpoznawania ziół,tłumaczy, do czego te naturalne lekimożna wykorzystać. Organizujekoncerty. Słucha śpiewu ptaków, od-głosów przyrody. Trafiła mi się na-prawdę nietuzinkowa bohaterka.W reportażu „Wiedźma” bohater jestpodwójny – Agnieszka Zach orazwspaniała biebrzańska przyroda.

Skąd bierze się u Panizdolność wynajdywaniabarwnych, bogatych we-wnętrznie postaci? Intuicja?

Kiedy szukam ciekawych te-matów, wyostrzam zmysły, zwłaszczasłuch. W telewizji, przy herbacie,jedna z koleżanek powiedziała o fan-tastycznej wyprawie swoich znajo-mych nad Biebrzę. Spotkali tamprzewodniczkę, która po leśnychostępach chodzi boso. Zapaliło misię światełko. Już podczas rozmowytelefonicznej Agnieszka okazała sięosobą otwartą. Wiedziałam, że odrazu znajdziemy wspólny język.Osobisty kontakt to potwierdził, na-dawałyśmy na tych samych falach.Realizowaliśmy ten film w ciągudwóch dni, ekipa Discovery, któraodwiedziła Biebrzańską Wiedźmęwcześniej, potrzebowała na to ty-dzień.

Siłą Pani filmu, noszące-go tytuł „Wiedźma”, jestplastyczny, poetycki obraz.Postawiła Pani już Romano-wi Wasilukowi małą wódkę?

Planuję dużą… Romek jestwybitnym operatorem. Realizujęz nim filmy od lat. Jest zakochanyw Biebrzy. Bywało, że nie mógł zna-leźć czasu na realizację innych,wspólnych tematów, bo planowałsfilmowanie np. przelotu gęsi lub to-kowanie batalionów. On również za-inspirował mnie do realizacji tegofilmu.

Nagroda im. prof. Stefana

Myczkowskiego Klubu

Publicystów Ochrony Środowiska

"Ekos" za publikacje

o problemach ochrony

środowiska

Alicja Grzechowiak

Aktorka z wykształcenia,

dziennikarka z zawodu.

Współpracuje z białostockim

ośrodkiem TVP od 1998 roku.

Autorka kilkudziesięciu

reportaży społecznych,

obyczajowych i interwencyjnych

emitowanych na antenie

ogólnopolskiej i antenie TVP

Białystok oraz cyklicznych

programów edukacyjnych

i poradnikowych. Laureatka

festiwali filmowych,

zdobywczyni wielu nagród

w dziedzinie reportażu. Za

film dokumentalny „Wiedźma”

dostała Nagrodę im.

prof. Stefana Myczkowskiego.

„Żołnierz niezłomny kościoła” off the record

Jolanta Hajdasz

Kiedy dowiedziałam się, że mójfilm „Żołnierz niezłomny Kościoła”dostał nagrodę Wolności Słowa SDP,

wstyd się przyznać, ale rozpłakałamsię. na szczęście byłam wtedy sama,więc nikt nie widział tej ckliwej reak-cji. Teraz, gdy mam opisać kulisyprodukcji, ciche łzy zawodowej rado-ści wydają mi się najlepszym podsu-mowaniem ostatnich, blisko czterechlat pracy nad tym filmem i zmagańz przeciwnościami losu. To wielkieszczęście i ogromna satysfakcja mócpowiedzieć sobie, że „było warto”.

Oczywiście, nie chodzi tylkoo nagrodę i związany z nią rozgłos.Cieszy mnie to wszystko ze względuna historię głównego bohatera, bozainteresowanie jego osobą wywoła-ne m.in. nagrodą Stowarzyszeniasprawia, że pojawia się szansa uho-norowania go wreszcie tak, jak na tozasługuje. Jest radość, bo przy reali-zacji filmu „Żołnierz niezłomny Ko-ścioła” wiele razy słyszałam, że niepowinnam zajmować się tym tema-tem, bo „nie wchodzi się dwa razy dotej samej rzeki”. Wątpliwości, czy ro-bić ten film, dopadały mnie więc bar-dzo często.

Geneza

„Żołnierz niezłomny Kościoła”to po prostu rozwinięcie mojego po-przedniego filmu o abpie AntonimBaraniaku („Zapomniane męczeń-stwo”). Zrealizowałam go w 2012 r.,ponieważ chciałam udowodnić, żeOddziałowa Komisja ŚciganiaZbrodni przeciwko narodowi Pol-skiemu w Warszawie, czyli tzw. pionśledczy iPn, pomyliła się umarzającw 2011 r. śledztwo w sprawie prześla-dowania arcybiskupa Baraniakaw więzieniu, uzasadniając to brakiemdowodów na prześladowanie „fizycz-ne i psychiczne”. Ta decyzja była dlamnie niezrozumiała. W czasie trwa-nia śledztwa żyło jeszcze pięciu z po-nad trzydziestu funkcjonariuszy uB,którzy zajmowali się arcybiskupemBaraniakiem, gdy siedział w więzie-niu. W sprawie jego prześladowaniapowinien więc moim zdaniem wypo-wiedzieć się niezawisły sąd. Tymcza-sem nikt nie zaprotestował przeciw-ko decyzji OKŚZpnP, nikt jej niepodważał ani z nią nie polemizował.nikt się nią nawet nie zainteresował.nie znalazłam żadnych artykułów naten temat. Po premierze filmu „Za-

Page 19: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 17konkurs sDP

pomniane męczeństwo” przekazałamwięc do OKŚZpnP w Warszawie na-zwiska nowych świadków w tej spra-wie oraz nagrania tych, którzy jużnie żyli, a którzy z różnych źródełznali gehennę więziennych przeżyćarcybiskupa z nadzieją, że śledztwozostanie wznowione. Realizując „Za-pomniane męczeństwo”, z rozmowyna rozmowę odkrywałam wielkośćbpa Antoniego Baraniaka. Wcześniejnie zdawałam sobie sprawy z tego,jak ważną postacią był w episkopaciePolski. Byłam całkowicie zaskoczo-na, kiedy kardynał henryk Gulbino-wicz powiedział przed kamerą: „Tobyła ta wielka trójka – Wyszyński,Wojtyła i … Baraniak”. Pomyślałam:„Dlaczego tak mało o nim wiem?”.

Gdy film powstawał, miałamwrażenie, że wszyscy dookoła znajątę historię, a tylko ja w swoim co-dziennym zabieganiu ją „przegapi-łam”. film został zauważony. Dostałpięć ogólnopolskich nagród, w tymdrugą nagrodę Główną WolnościSłowa SDP. Było miło, sympatycznie,nawet wspaniale. Wiele osób z róż-nych zakątków Polski zapraszałomnie na projekcje, poznałam mnó-stwo fantastycznych osób. Słowem– cudowna zawodowa przygoda. Aleto nie było wszystko.

Decyzja

Cały czas nurtowało mnie jed-no, stale powracające pytanie: po coto wszystko, skoro nic się nie zmieni-ło i kłamstwo o tym, że w więzieniunie prześladowano arcybiskupa Ba-raniaka nadal jest oficjalnie obowią-zującą interpretacją jego losów? niktlub raczej prawie nikt nie widziw nim Bohatera. Moja frustracja po-głębiła się, gdy w 2013 r. otrzymałamodpowiedź z pionu śledczego iPn, żeprokurator prowadzący śledztwo„zapoznał się z moim filmem”, że„wobec abpa Baraniaka nie stosowa-no niedozwolonych metod śled-czych” i że nadal „brak jest podstawdo wznowienia tego śledztwa”. Dlate-go postanowiłam zrobić drugi film,by z jednej strony pokazać dowodyna to, że postępowanie władz komu-nistycznych z abpem Baraniakiemna pewno było „prześladowaniem fi-zycznym i psychicznym”, a z drugiej,

by udowodnić, jak ogromne znacze-nie dla naszego polskiego Kościołai naszego kraju, a nawet naszej częścieuropy miała jego bohaterskapostawa w więzieniu. Pierwsze zdję-cia zrobiliśmy 25 września 2013 r.w katedrze w Poznaniu – w dniu60 rocznicy aresztowania prymasaStefana Wyszyńskiego i dyrektorajego sekretariatu – ówczesnego bis-kupa Antoniego Baraniaka.

Drugi film

Ale nie było łatwo. Po pierw-szych zdjęciach znajomi dziennikarzei filmowcy ostrzegali mnie, że kolejnyfilm na ten sam temat to błąd. Odra-dzali, mówili, że będzie to kalka, żewejdziemy w te same koleiny. Trudnobyło nie przyznać im racji. Przecieżpodstawowe fakty w tej historii się niezmienią. Słyszałam i taki argument:„Co można o tej postaci jeszcze po-wiedzieć? Wszystko opisał już w swo-ich książkach »Teczki na Baraniaka«arcybiskup Marek Jędraszewski”. Wte-dy chciałam po prostu zarejestrowaćrelacje osób, które znały abpa Bara-niaka i były prawdziwymi świadkamijego heroizmu. Chciałam utrwalićwypowiedzi księży–emerytów z Poz-nania, którzy zaczęli zabiegaćo wszczęcie procesu beatyfikacyjnegoAntoniego Baraniaka, lekarki, którawidziała plecy abpa pokryte bliznami– śladami po biciu w więzieniu, jegoministrantów i współpracowników.Taki był początek.

Trochę o pieniądzach

fundusze, a raczej ich brak tonajwiększa przeszkoda do pokonaniaprzy realizacji filmu dokumentalne-go. Robiąc drugi film o abpie Bara-niaku, pamiętałam przecież, że nieudało się uzyskać wsparcia instytucjipublicznych przy produkcji pierw-szego. Dwukrotnie starałam sięo tzw. stypendium scenariuszowew PiSf–ie. O współfinansowanieprodukcji w Regionalnym funduszufilmowym w Poznaniu, równieżdwukrotnie. Ostatni wniosek był jużksiążką liczącą wraz z załącznikamiokoło 80 stron. i za każdym razemodmowa. Po tej czwartej odmowieprzyznania dotacji bez uzasadnienia

sprawę zamknął abp Marek Jędra-szewski, ówczesny biskup pomocni-czy w Poznaniu, którego za każdymrazem prosiłam o nową opinięo stronie merytorycznej scenariusza.Taki był wymóg konkursowy,a ks. biskup spełniał go idealnie. Po-wiedział mi wtedy krótko: „niech jużpani da sobie spokój z tymi wnioska-mi, nie trzeba się tak upokarzać, onina ten temat nie dadzą ani grosza. Tonie jest pani wina” i za to prostolinij-ne zdanie jestem mu ogromniewdzięczna. Do tego czasu (rok 2012)wydawało mi się, że nie ma możliwo-ści, by Poznań nie chciał mieć filmuo swoim wielkim zapomnianym bo-haterze i że jakieś parę groszy pub-licznych na to się znajdzie, skoroz rozmachem realizowane są dziełao 20–leciu Domu Kultury czy kina.Pudło. Przy pierwszym filmie „dałamwięc sobie spokój” i jakoś poszło.Zdjęcia trwały długo, montaż też,miałam wtedy stałą pracę, więc dałosię jakoś wszystko zbilansować. Alesytuacja się zmieniła i trzeba było so-bie radzić inaczej.

Tym razem nie starałam sięo żadne dotacje – szkoda na to czasu.Do ubiegłego roku „dobra zmiana”tak naprawdę jeszcze nie dotarła doinstytucji zajmujących się produkcjąfilmową. Przyłożyłam się więc dojeżdżenia na pokazy mojego „Za-pomnianego męczeństwa”. Przyjmo-wałam praktycznie każde zaprosze-nie. Po projekcji z reguły otrzymywa-łam zwrot kosztów podróży, mogłamtakże sprzedawać film z książeczką,którą sama napisałam i sama wyda-łam. Zebrane w ten sposób pieniądzeprzeznaczałam na drugą produkcję.nie starałam się o dotacje jeszczez jednego powodu. Chciałam zacho-wać maksymalną niezależność dzia-łania. Przy realizacji filmów i przy pi-saniu artykułów o abpie Baraniakuzetknęłam się kilka razy z sytuacją,w której proszono mnie, by nie poru-szać wątków dotyczących śledztwaz lat 2003–2011. nie chciałam miećzwiązanych rąk, stąd trochę półama-torskie metody działania. W 2016roku próbowałam zainteresować pro-dukcją TVP , niestety bez powodze-nia, ale przyznaję też, że bez nadzwy-czajnych starań z mojej strony.

Page 20: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 18konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Finał

nie wiem jakim cudem udałosię zakończyć zdjęcia i montaż.W Rzymie byliśmy tylko półtora dnia,do tego policja odholowała nam sa-mochód ze sprzętem za niewłaściweparkowanie. Mimo to zrobiliśmywszystko, co było zaplanowane, a na-wet więcej, bo przypadkowo spotkanyna Mszy św. kardynał Grocholewski,którego abp Baraniak wysłał na studiado Rzymu, natychmiast zgodził sięudzielić nam wywiadu i zaprosił nasdo swojego mieszkania. Dwa dniprzed umówionymi zdjęciami na Jas-nej Górze – awaria samochodu na au-tostradzie, laweta i konieczność wyna-jęcia jakiegoś auta, żeby zdążyć nazdjęcia. Jakby w nagrodę na Jasnej Gó-rze piękne słońce i bonus w postacinieoczekiwanego nagrania Stanisławy

nowickiej, która osobiście znała na-szego bohatera. Zdjęcia w Budapesz-cie, w Pradze, rozmowa z kardynałemDziwiszem czy ojcem Tomzińskim tokolejne rozdziały przygodowej książki.

W tym tekście na wszystkie tehistoryjki nie ma już miejsca, podsu-muję więc krótko – zwyczajnie poludzku kalkulując – ten film nie miałprawa się udać. i jeszcze jedno – „Żoł-nierz niezłomny Kościoła” nie po-wstałby, gdyby nie wielu życzliwychludzi, którzy bezinteresownie i ser-decznie odpowiadali na moje prośbyi pytania czy podpowiadali kolejnekroki. Lista tych najważniejszych dlafilmu postaci jest w tyłówce filmu. Li-czy 37 osób. najserdeczniej każdejz nich dziękuję. W tym miejscu wy-mienię jednak tylko dwie – to przedewszystkim Rafał Jerzak, autor zdjęć,wspaniały, wybitny operator kamery,

autor przepięknych ujęć, które po-wstawały nierzadko w skrajnie nie-sprzyjających, trudnych warunkach,a zawsze były udane. Drugi obok Ra-fała filar filmu to montażysta MarekDomagała, równie wybitny autor wie-lu artystycznych pomysłów „na skle-janie” w filmie różnych wątków i wy-powiedzi. Cierpliwy i zaangażowany.Zawsze powtarzał „nie możemy sięwycofać”.

i jeszcze wątek osobisty. nic bysię nie udało, gdyby nie najbliżsi, mójmąż Bogdan i nasze córki, Agnieszka,natalia i iza. Zwalniali mnie zawszez obowiązków domowych, gdy jecha-łam na zdjęcia czy w czasie montażufilmu, zawsze dopingowali do pracyi cierpliwie wysłuchiwali moich zwie-rzeń o wszystkich jej etapach. Za towielkie, rodzinne wsparcie jestem imbardzo wdzięczna.

na zdjęciu: ekipa realizatorów filmu „Żołnierz niezłomny kościoła" po odebraniu II nagrody wolności Słowa SDP. warszawa31 stycznia 2017 stoją od lewej: Piotr Jackowiak, współproducent filmu, natalia Hajdasz, córka (i asystent) reżysera, Rafał Je-rzak, operator kamery, autor zdjęć, Jolanta Hajdasz, autorka scenariusza i reżyser oraz producent filmu, marek Domagała,montaż i postprodukcja filmu, Bartosz Żytkowiak, realizator dźwięku .

Page 21: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 19konkurs sDP

na zdjęciach: Stefan truszczyński w pozie wieszcza miedzy prowadzącymi Galę SDP Dagmarą Drzazgą i krzysztofem Skowrońskim (poniżej)

Page 22: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

str. 20konkurs sDP

1

2

3

Page 23: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

na zdjęciach: 1. nagroda milskiego. z mikrofonem Jerzy Szostak, obokaleksandra Dulas i Bruno – rysownik Gazety Łódzkiej2. nagroda kurtyki. z mikrofonem maria Brzezińska, obokJolanta Roman-Stefanowska, ewa Szkurłat-adamska i lau-reatka agnieszka Czarkowska3. nagroda Łukasiewicza. z mikrofonem endy Gęsina-torres,Violetta Rotter-kozera, Dariusz Jaroń4. nagroda Ciołka. w imieniu Szymona Łaszewskiego zdjęcieodbiera magda klimkowska naczelna portalu Polki.pl i an-drzej wojtaś zaIkS5. nagroda wolności Słowa. z mikrofonem Paweł Lisicki, poprawej maciej kuciel – tVn, po lewej marcin wolski - SDP6. nagroda wolności Słowa: Jolanta Hajdasz (z mikrofonem)i marta Rebzda7. Dorota adamska BP eURoPe Se i martyna wojciechowska– tVn

6

7

54

Dziękujemy za pomoc w zorganizowaniu Gali SDP kawiarni i cukierni a. Blikle Sp. z o.o. ul. nowy Świat 35

Page 24: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Setki tysięcy złotych z niewy-jaśnionych źródeł. notoryczne po-dawanie nieprawdy w oświadcze-niach majątkowych. Kupowane z ta-jemniczymi rabatami luksusowemieszkania w najlepszych punktachmiasta i zapominanie o nich przywypełnianiu oświadczeń majątko-wych. Wreszcie wewnętrzniesprzeczne wyjaśnienia podejrzanego.Gdyby ta historia dotyczyła zwykłe-go człowieka, zapewne miałby onbardzo poważne problemy z organa-mi ścigania. Prezydentowi Gdańskatak naprawdę nie spadł włos z głowy.ujawniamy, jak prokuratura i sądzlekceważyli niejasne pochodzeniemajątku Pawła Adamowicza.

W maju 2013 r. gruchnęła wia-domość, że Centralne Biuro Antyko-rupcyjne kontroluje prawdziwośćoświadczeń majątkowych prezydentaGdańska oraz przestrzeganietzw. ustawy antykorupcyjnej. Pięćmiesięcy później CBA zawiadomiłoprokuraturę o podejrzeniu popełnie-nia przestępstwa. W październikurozpoczęło się śledztwo. Rok nie wy-starczył na jego zakończenie. W lis-topadzie 2014 r. Adamowicz zostałpo raz piąty wybrany na prezydentamiasta nad Motławą. Dopiero po ko-lejnych czterech miesiącach usłyszał

zarzuty. Doszedł do wniosku, żemoże to zaszkodzić partii, zawiesiłwięc członkostwo w PO. Ale nie wi-dział problemu w dalszym sprawo-waniu urzędu.

Trudno się dziwić. Wiedziałjuż, że śledczy idą najłagodniejszymtropem. Zarzuty dotyczyły bowiemwyłącznie składania fałszywychoświadczeń majątkowych (jak lubipowtarzać Adamowicz – „błędów”,„pomyłek”). Prokuratura nie znalazłapodstaw do stawiania komukolwiekzarzutów korupcyjnych. Zadziwiają-ce jest to, że nie wykazano wystarcza-jącego zainteresowania, skąd pocho-dził majątek prezydenta nieujawnio-ny w oświadczeniach. Choć ustalono,że nie wziął się ze źródeł wskazywa-nych przez Adamowicza. W tej kwes-tii jego linia obrony jest wręcz grote-skowa. Prezydent przekonujeo ogromnych darowiznach od pra-dziadków na rzecz jego córek, opo-wiada o „mieszaniu się” gotówki. Ża-den z urzędów nie daje temu wiary.

Dotarliśmy do obszernej doku-mentacji tej sprawy. Jej lektura szokuje.

Wyjątkowa okazja

– Gdańsk to miasto, na któreogromny wpływ mają deweloperzy,

bardziej nawet niż na Warszawę.Zabudowa jest chaotyczna, strefychronione bywają już fikcją – mówinam gdański dziennikarz, który odkilku lat mieszka i pracuje w stolicy.– Pamiętam z dzieciństwa, że pro-blemem bywało nawet pójście do„lasu”, tak się mówi na TrójmiejskiPark Krajobrazowy, bo tam wszyst-ko podlegało ścisłej ochronie. Terazosiedla powstają również w otulinieparku – dodaje.

Obecnie na topie jest osiedleneptun Park w dzielnicy Jelitkowo.To właściwie kurort w mieście. Pojednej stronie ulicy Wypoczynko-wej pamiętający lata 60. dom wcza-sowy Rzemieślnik, po drugiej –ekskluzywne ogrodzone osiedle.Przez bramę wychodzą młodedziewczyny w klapkach, przepasaneręcznikami. Sąsiadki prezydenta.Wąską alejką wśród drzew kierująsię w stronę plaży. Do Bałtyku jeststąd niewiele ponad 100 m, minutaspacerem.

Spora część zawiadomieniao podejrzeniu popełnienia prze-stępstwa przez Adamowicza, które3 października 2013 r. szef CBA Pa-weł Wojtunik skierował do Proku-ratora Generalnego Andrzeja Sere-meta, dotyczy właśnie tego eksklu-

tajemnice Fortuny aDamowicZa

Marek Pyza, Marcin Wikło

naGroDa waterGate

str. 22konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 25: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

zywnego osiedla. Przestępstwo po-pełnione przez prezydenta miałopolegać na tym, że „2 grudnia2005 r. od nieustalonego przedsta-wiciela […] Pomeranka Sp. z o.o.przyjął korzyść majątkową znacznejwartości w postaci nienależnego ra-batu” przy zakupie dwóch mieszkańdla siebie i małżonki (rabat w wyso-kości 273 326 zł) i jednego dla swo-jej teściowej Janiny Abramskiej (za-płaciła mniej o 170 942 zł).

Paweł i Magdalena Adamowi-czowie kupili dwa mieszkania napierwszym piętrze bloku przyul. Wypoczynkowej 6A. 83,3 m2 za498 947 zł, co daje 5 989,76 zł zam2, i sąsiadujące przez ścianę 67,1m2 za 410 014 zł – po 6 110,49 zł zam2. Dla porównania: inni kliencimusieli zapłacić np. 7 792 zł za m2w przypadku mieszkania o po-wierzchni 83,8 m2 na parterze (tonajtańsze lokale na całym osiedlu,nie licząc tych należących do Ada-mowiczów i Abramskiej), 10 126 złza m2 mieszkania o powierzchni73,1 m2 na drugim piętrze i aż 10553 zł za m2 innego lokalu na par-terze o powierzchni 89,3 m2.

Janina Abramska kupiłamieszkanie w sąsiednim bloku. Tolokal o powierzchni 86,3 m2, takżena pierwszym piętrze. Teściowaprezydenta zapłaciła za niego 511877,73 zł, czyli 5 931,38 zł za m2.W tym budynku na mieszkanieo podobnej powierzchni (88,6 m2),ale na parterze, ktoś inny musiałwydać 10 381 zł za m2.

Teściowa prezydenta jest bar-dzo obrotną kobietą. Sprzedawałajuż wędliny, zapiekanki, lody, pró-bowała bez powodzenia wejść w lo-kalną politykę. Teraz jest bardzoznanym w Gdańsku brokerem ubez-pieczeniowym. Sama twierdzi na-wet, że również na świecie. na zada-ne przez nas pytania o zniżkęw neptun Park nie odpowiedziała.„Prywatnie mam wspaniałą, kocha-jącą się rodzinę, troje dorosłychdzieci, z których jestem dumna. Moinajbliżsi bardzo wspierają mniew pracy i szanują to, co robię. Wolnyczas lubię spędzać właśnie wśródnich” – pisze na swojej stronie inter-netowej. nie dziwi więc, że mieszkablok w blok z córką i zięciem.

Co ciekawe, Adamowiczowiei Abramska podpisali umowyprzedwstępne na zakup mieszkań2 grudnia 2005 r., kiedy na budo-wie osiedla nie wbito jeszcze nawetpierwszej łopaty. Do tej okoliczno-ści za chwilę wrócimy. Z analizydokumentów wynika, że uzgodnio-na wtedy cena nie została późniejskorygowana, co dzieje się zazwy-czaj po tzw. inwentaryzacji powy-konawczej. Dlaczego była tak nis-ka? nie ma na to żadnego wytłu-maczenia, choć Adamowiczowiewskazywali, że była to premia właś-nie za szybką decyzję, jeszcze przedrozpoczęciem budowy. Pani Mag-dalena w oświadczeniu złożonymna potrzeby kontroli 11 czerwca2013 r.: „Z tego, co pamiętam, cenynaszych mieszkań były jednymiz wyższych”. Bardzo się myli.A może mówi o cenie przed raba-tem?

Osiedle rośnie jak na droż-dżach, coraz bardziej wgryza sięw urokliwy park Prezydenta Ronal-da Reagana. Mieszkania okazały sięznakomitą inwestycją, ich wartośćz dnia na dzień rośnie, i to znacz-nie. W realizacji jest już iV etap bu-dowy. Sprzedaż idzie bardzodobrze, bo trudno w Trójmieścieo bardziej urokliwy zakątek. nie-zwykle miła pani w biurze sprzeda-ży popatrzyła na nas z drwiną, gdypytaliśmy o mieszkania w cenie ok.6 tys. zł za metr. Teraz trzeba się li-czyć z wydatkiem 14—18 tys. zametr.

Neptun na fali

uroki tej okolicy doceniłotakże sporo innych nietuzinkowychosób. Mieszkania przy Wypoczyn-kowej mają m.in. Ryszard Krauze,Gromosław Czempiński, Jacek Mer-kel, a także wielu innych zamoż-nych gdańszczan. Wszyscy oni zaswoje lokale musieli zapłacić dużowięcej niż rodzina Pawła Adamowi-cza. Podobnie było w przypadkugaraży. Prezydentostwo musieli wy-łożyć jedynie 24 400 zł. ich sąsiedzi– 34 770 zł.

Dlaczego prezydent został po-traktowany przez dewelopera takłaskawie? Według CBA zachodziło

„uzasadnione podejrzenie”, że przy-jął „korzyść majątkową znacznejwartości”. 22 grudnia 2005 r., zaled-wie 20 dni po podpisaniu umowyprzedwstępnej z małżonkami Ada-mowiczami, Rada Miasta Gdańskaprzyjęła uchwałę XLVi/1599/05„o przystąpieniu do sporządzaniamiejscowego planu zagospodarowa-nia przestrzennego”. W uzasadnie-niu czytamy, że „plan przewidujezłagodzenie obowiązujących para-metrów urbanistycznych w stopniu,który nie spowoduje naruszeniapodstawowych zasad ładu prze-strzennego”. Oczywiście żadna tra-gedia krajobrazowa nie miała prawasię tutaj stać, bo nie było mowyo zbudowaniu wieżowców, ale po-stawienie bloków nieco gęścieji podniesienie ich o jedną kondyg-nację dało deweloperowi wymiernąkorzyść.

firma Pomeranka Sp. z o.o.była przez władze Gdańska częściejtraktowana ulgowo. Przytoczmy ka-zus zamiany działki przy ul. Wypo-czynkowej i Piastowskiej sąsiadują-cej z kompleksem neptun Park. De-weloper miał dostać teren o po-wierzchni 19 076 m2, a miastow zamian – 115 mieszkań, którymimiało dysponować z puli tak po-trzebnych w Gdańsku lokali komu-nalnych. Pomeranka nie dotrzyma-ła terminów. Jednak gmina z nie-wiadomych powodów odstąpiła odnaliczenia kary umownej za zwłokę.Chodziło o niebagatelną kwotę conajmniej 10 mln zł.

Już sam fakt, że prezydent ku-puje mieszkanie po niższej od ryn-kowej wartości, kłóci się z dobrymizwyczajami i przejrzystością funk-cjonowania urzędnika państwowe-go. Taką opinię wyraziła równieżprokurator Małgorzata feist z Poz-nania. W postanowieniu o umorze-niu w części postępowania napisa-ła m.in.: „nabyli poszczególne loka-le, korzystając z preferencyjnychstawek zaoferowanych przez dewe-lopera za metr kwadratowy po-wierzchni użytkowych. ujawnionew tym względzie dysproporcje ce-nowe pozostają bezdyskusyjnei w żadnej mierze nie da się tegofaktu podważyć. […] Oczywiste na

konkurs sDP str. 23

Page 26: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

kanwie całości ustaleń faktycznychprzedmiotowej sprawy pozostaje, iżokoliczności stwierdzonej transak-cji sprzedaży wspomnianych miesz-kań wraz z przynależnościamimogą co do istoty budzić zastrzeże-nia, głównie ze względów moralno–etycznych”.

Dlaczego zatem nie możnabyło postawić nikomu zarzutu? Po-nownie oddajmy głos pani prokura-tor: „Żaden ze świadków, powołu-jąc się na niepamięć wynikającąz upływu czasu, nie był w stanie po-dać szczegółów rozmów, negocjacjiprowadzonych z Magdaleną Ada-mowicz. […] nie sposób takżeustalić przyczyn, dla których przed-stawiono Magdalenie Adamowiczi Janinie Abramskiej bezspornie ko-rzystną ofertę cenową. […] niestwierdzono żadnych dowodów, zapomocą których istnieje możliwośćwykazania, iż istniał pomiędzy tymizdarzeniami jakikolwiek związek,świadczący o wzajemnej zależnościczy też wzajemnych oczekiwaniachco do wywołania sytuacji dla kogo-kolwiek korzystnej”.

Mieszkaniowaruletka

Lokale mieszkalne, które Ada-mowiczowie kupują pod wynajem,są od zawsze obiektem zaintereso-wania lokalnej prasy. „Mieszkaniana siebie zarabiają, bo je wynajmu-jemy. A to, że potrafimy inwesto-wać, powinno być uznawane zacnotę. Dużo pracujemy, a na miesz-kania mamy ogromny kredyt, któryspłacamy. niestety u nas jeszczezdarza się, że majątek wywołuje za-zdrość” – mówiła „Gazecie Wybor-czej” Magdalena Adamowicz. „Sątacy, którzy woleliby, żeby prezy-dent nic nie miał i mieszkał w roz-padającym się baraku lub wszystkoprzepisał na żonę” – dodawała. Towypowiedź z 2013 r. Jak się okazało– profetyczna.

Dwa lata później gdański do-datek do „GW” przedstawił grafikę,która pozwala się połapać w tym, ilei kiedy prezydent miał mieszkań.Wynika z niej, że w 1990 r. – jedno,w 1999 r. dokupił drugie, a w 2007 r.– trzecie. Rok później miał ich już

pięć. Apogeum przypada na rok2011 – wtedy Adamowicz miał samlub wspólnie z żoną siedem miesz-kań. Artykuł nieprzypadkowo nositytuł: „Gdzie się podziało 5 miesz-kań prezydenta Gdańska?”, gdyżw 2013 r. Paweł Adamowicz miał jużtylko trzy lokale, a w 2014 r.— zaled-wie dwa. „Przyznał, że obdarowałnimi członków rodziny” – czytamyw „GW”, która przypuszcza, iż„prawdopodobnie wszystkie pięćmieszkań przekazał żonie Magdale-nie”. Tak stało się np. z mieszkaniemw apartamentowcu nowa Lastadia,w ścisłym centrum miasta. Dzienni-karze zarzucali małżeństwu, że przykupnie lokalu dostali nienależny ra-bat w wysokości 45 tys. zł. Adamo-wiczowie wnieśli przeciwko gazeciepozew, sprawa zakończyła się ugodą.

Podobną darowizną na rzeczżony było przekazanie mieszkaniaprzy gdańskiej Marinie, przyul. Szafarnia 5. To imponująca ka-mienica z malowniczym widokiemna Starówkę i gdański Żuraw. Kilka-dziesiąt metrów dalej stoi ogromnegdańskie koło widokowe, wzorowa-ne na brytyjskim London eye,z którego można podziwiać panora-mę miasta. Trudno znaleźć nowemieszkanie w lepszej lokalizacji.W tej samej klatce mieszkanie kupi-ła także Katarzyna P., wiceprezesAmber Gold, która mieszkała tamwraz z mężem Marcinem, faktycz-nym twórcą oszukańczej piramidyfinansowej. Adamowiczowie tamsię nie wprowadzili, apartament ku-pili na wynajem. Prezydent nie wpi-sał tego mieszkania do oświadcze-nia majątkowego, o czym szerzej za

chwilę. Podobnie było z mieszka-niem przy Piastowskiej.

Dziwna chęćumorzenia

Jednym z najbardziej niezrozu-miałych dla nas dokumentów jestwniosek pani prokurator o warunko-we umorzenie postępowania prowa-dzonego w wyniku zawiadomieniaszefa CBA. Śledcza z Poznania skru-pulatnie argumentuje, że nie możnaustalić, skąd wziął się majątek Ada-mowiczów. na dodatek, jak stwier-dza, prezydent i jego małżonka niemówią prawdy o źródłach swoichpieniędzy. funkcjonariusz publicznynie mówi prawdy przed prokurato-rem oraz urzędnikami skarbowymi!Mimo to prokurator Małgorzatafeist uznaje, że Adamowicz zasługujena wnioskowanie do sądu o warun-kowe umorzenie sprawy. nie sposóbtego zrozumieć.

Wymieniając wzrastającąz roku na rok kwotę, której PawełAdamowicz nie wpisał do oświadcze-nia majątkowego, pani prokuratorzaznacza, że prezydent Gdańskai jego małżonka w latach 2005—2008„pozyskali znaczne dochody, co doktórych stwierdzono brak precyzyj-nych danych wskazujących na rzeczy-wiste źródło ich pochodzenia”. Przy-pomnijmy, że chodzi o ponad 320 tys.zł, których „brakuje” w oświadczeniuz 2012 r. Sytuacja jest co najmniejdziwna, bo miażdżący wniosek zawie-ra także pean na cześć prezydenta,który zdołał w terminie złożyć wyma-gane oświadczenia majątkowe, co jestobowiązkiem każdego piastującegotaki urząd. A to, że zawarł w nich nie-prawdziwe dane, przyjęte jest jako…„wypadek mniejszej wagi”.

Przypadek Pawła Adamowiczapokazuje również słabość polskiegosystemu fiskalnego. Składane przezniego deklaracje były weryfikowanejedynie pod względem formalnym:czy złożyła je uprawniona do tegoosoba, czy złożono je w terminie i czybyły kompletnie wypełnione oraz od-powiednio podpisane. „Prowadzonaw tym względzie analiza nie miałacharakteru merytorycznego, przez coweryfikacji nie podlegała prawdzi-wość danych majątkowych” – pisze

str. 24konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Teściowa prezydentajest bardzo obrotną

kobietą.Sprzedawała już

wędliny, zapiekanki,lody, próbowała bezpowodzenia wejść w

lokalną politykę.

Page 27: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

prokurator. Działo się tak dlatego, żeani Pomorski urząd Wojewódzki, anipracownicy Pierwszego urzędu Skar-bowego w Gdańsku nie mieli dostępudo danych bankowych. nie było więcżadnej możliwości, aby zweryfikować,czy Adamowicz deklaruje prawdę, co– jak wiemy – nie miało miejsca, aleodkryli to dysponujący o wiele rozleg-lejszymi kompetencjami agenci CBA.

Prokurator z Poznania wnio-skowała o umorzenie sprawy, mimoże na każdym etapie kontroli ocenia-no, iż państwo Adamowiczowie mi-jali się z prawdą, próbując dowieść,skąd mają nieujawnione pieniądze.Zarzekali się, że błąd tkwi w darowi-znach przekazanych ich córkomprzez pradziadków. Tym wątkiemzajmowała się co prawda skarbówka,ale urząd tylko badał, czy nie należyod tych pieniędzy odprowadzić po-datku. Ostatecznie sprawę umorzo-no, bo uznano, że… żadnych daro-wizn nie było. urząd Skarbowy pod-dał tę kwestię wnikliwej analiziei obalił niemal wszystkie tłumaczeniaAdamowiczów. Skąd zatem Magdale-na i Paweł mieli te pieniądze? Tymjuż uS niestety się nie zajmował, aletrudno zrozumieć, dlaczego prokura-tor nadal chciała warunkowegoumorzenia sprawy. Wiedząc, że Ada-mowiczowie przedstawiają sprzeczneze stanem faktycznym wersje.

We wniosku o umorzenie sątakże kwestie mieszkań, których Ada-mowicz nie wykazał w oświadcze-niach. Mieszkanie przy ul. Szafarnia5 z pięknym widokiem na gdański Żu-raw i Starówkę małżonkowie kupili4 lutego 2010 r. Lokal przy ul. Piastow-skiej 60b – 2 stycznia 2009 r. od uni-wersyteckiej Spółdzielni Mieszkanio-wej w Gdańsku, której MagdalenaAdamowicz, trójmiejska prawnik, byłaczłonkiem. Dopiero 23 grudnia 2013 r.Paweł podarował mieszkanie Magda-lenie, a więc „Paweł Adamowicz miałobowiązek wykazać te nieruchomościlokalowe w zasobie posiadanego wów-czas majątku nieruchomego”. Wykazałje dopiero w oświadczeniach złożo-nych w latach 2011—2012.

Daleko od prawdy

Zakończona wiosną 2013 r.kontrola CBA wykazała, że

w oświadczeniach majątkowychprezydenta sukcesywnie rosła sumaukrywanych środków finansowych– od 38 tys. w 2007 r. do 320 tys.w roku 2012. Wtedy małżonkowiemusieli zrozumieć, że sprawa jestpoważna. ich wersja w skróciebrzmi tak: cała rodzina, a zwłaszczadziadkowie Magdaleny, sukcesyw-nie przekazywali wysokie darowiz-ny córkom Adamowiczów. Trudnonie skojarzyć tej argumentacji z li-nią obrony Sławomira nowaka, któ-ry przekonywał śledczych, że całarodzina długo oszczędzała, bywpływowy polityk mógł nosić wy-marzony zegarek. W przypadkuprezydenta Gdańska skala jest jed-nak dużo większa, a tłumaczeniajeszcze bardziej wymyślne.

Dodatkowo darowizny niebyły zgłaszane do urzędu Skarbo-wego. 1 lipca 2013 r. MagdalenaAdamowicz złożyła więc w uS jakoopiekun prawny małoletnich córektzw. czynny żal, tłumacząc lako-nicznie prezenty dla swoich dzieciod ich pradziadków. Rzekomo „bylizaawansowani wiekiem i reprezen-towali tzw. odmienną kulturę praw-ną, byli więźniami obozów i repres-ji. Byli podejrzliwi wobec formal-nych procedur i nie życzyli sobiejako darczyńcy dokonywania ża-dnych formalności”.

Trzeba przyznać, że to odważ-na argumentacja, zwłaszcza ze stro-ny doktor prawa, której mąż rów-nież jest prawnikiem. na domiarzłego powinni oni wiedzieć, że od2007 r. przepisy nakładają obowią-zek wykazywania darowizn jedyniena obdarowywanych, a urzędników

skarbowych wiąże tajemnica (Ada-mowiczom przypomniał o tym dy-rektor gdańskiej izby Skarbowejw piśmie z września ub.r.). Gdybywięc państwo prezydentostwo po-stępowali zgodnie z prawem, dziad-kowie Magdaleny nie musieliby na-wet nic wiedzieć o „dokonywaniuformalności”.

Wraz z czynnym żalem mał-żonka prezydenta złożyła w skar-bówce oświadczenia o 16 (!) daro-wiznach, jakie mieli przekazać jejcórkom pradziadkowie w latach2006—2011, w wysokości od 12,5do 90 tys. zł. ich suma wynosi za-wrotne 549 tys. zł.

Rodzina Adamowiczów możeuchodzić wręcz za wzór hojności.Oto bowiem okazuje się, że takżeprezydent Gdańska w latach 2008–2012 otrzymał od swoich rodzicówdarowizny na kwotę 140 tys. zł orazakcje PKO BP o wartości 215tys. zł. Prezydentowa zaś w latach2005–2012 dostała od rodziców247 tys. zł. Akurat te rodzinne ge-sty zostały formalnie zarejestrowa-ne w postaci umów. Tym bardziejdziwi, że nie zadbano o takowew przypadkach prezentów od pra-dziadków.

CBA, izba Skarbowa, urządSkarbowy, prokuratura oraz sądstwierdziły jednoznacznie: tych da-rowizn po prostu nie było! ChoćMagdalena Adamowicz z pasją opo-wiadała o zamożności, zaradnościi oszczędności swoich dziadków, ża-dna z powyższych instytucji jej nieuwierzyła.

CBA zauważyło m.in., że„kwoty oraz ich źródła pochodze-nia […] wskazują na celową próbędopasowania przez Kontrolowane-go środków wskazywanych jako na-leżące do dzieci z tytułu otrzymy-wanych przez nie darowizn, tak bybyły one zgodne z kwotami niewy-kazanymi w składanych oświadcze-niach majątkowych”.

Dyrektor gdańskiej izby Skar-bowej w piśmie z września ub.r.,odnosząc się do rzekomych inwe-stycji darowizn od pradziadków(Paweł z Magdaleną mieli je składaćna lokatach, w akcjach i funduszachinwestycyjnych), zwrócił uwagę, że

konkurs sDP str. 25

Lokale mieszkalne,które

Adamowiczowiekupują pod

wynajem, są odzawsze obiektemzainteresowanialokalnej prasy. →

Page 28: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Adamowiczowie (prawnicy!) niemieli zezwolenia sądu opiekuńcze-go na takie działanie. Parokrotniewspomina również o „nieudoku-mentowanej zamożności pradziad-ków”, „niewiarygodnych darowi-znach”, skali majątku pradziadków„opartej na przypuszczeniach”, któ-rym „wręcz przeczy treść zeznańspadkobierców”. izba Skarbowa za-kwestionowała też rzekomą nie-ufność pradziadków do organówskarbowych (to z tego powodu mie-li przez lata trzymać gotówkę w do-mowych skrytkach), skoro prowa-dzili działalność gospodarczą.

Podobnie stwierdziła wcześ-niejsza instancja – pierwszy uSw Gdańsku, umarzając postępowa-nie w sprawie podatku od spadkówi darowizn – uznając, że darowiznynie miały miejsca: „nie zostały za-łączone żadne dokumenty potwier-dzające zgromadzenie i posiadanieznaczących oszczędności przezwskazanych darczyńców”.

i wreszcie najważniejszy, jaksię zdaje, dokument w sprawie ma-jątku Adamowiczów – pisemneuzasadnienie wyroku sądu (warun-kowo umarzającego postępowanie).Sędzia Anna Jachniewicz wielokrot-nie „nie daje wiary” tłumaczeniomAdamowicza: „W ocenie Sądu wy-jaśnienia oskarżonego w tej kwestiistanowiły wyraz przyjętej przez nie-go linii obrony mającej uzasadnićpochodzenie środków pieniężnychznajdujących się na kontach banko-wych małżonków, które znalazły sięna wskazanych kontach głównie naskutek tzw. wpłat własnych. Poda-nie przez oskarżonego, że środki tepochodziły z darowizn dokonanychna rzecz jego dzieci, miało na celuwykazanie, że wskazane kwoty nienależały do majątku oskarżonegoi jego żony w ramach wspólnościmajątkowej, a co za tym idzie, żenie podał nieprawdy w oświadcze-niach majątkowych. W toku postę-powania nie ustalono ostatecznie,jakie było pochodzenie części pie-niędzy zgromadzonych na kontachoskarżonego. […] istotne dla tegopostępowania było natomiast usta-lenie, że środki te nie wchodziływ skład majątku małoletnich dziecioskarżonego, ale stanowiły część

jego majątku i jako takie winny byćwykazane w oświadczeniu majątko-wym”.

i dalej: „nie dano oskarżone-mu wiary co do tego, że część z tychśrodków nie wchodziła w skład jegomajątku i stanowiła majątek osobis-ty jego dzieci. Trudno jest takżeostatecznie ustalić, czym kierowałsię oskarżony, składając takie wyjaś-nienia. Można jedynie wysnuć tezę,że mógł się obawiać nałożenia naniego przez urząd Skarbowy wyso-kiego podatku od nieujawnionychdochodów”.

Adamowicz na łopatkach? nicpodobnego! Sąd stwierdził bowiemostatecznie, że „czyny przypisaneoskarżonemu nie były szkodliwew stopniu znacznym”. A ponieważAdamowicz nie był wcześniej kara-ny, wyraził żal z powodu podanianieprawdy w oświadczeniach i zło-żył korektę oświadczeń majątko-wych, został potraktowany wyjątko-wo łagodnie – orzeczono warunko-we umorzenie sprawy na dwuletniokres próby i 40 tys. zł na cele spo-łeczne. Wyrozumiała sędzia skon-statowała: „Doświadczenie wynie-sione z tej sprawy z pewnościąuwrażliwi oskarżonego na kwestiepodawania precyzyjnych informacjiw oświadczeniach składanych podrygorem odpowiedzialności karnej.W związku z powyższym należyuznać, że spełniona jest także prze-słanka uzasadnionego przypuszcze-nia, iż pomimo warunkowego umo-rzenia postępowania oskarżony bę-dzie przestrzegał porządku prawne-go, w szczególności nie popełniprzestępstwa. istnieje zatem wobecoskarżonego pozytywna prognozakryminologiczna”.

Gotówka im sięmieszała

To niepojęte, że wymiar spra-wiedliwości przeszedł do porządkudziennego nad zagadkowymi źród-łami majątku Adamowiczów. Wy-starczy pobieżna lektura materiałówtej sprawy, by postawić podstawowepytanie: skąd rzeczywiście wziął sięmajątek prezydenta Gdańska?

2 lipca 2013 r. prezydentGdańska pisał do szefa CBA: „Jako

zasadę podstawową przyjąłem, iżwszelkie posiadane przeze mnieśrodki majątkowe będą umieszcza-ne w instytucjach finansowychw taki sposób, aby zawsze byłamożliwość kontroli mojego stanuposiadania. Dlatego wszelkie posia-dane środki pieniężne są umiesz-czane wyłącznie na kontach banko-wych albo lokowane są w papierachwartościowych, o których informa-cja jest powszechnie dostępna dlaorganów kontrolnych […]. Gdybymchciał lub miałbym cokolwiek doukrycia, nie gromadziłbym pienię-dzy na jawnych dla organów kon-trolnych kontach! Wystarczyłobywynajęcie zwykłej skrytki w bankulub trzymanie w przysłowiowejskarpecie, co z oczywistych powo-dów pozostawałoby poza zasięgiemwłaściwych organów kontrolnych”.

Adamowicz zapomniał chybao wcześniejszym liście do PawłaWojtunika – z kwietnia – z któregowynika, że pokaźna gotówka cho-wana w domu była jednak u Ada-mowiczów czymś normalnym:„W okresie będącym przedmiotemkontroli babcie i dziadkowie, rodzi-ce chrzestni oraz inni członkowienaszych rodzin oraz przyjaciele ro-dziny z okazji narodzin córek,chrztów, pierwszej komunii, kolej-nych urodzin czy imienin orazświąt Bożego narodzenia czy in-nych zwyczajowo obdarowywali na-sze dzieci prezentami częstow postaci gotówki. […] Przed ślu-bem mieliśmy duże oszczędności,żona pochodzi z zamożnej rodziny.W tzw. domowych schowkach gro-madziła pieniądze przedmałżeńskieoraz prezenty ślubne. Kwoty z pre-zentów ślubnych były bardzo zna-czące jak na tamte czasy, a żonadbała o to, aby były nietykalne, naczarną godzinę. Z czasem gotówka»ślubna« mieszała się z gotówką có-rek. Mamy orientacyjne zestawieniaroczne, ile jest której, ale nie deta-liczne”.

Co zatem jest prawdą? „Wszel-kie posiadane środki pieniężne sąumieszczane wyłącznie na kontachbankowych” czy też żona „w domo-wych schowkach gromadziła pienią-dze”? elementarna logika wykluczaprawdziwość obu tych stwierdzeń.

str. 26konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 29: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Wydaje się, że nie w każdymdomu „zwyczajem” jest wręczaniekilkuletnim dzieciom kopert z kil-koma czy nawet kilkudziesięciomatysiącami złotych. W tym przypad-ku pan prezydent jednak przesadził.Gdański sąd w postanowieniu o wa-runkowym umorzeniu postępowa-nia przywołał takie jego rozbrajającetłumaczenia: „ustosunkowując siędo nieformalnego charakteru tegorodzaju darowizn pieniężnych,świadkowie wskazali, że wynikało towyłącznie ze zwyczaju panującegow rodzinie, podkreślając, że po-wszechnie znany jest fakt, iż rodziceprzekazują swym dzieciom lubwnukom tego rodzaju środki, niezachowując żadnej formy dokumen-tu, np. w przysłowiowej kopercie”.

Trzy tuzinyrachunkówbankowych

Pewne jest, że małżeństwoswój majątek szeroko dywersyfiko-wało. Jak wykazało śledztwo, w in-kryminowanym czasie korzystaliz usług różnych banków, w którychprowadzone były na ich rzecz ra-chunki bieżące i lokaty. uzasadnie-nie warunkowego umorzenia postę-powania, które otrzymaliśmyz gdańskiego sądu, wymienia je pre-cyzyjnie. Aż dziwne, że Adamowi-czowie w nich się nie pogubili. i tak:oboje byli właścicielami jednego ra-chunku w BGŻ oraz dwóch w PKOBP (jednego walutowego dla spłatykredytu, drugiego – bieżącego). Pa-weł był samodzielnym właścicielemtrzech kont w Meritum Banku,14 rachunków w Banku Millennium(jednego bieżącego, do którego peł-nomocnikiem była Magdalena, oraz13 lokat terminowych), dwóchw inG Banku Śląskim, dwóchw Santander Consumer Banku oraztrzech w Deutsche Banku. Miałrównież rachunek papierów warto-ściowych oraz rachunek pieniężnyw Domu Maklerskim PKO, a takżerachunek depozytowy w SKOK im.f. Stefczyka i cztery lokaty termino-we w SKOK „Rafineria” (tu równieżmałżonka posiadała pełnomocnict-wa). Magdalena zaś była wyłącznymwłaścicielem rachunku prowadzo-

nego w BRe Banku oraz w DomuMaklerskim PKO. W sumie mieli36 rachunków w 11 instytucjach fi-nansowych. Godna podziwu organi-zacja majątku!

Skoro Paweł Adamowicz, nie-zwykle zapracowany człowiek (pre-zydent wielkiego miasta, promi-nentny polityk rządzącej wówczaspartii, członek rad nadzorczychdwóch wielkich spółek, ojciec dwój-ki dzieci i działacz społeczny – chęt-nie chwali się aktywnością na tympolu) tak świetnie poruszał sięw świecie instrumentów finanso-wych, aż trudno uwierzyć, że mogłamu się przytrafić taka niefrasobli-wość przy składaniu oświadczeńmajątkowych. uwierzyć trudno, alesąd uwierzył.

Prokuratorowi Adamowicztłumaczył ją wręcz wzruszająco.Wyjaśniając „pomyłki” w oświad-czeniu z 2010 r., powoływał się na„kumulatywne okoliczności”, tj. za-grożoną ciążę żony, pobyt ojcaw szpitalu przed operacją okulis-tyczną oraz… katastrofę smoleńską– konieczność organizacji kilkuty-godniowej (sic!) żałoby oraz cere-monii pogrzebowych: „nadto chcęnadmienić, że moje osobiste więzize zmarłymi, wynikające z długolet-nich przyjaźni, a tym samym mojeduże zaangażowanie we wspomnia-ne już wyżej uroczystości spowodo-wało to, że nieświadomie, w sposóbzupełnie niezamierzony omyłkowonie wpisałem w treść swojegooświadczenia majątkowego z dnia22 kwietnia 2010 r. nieruchomościprzy ul. Piastowskiej 60 w Gdańsku”.ukoronowaniem tych tłumaczeńjest zdanie: „Zakup mieszkania

w Gdańsku przy ul. Piastowskiej60b miał miejsce na początku2009 r., przez co zatarł się w mojejpamięci”.

Przeciętnemu człowiekowi byćmoże trudno to zrozumieć, ale po-stawmy się w niełatwej sytuacji wła-ściciela siedmiu mieszkań – zakupjednego z nich ma przecież prawo„zatrzeć się w pamięci”…

Dziś Adamowicz ma niecoprostsze zadania rachunkowe. Wed-ług ostatniego oświadczenia mająt-kowego posiada 80 tys. zł oszczęd-ności własnych oraz 140 tys. z mał-żonką, ponad 30 tys. zł w walutachobcych, jednostki udziałowe fundu-szy inwestycyjnych na kwotę 630tys. zł, mieszkanie o wartości 498tys. (prezydent podaje więc cenęniespełna 6 tys. zł za m2, czylisprzed 11 lat, uwzględniając swójpokaźny tajemniczy rabat – napraw-dę jest warte grubo ponad milionzłotych), drugie mieszkanie (wedługjego obliczeń warte 410 tys. zł), dwieniezabudowane działki (o łącznejwartości, jak twierdzi, niespełna200 tys. zł), miejsce garażowe (tu teżwidnieje specjalna cena z 2005 r.– 24 tys. zł). Ma też akcje o wartościponad 1,2 mln zł, dzięki którym(dywidenda i sprzedaż) zarobiłw ub.r. 97 tys. zł. Kolejne 130 tys.wpłynęło na któreś z jego kont zazasiadanie w radach nadzorczychZarządu Morskiego Portu Gdańskoraz Gdańskiego Przedsiębiorstwaenergetyki Cieplnej (sam się tamprzed dekadą delegował jako przed-stawiciel gminy Gdańsk). Czymżejest przy tym skromne 160 tys. złubiegłorocznej pensji włodarzamiasta? Dobrze, że prezydenckiejgłowy nie obciążają jeszcze zbytniokredyty (trzy – do spłaty pozostałojeszcze w sumie prawie 200 tys.franków szwajcarskich).

Gra na siebie

„Obserwowałem Pawła Ada-mowicza od początku jego kariery,jeszcze jako studenta i opozycjonis-tę, a potem radnego i prezydentamiasta. On zmieniał się jak Gdańsk,dojrzewał i stawał się coraz mą-drzejszym prezydentem” – te słowa

konkurs sDP str. 27

CBA, Izba Skarbowa,Urząd Skarbowy,

prokuratura oraz sądstwierdziły

jednoznacznie: tychdarowizn po prostu

nie było! →

Page 30: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Donalda Tuska, już jako szefa Radyeuropejskiej, przed drugą turąostatnich wyborów w Gdańsku,mogą mylić.

– Paweł nigdy nie był z Donal-dem blisko, trzeba znać lokalne ukła-dy, żeby wiedzieć, jak się to towarzy-stwo kształtuje. On nie grał w piłkę,więc był natychmiast stracony – opo-wiada nam jeden ze znajomychgdańskiego „towarzystwa”. Rzeczywi-ście, Adamowicz, choć jest jednymz założycieli pomorskiej PO, Tuskowiurwał się dosyć szybko. Stał się silnywłasnymi, miejskimi układami, par-tia nie była mu już potrzebna. Wed-ług naszych rozmówców niechęćczuć na każdym kroku.

Zwłaszcza że Adamowicz robi,co chce, od lat. nie miał skrupułów,by wyznaczyć samego siebie do radynadzorczej sprzedanego niemcomGPeC, choć długie lata ostro sprzeci-wiał się prywatyzacji przedsiębior-stwa. Własnymi rękami ciągnął popłycie gdańskiego lotniska samolotOLT express, co może się znaleźćw orbicie zainteresowań powstającejwłaśnie komisji śledczej ds. aferyAmber Gold. Przed wyborami prezy-denckimi w maju 2015 r. stawił się nawezwanie Bronisława Komorowskie-go w Katowicach, gdzie prezydenci29 miast podpisali deklarację popar-cia dla kandydata PO. Radnym wy-tłumaczył, że kosztująca prawie 1,4tys. zł podróż była wyjazdem służbo-wym, a nie polityczną agitką. „Jako żebyło to oficjalne spotkanie urzędują-cych prezydentów miast z urzędują-cym prezydentem RzeczypospolitejPolskiej, wyjazd miał jak najbardziejcharakter służbowy” – zapewnił.

Swoje polityczne ambicje przyjednoczesnym precyzyjnym wska-zaniu wroga prezydent określiłw niedawnym wywiadzie dla„GW”: „Apeluję do koleżanek i ko-legów z PO, nowoczesnej i KOD.należy skupić się na zagrożeniu, ja-kie stoi przed demokracją, i zanie-chać nie bardzo zrozumiałej dla na-szych sympatyków konkurencjioraz zacząć przygotowywać pro-gram dla Polski po PiS”. Wcześniejbrał udział w spacerach KODi chwalił się, że wpłacił 1 tys. zł nazwiązaną z KOD fundację OKO.Zaprosił również na jubileuszowe

posiedzenie do Gdańska TrybunałKonstytucyjny, a rada miasta przy-jęła apel, w którym jest mowa, że„przy podejmowaniu uchwał stoso-wać się będzie do treści wyrokówTrybunału Konstytucyjnego, takżetych, które nie będą opublikowanew Dzienniku ustaw, także wówczas,gdyby były one kontestowane przezinne organy władzy państwowej”.

Od niemal 20 lat gdańszcza-nie wybierali Pawła Adamowiczana swojego prezydenta. Czy napewno go znali? Czy sprawa jegooświadczeń majątkowych – jak sammówił po wyroku sądu pierwszejinstancji – umocni zaufanie do nie-go? Czy wręcz przeciwnie – będziepunktem zwrotnym w wielkiej ka-rierze samorządowca?

Droga do szóstego zwycięstwawyborczego może być bardziej wy-boista, niż się zdawało jeszcze parętygodni temu. na polecenie proku-ratora generalnego złożona zostałaapelacja w sprawie oświadczeń ma-jątkowych prezydenta. We wnioskuczytamy, że w poznańskiej prokura-turze „dokonana została niewłaści-wa ocena okoliczności stanowią-cych podstawę zastosowania wa-runkowego umorzenia postępowa-nia wobec pana Pawła A.”.

– To pachnie powrotem doczasów komunizmu – komentowałprezydent Sopotu Jacek Karnowski,którego oświadczenia majątkowetakże budziły w przeszłości wątpli-wości. Janusz Śniadek, szef PiS naPomorzu, ripostuje: – Pan Adamo-wicz nie był do tej pory ścigany i towłaśnie mi się kojarzy z PRL. To wte-dy funkcjonowała kasta nietykal-nych, którzy mogli wszystko. Terazteż zwykłego obywatela urzędy skar-bowe są w stanie ścigać i wycisnąć doostatniej złotówki, a jego jakoś nie.

PS. Próbowaliśmy porozma-wiać z Pawłem Adamowiczemo jego majątku. nie miał jednakchęci odpowiadać na nasze pyta-nia. Jego rzecznik napisał jedynie:„Prezydent już dawno zapowie-dział, że do zakończenia sprawynie będzie jej komentował aniudzielał o niej informacji. nie mazamiaru zmienić tej decyzji nawetdla Pańskiego pisma”.

str. 28konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 31: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

konkurs sDP str. 29

– Równie dobrze może pan pó-jść obstawiać zakłady konne na Słu-żewcu. Różnica polega na tym, żewielka instytucja finansowa operującana foreksie może wpływać na wyniktego zakładu. Tu nie ma równychszans – tymi mocnymi słowami me-cenas Patryk Przeździecki opisuje ry-nek walutowy, na którym inwestujecoraz więcej Polaków.

15 stycznia 2015 r. inwestoromna długo zapadnie w pamięć. Kursfranka gwałtownie wzrósł, przekra-czając poziom 5 złotych, a wszystkorozegrało się w ciągu zaledwie kilkuminut. umocnienie szwajcarskiej wa-luty dotknęło nie tylko posiadaczykredytów we frankach, ale także drob-nych inwestorów, którzy uwierzyli, żemogą zarobić, grając na rynku walu-towym forex. Cały mechanizm tam-tych wydarzeń opisaliśmy dokładniew money.pl.

Po roku wielu inwestorów wciążnie może zapomnieć o „czarnymczwartku”. Chodzi nie tylko o straco-ne oszczędności, ale również o długi,które być może będą musieli spłacać.Mecenas Przeździecki reprezentujeprzed sądami klientów firm broker-skich, którzy dokładnie rok temu stra-cili gigantyczne pieniądze na skokukursu szwajcarskiego franka.

Łukasz Pałka, money.pl: „Dla wie-lu Polaków przygoda z foreksemokazała się początkiem życio-wych dramatów – narastającedługi, uzależnienie od hazardu,depresje, problemy rodzinne, nę-kanie bezpodstawnymi wezwa-niami do zapłaty przez wynajętearmie prawników i windykato-rów" – to cytat z Pana artykułuna temat rynku walutowego.

Mec. Patryk Przeździecki*: Zga-dza się. niestety, prawda o foreksiejest niewygodna.rozumiem, że nie jest Pan ulu-bieńcem firm brokerskich, któreoferują ludziom grę na foreksie.

Zadaniem adwokata jest staniena straży ochrony prawa i pomaganieosobom, które zostały pokrzywdzone.W tym przypadku przez instytucje fi-nansowe, które oferują klientom to-ksyczne instrumenty.toksyczne?

Tak trzeba je nazwać. Proszę miwierzyć, wysłuchałem już bardzo wie-lu historii ludzkich dramatów i na-prawdę trudno czuć sympatię do pod-miotów, które oferują klientom grę naforeksie.

Wielu graczy nie tylko straciłooszczędności całego życia, ale niejed-nokrotnie skończyli z wielkimi długa-

mi, sięgającymi kilkuset tysięcy, a na-wet milionów złotych. To rodzi ryzy-ko, że stracą swoje mieszkania, domy,gospodarstwa rolne – majątki, na któ-re pracowały całe pokolenia.ale można przecież powiedzieć,że świadomie podjęli to ryzyko.uwierzyli, że mogą dorobić sięłatwych milionów.

To tylko część prawdy. Wieluinwestorów, którzy dziś liczą gigan-tyczne straty, było prowadzonychprzez opiekunów swoich kont, strate-gów, analityków, którym zaufali. Za-pewniano ich, że istnieją mechanizmy(stop loss, stop out), które uchroniąich przed stratami. Proszę pamiętać,że nie mówię tu o stracie oszczędno-ści, ale też o tym, że te mechanizmymiały zapobiec, by nie wpadli w długi.Po 15 stycznia 2015 roku to wszystkookazało się totalną nieprawdą. ich zle-cenia nie zostały należycie wykonanei na ich rachunkach powstały gigan-tyczne debety.jakie długi mają rekordziści?

Od kilku do kilkunastu milio-nów złotych.kilkunastu?

Tak. Znam takie historie. Całyproblem polega na tym, że na foreksiemożna stosować tzw. dźwignię finan-

jak naPrawDę DZiaŁa Forex? Prawnik ZDraDZa Fakty niewyGoDne DLa Brokerów

Łukasz Pałka

ii naGroDa im. euGeniusZa kwiatkowskieGo

Page 32: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

sową, nazywaną lewarem. To oznacza,że wystarczy wpłacić na rachunek sto-sunkowo niewielką sumę, by potemobracać kwotą sto, a nawet kilkasetrazy większą. inaczej mówiąc, inwes-tor wpłaca na przykład dziesięć tysię-cy złotych i dzięki lewarowi 1:100może zakładać się na sumę milionazłotych. Tylko nikt nie zadaje sobiepodstawowego pytania, a brokerzy niespieszą się z informowaniem o tym,skąd bierze się reszta tych środków.a skąd się bierze?

To swoista forma pożyczki.Oczywiście nikt nie zawiera umowy,ale de facto inwestor rozporządza cu-dzymi środkami, choć często nie zdajesobie z tego sprawy. W rezultacie in-westor może obracać wielkimi pie-niędzmi. A w przypadku nietrafionejdecyzji ponosi olbrzymią stratę. Jeżeliprzekracza ona wartość środkówwłasnych, wówczas broker może pró-bować domagać się od inwestora po-krycia zobowiązań wobec międzyna-rodowych banków inwestycyjnych.ale lewar 1:100 oznacza też, że1 procent zysku przełoży się nawzrost wpłaconych przez inwes-tora środków o 100 procent. tokusząca wizja.

Zgadza się. Ale doskonale znapan przecież statystyki mówiąceo tym, że około 80–90 proc. osób, któ-re zaczyna przygodę z foreksem, szyb-ko traci wszystkie oszczędności i ban-krutuje.co ich kusi, by mimo wszystkograć?

To w dużej mierze osoby, którenie mają dogłębnej wiedzy na tematfunkcjonowania rynków finanso-wych. nie używam tego określenia, bykogokolwiek urazić. Po prostu trafiająna ten rynek namówieni przez tele-marketerów, ekspertów, którzy rozta-czają przed nimi wizję łatwych zy-sków. Są zapraszani na darmoweszkolenia, podczas których mają sięuczyć, jak zarabiać. niestety, są ponich w stanie co najwyżej wyzerowaćrachunek, a przy niekorzystnych wa-runkach rynkowych popaść w długi.

Są też doświadczeni inwestorzy,którzy od lat inwestują na GiełdziePapierów Wartościowych i trafiają naforex z myślą, że to taki sam rynek re-gulowany. A przecież nic bardziejmylnego. forex jest zdecentralizowa-

ny, pozbawiony jednego miejsca obro-tu, a więc instytucjom państwowymtrudno jest sprawować nad tym ryn-kiem właściwy nadzór.

A metody perswazji stosowaneprzez brokerów są przeróżne, w du-żej mierze zależą od zasobnościportfela klienta. Znam historię biz-nesmena, któremu dobrze się wiodłoi miał spore oszczędności. W jegoprzypadku nie skończyło się na tele-fonach od telemarketerów. Były teżwystawne kolacje, szampan, kawior,budowanie coraz większego zaufa-nia, by wpłacał coraz wyższe sumy.naprawdę, sceny rodem z „Wilkaz Wall Street”. nie muszę dodawać,jak się to skończyło.Z pewnością zna Pan powiedze-nie, że rynkiem rządzą chciwośći strach. najpierw jest chciwość,a potem przychodzi strach.

To znów część prawdy. Bow tym wszystkim są ludzie, którzywykonują – nazwijmy to wprost – za-wód zaufania publicznego. Skoro po-wierzam komuś pieniądze, to muufam. Czyż nie tak?ale przecież biura maklerskie,brokerzy, banki informują klien-tów o ryzyku związanym z inwe-stycjami.

Zgoda. Ale jednocześnie kliencinie byli informowani o tym, że zlece-nie typu stop loss może nie zadziałać,a to pociągnie ich w długi. O tym, żeto możliwe, inwestorzy dowiedzieli siędopiero 15 stycznia 2015 roku. Do-świadczyli tego na własnej skórze.W głowach im się nie mieściła takasytuacja, bo przecież nawet idąc dokasyna człowiek zakłada, że nie straciwięcej niż przynosi.

i zapisów o takim zagrożeniu niema w regulaminach?

W wielu jest, nie przeczę. Alezwykle taki zapis jest ukryty pomię-dzy niezliczoną liczbą innych posta-nowień, napisany językiem tak nie-zrozumiałym dla przeciętnego konsu-menta, że nawet osoby posiadającewiedzę finansową czy prawniczą majątrudności z rozszyfrowaniem treścitych regulaminów.

Dlatego ludzie polegali na pry-watnych rozmowach z brokerami, któ-rzy zapewniali ich, że podążając za ichstrategiami, nie tylko nie stracą, ale za-robią. Klienci niejednokrotnie byliwręcz zachęcani do stosowania wyso-kich lewarów. Bo przecież im większekwoty wchodzą w grę, tym więcej bro-ker zarabia na prowizjach, a takżeopłatach za utrzymywanie otwartegozlecenia. Bywa i tak, że cała strata in-westora bezpośrednio przekłada się nazysk brokera, gdy ten wykonuje zlece-nia klienta na własny rachunek.i twierdzi Pan, że gdy 15 stycznia2015 roku doszło do gwałtownegoumocnienia franka szwajcarskie-go, brokerzy nie zrealizowali jaknależy zleceń stop loss i przez tona kontach klientów pojawiły sięujemne salda. Firmy brokerskiebronią się argumentem, że w wy-niku paniki na rynku zabrakłotzw. płynności, nie było możliwo-ści realizowania zleceń po wska-zanych przez klientów kursach,a więc wykonywano je po pierw-szych – najlepszych cenach.

i tu dochodzimy do sednasprawy.to znaczy?

W moim przekonaniu doszło tudo wielu nieprawidłowości. firmybrokerskie informowały o tym, żewskazywane przez klientów kursy sądostępne, ale nie realizowały zleceńbądź realizowały je z opóźnieniem.Były też przypadki, że zlecenie zosta-ło wykonane prawidłowo, a kolejnegodnia broker dochodził do wniosku, żecena powinna była być inna i już pofakcie zmieniał ją na niekorzyśćklienta.

Trzeba też pamiętać o tym, żeróżne są modele wykonywania trans-akcji zawieranych przez polskichklientów na forex. niektóre biura ma-klerskie pracują w modelu tzw. orga-

str. 30konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Przecież na foreksienikt nikomu nie

dostarcza realnejwaluty. Gracz tylko

zakłada sięz brokerem bądź

z bankieminwestycyjnym.

Page 33: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

nizatora rynku – w skrócie oznaczato, że klient zawiera zakłady tylkoz danym biurem. W innych przypad-kach polski broker działa jako zastęp-ca pośredni, a zlecenie klienta wyko-nuje najczęściej za pomocą któregośz międzynarodowych banków inwe-stycyjnych.

15 stycznia 2015 okazało się, żete międzynarodowe banki traktująpolskich klientów jak inwestorówdrugiej kategorii. Bo gdy cena frankagwałtownie się zmieniała, zleceniapolskich inwestorów były odrzucane,a w pierwszej kolejności realizowanebyły inne. W świecie, gdy standardemjest to, że wykonanie transakcji liczysię w milisekundach, polscy graczemusieli czekać kilkanaście sekund,a w skrajnych przypadkach nawet25 minut! To oznaczało dla nich gi-gantyczne straty.obala Pan właśnie mit foreksujako globalnego, najbardziej płyn-nego rynku na świecie.

O tym, jak jest z płynnościątego rynku, przekonaliśmy się roktemu. Poza tym powtórzę: materiałyprocesowe dają solidną podstawę dozałożenia, że zlecenia wielu polskichklientów były wykonywane niezgod-nie z kolejnością. Coś takiego naprzykład na regulowanej giełdzie akcjijest nie do przyjęcia.określa Pan forex jako „zakłady”.Gdzie tu waluty, inwestycje, tewszystkie hasła, na których opie-ra się ten rynek?

Przecież na foreksie nikt niko-mu nie dostarcza realnej waluty.Gracz tylko zakłada się z brokerembądź z bankiem inwestycyjnym o to,jak zmieni się kurs danej pary waluto-wej. To wszystko. Równie dobrzemoże Pan pójść obstawiać zakładykonne na Służewcu. Różnica polegana tym, że wielka instytucja finanso-wa operująca na foreksie może wpły-wać na wynik tego zakładu. Tu nie marównych szans.Polski rynek jest tu wyjątkiem natle świata?

Odpowiem przykładem. Ame-rykański nadzór finansowy od dawnabada działania wielkich banków inwe-stycyjnych. nie tak dawno media do-nosiły o tym, że brytyjski bank inwe-stycyjny ma zapłacić Amerykanom150 milionów dolarów kary za to, że

dopuszczał się manipulacji na rynkuwalutowym. Chodziło między innymio odrzucanie zleceń klientów, którebyły dla niego niekorzystne. A więcchodziło dokładnie o to, o czym mó-wię w przypadku polskich klientówi 15 stycznia 2015 roku.

Co więcej, jeżeli chodzi o Ame-rykanów, to już w 2010 roku w uSAzostała wprowadzona specustawa,która spowodowała, że forex dla ame-rykańskich konsumentów zostałw praktyce zamknięty.amerykanie nie mogą grać na fo-reksie?

Ograniczenia dla brokerów sątak duże, że taka działalność jest dlanich po prostu nieopłacalna. nawetpolska Komisja nadzoru finansowe-go informowała o tym, że w uSA ofe-rowanie konsumentom popularnychw naszym kraju instrumentów CfD(contract for difference) na walutyzostało zakazane. nie przypominamsobie, by któryś z brokerów w Polscepochwalił się tą informacją przedklientami.jednym słowem amerykańskinadzór finansowy chroni swoichklientów przed foreksem?

Przed toksycznymi instrumen-tami finansowymi.Za to założenie firmy foreksowejna przykład na cyprze to raj.

Zgadza się. Ponoć prawdziwyCypryjczyk pracuje albo w branży tu-rystycznej albo w firmie foreksowej(śmiech).a taka firma może oferować usłu-gi w krajach całej unii europej-skiej.

Bo działa w ramach europej-skiego paszportu. Cypr to raj zewzględu na słaby nadzór i niskie wy-magania kapitałowe. Potem wystarczy,że taka firma notyfikuje swoją działal-ność w danym kraju ue. To formal-ność. W tej sytuacji na przykład pol-ska Komisja nadzoru finansowegoma bardzo ograniczone możliwościkontrolowania danego podmiotu,o czym nawet już informowała.Zatem polski inwestor, którychce grać na foreksie, powinienrozważyć założenie rachunkuu polskiego brokera?

Jeżeli chodzi o możliwość póź-niejszego dochodzenia swoich ewen-tualnych roszczeń, to zdecydowanie

tak. Ważne, by pamiętać, że taka fir-ma powinna mieć w Polsce siedzibę,a nie oddział. Takie informacje możnasprawdzić w Knf.czy polskie prawo powinno zos-tać zmienione, by lepiej chronićinwestorów na foreksie? może naprzykład całkowicie zakazać sto-sowania dźwigni finansowej?

Problem leży gdzie indziej. Pol-skie instytucje nadzorcze, jak Knf czyuOKiK, są wręcz zalewane skargamiod klientów firm brokerskich. Skarżąsię na stosowanie wobec nich zakaza-nych klauzul umownych, na to, że niebyli prawidłowo informowani o wy-sokości opłat, ryzyku, spreadach, swa-pach. i w moim przekonaniu w wieluprzypadkach mają rację.

Ale potem działania instytucjinadzorczych są mizerne, by nie po-wiedzieć pozorne.Z czego to wynika?

nie wiem. Opisuję to, co widzę.nie diagnozuję przyczyn. Pewien zna-ny polityk w przypływie szczerościrzekł niedawno, że państwo polskiedziała tylko teoretycznie – w odniesie-niu do branży forex trudno o trafniej-sze podsumowanie. efekt jest taki, żeposzkodowanemu klientowi pozostajetylko tyle, że może liczyć na siebiei chcąc dochodzić swoich praw czekago zwykle długa batalia sądowa.

Dlatego jako adwokat mam na-dzieję, że wkrótce polskie organy pra-wa już na poważnie zajmą się problemdetalicznego foreksu i tak, jak ma tomiejsce w państwach europy Zachod-niej, a zwłaszcza krajach anglosaskich,opowiedzą się po stronie poszkodo-wanych obywateli, zapewniając imrealną pomoc, a w razie potrzebywsparcie w dochodzeniu ich słusz-nych praw także na drodze sądowej.

Patryk Przeździecki

Adwokat specjalizujący się

w tematyce związanej

z przestępczością gospodarczą,

w tym nieprawidłowościami

w obrocie na rynku kapitałowym.

Obecnie reprezentuje grupę

poszkodowanych inwestorów

w sporach z krajowymi

i zagranicznymi firmami

inwestycyjnymi dotyczącymi

wykonywania transakcji na

instrumentach finansowych.

konkurs sDP str. 31

Page 34: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

jackson Diehl, jeden z czołowychdziennikarzy „washington Post”,pracujący w gazecie od 1978roku, napisał niedawno artykuł,w którym uzewnętrzniając lękprzed „skrętem Polski na pra-wo”, niemal słowo w słowo po-wtórzył argumentację naszychmainstreamowych mediów. jaksądzisz, skąd bierze się taka za-dziwiająca zbieżność narracji?

Mówiąc wprost, wydaje misię, że nie napisał samodzielnietego artykułu. Może fizycznie niktnie podesłał mu gotowca, ale czuję,że to klasyczny przykład wpływuzza pleców „specjalnego korespon-denta z Polski”, Anne Applebaum.Wszystkie znaki rozpoznawcze jejnarracji, półprawdy i manipulacjejuż tam są. ilość wzmianek o anty-semityzmie, pomimo tego, że bezpomocy muzułmanów Polska niejest dzisiaj najlepszym miejscem dobycia Żydem, jest oszałamiająca.Odwoływanie się do tak słabego ar-gumentu pokazuje tylko, jak zdes-perowani stali się ludzie, którychodrzuciła nowa władza i w dużejmierze społeczeństwo.Deihl odwołuje się jednak głów-nie do „cenzury” medialnejw Polsce. w końcu minister kul-

tury chce spacyfikować teatr,a niesfornych dziennikarzy nie-mal wyrzuca z telewizji.

i dokładnie przez taki pryz-mat Polskę chcieliby widzieć zagra-niczni lewicowi dziennikarze. Krajpełzającego autorytaryzmu i kultu-rowych faszystów. To, co w rzeczy-wistości zrobił prof. Gliński, jestwykorzystaniem prerogatyw pań-stwa do ingerencji w wydawaneprzez instytucje publiczne pienią-dze. Dla napuszonych elit spodznaku „Wyborczej” to nie do pomy-ślenia, żeby ktoś mógł po prostunie zapłacić za ich porno–sztukę.Podobnie relacjonowana jest spra-wa zawieszenia redaktor Lewickiejw TVP, która zamiast wywiaduurządziła sobie debatę bez trzy-manki. Akolici Applebaum grzmią,że tak oto „nowa Polska” wprowa-dza aktywną cenzurę. Prawdą nato-miast jest, że to za rządów PO po-zywano krytyków władzy, a mediagłównego nurtu niemal w całościpozbawione były głosu centrumi prawicy. Jak mawia obecny bur-mistrz Chicago – „nigdy nie możnasobie pozwolić na zmarnowaniepoważnego kryzysu”. i to jest ideaprzyświecająca zagranicznym me-diom, które ruszyły na ideową kru-

cjatę przeciwko Polsce, wspieranąprzez partyzantów znad Wisły. to ciekawe, co mówisz. tak sięskłada, że jackson Diehl to sta-ry znajomy Pani applebaumjeszcze z czasów relacjonowa-nia „polskiej drogi do demokra-cji” w warszawie. Z drugiej stro-ny, może przemawiają przezciebie prywatne animozje?Żonę radka sikorskiego nazy-wasz w swoich tekstach „królo-wą bzdur”, widzisz w niej me-dialnego demiurga. nie przece-niasz jej możliwości?

Mediami i mechanizmami,które nimi rządzą, zajmuję się odlat, dlatego uwierz mi, nie rzucamsłów na wiatr. Jestem przekonany,że obecna fala czarnego PR-u, którapłynie z zachodniej prasy to za-aranżowany spektakl. stoi za nim jakiś konkretny me-chanizm?

Owszem. Po pierwsze, starzyobserwatorzy i polscy korespon-denci to niemal w 100 procentachznajomi i przyjaciele Applebaum,którzy wyrośli na tych samychideach i wizji polityki sprzyjającej„liberalnej” PO oraz Brukseli. ed-ward Lucas z „The economist”– gruba ryba – otrzymuje więk-

iDeowa krucjata PrZeciw PoLsce

Z Matthew Tyrmandem rozmawia Marcin Makowski

ii naGroDa im. aDoLFa BocHeŃskieGo

str. 32konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 35: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

szość poufnych informacji o pol-skiej polityce od samej „królowej”oraz jej męża, z którym zażyle sięprzyjaźni. Analogiczny mechanizmdotyczy henry’ego foya, Jana Cien-skiego czy Matta Kaminskiegoz „Politico” i „financial Times”.Czyli już masz trzy globalne tytuły,nazwijmy je „eksperckie”, narzuca-jące narracje. Później podobne tre-ści wędrują do kręgów rządowychw uSA, np. przez publikacje w po-pularnym na Kapitolu „The hill”.w ostatnim felietonie pastwiłeśsię nad jednym z tekstówz „the Hill”. jego autorem byłdr maciej Bartkowski, mieszka-jący w stanach wykładowca,który wprost wezwał kongresdo bacznego przyglądania sięobalaniu demokracji w Polsce.u nas jakoś przeszło to bezecha, a chyba nie powinno.

Oczywiście, dlatego nie nale-ży się sugerować wielkością me-dium, tylko tym, do kogo jest adre-sowane. W każdym razie z tegomiejsca narracja przechodzi do„Washington Post”, gdzie wspom-niany Diehl, mając już przygotowa-ny grunt, rozpoczyna debatę o tota-lizacji postsolidarnościowego kraju,niegdyś pupilka Berlina i Brukseli.Tak przygotowana argumentacjapowtarzana jest później przez„new york Times” jako fakt, z uży-ciem twardych cytatów z „Washing-ton Post”. Ostatecznie następujekulminacja, czyli przebicie się his-torii do telewizji, czego przykładembył skandaliczny reportaż fareedaZakarii w Cnn, po czym towszystko ze zdwojoną siłą wraca doPolski. no i jak się bronić przez„faktami”, które przecież były w ga-zetach, mówili o nich w telewizji?Gwarantuję ci, że te wszystkie„newsy” nie pochodzą od Jana Ko-walskiego, piszącego z Warszawydla „zagranicznych mediów”. Zakaria, jeszcze kiedy pracowałw „Foreign affairs”, poznał si-korskiego i applebaum. małokto wie, że w wywiadziez 1996 r., udzielonemu Zakarii,sikorski apelował, aby nieprzyjmować Polski do nato, borządzą nią postkomuniści. odtego czasu był to jego ulubiony

zagraniczny dziennikarz. Lauda-cje Zakarii znajdują się także nawiększości zagranicznych wy-dań książek applebaum. jakijest długodystansowy cel tegotypu działań i koneksji?

To element brudnej politycz-nej gry, mającej na celu delegitymi-zację ostatnich wyborów. Prowadzije lobby utopijnych lewicującychideologów, którzy uważają, że wię-cej państwa i więcej unii to jedynasłuszna droga. Wiedzą, że przegra-li, ale w tej chwili przygotowują so-bie grunt pod przyszły powrótw wielkim stylu. W końcu prawicapo kilku tygodniach rządzenia takbardzo się skompromitowała, żemuszą wrócić. Przynajmniej tak imsię wydaje. Podobne, nieprzychylne pol-skiej prawicy zagraniczne ko-mentarze część naszych me-diów traktuje jako uszytą namiarę broń ideologiczną. „wa-shington Post skomentował”,„niemiecki dziennik napisał”.to się zresztą dorobiło osobne-go terminu – „echa zza grani-cy”. Dlaczego twoim zdaniemprzybierają na sile?

Bo to jedyna broń w posiada-niu michnikowszczyzny, która madzisiaj jeszcze jakąś siłę rażenia.Działa poprzez mechanizm samo-napędzającego się potwierdzeniawłasnych tez. Ludzie coraz rzadziejkupują tę zdegenerowaną filozofię,dlatego trzeba ją wzmocnić pseu-doautorytetem. nie przez przypa-dek Sikorski i całe to oxfordzko–harvardowskie środowisko cytujesię nawzajem i głaszcze po gło-wach. na szczęście internet odkry-wa jałowość podobnych tautologii.Tak jak wolna prasa wieki temu,tak dzisiaj sieć jest najlepszą odpo-wiedzą na nieczyste zagrywki sta-rych mediów. Powiedziałeś kiedyś, że jeśliw Polsce chcesz pisać prawdę,musisz to robić w tabloidzie. totrochę skakanie ze skrajnościw skrajność.

Swoją przygodę z pisaniem dopolskiej pracy zaczynałem właśnieod tabloidu. Powód, dla któregowybrałem taki wariant, jest prosty– głównym celem tabloidu jest do-

starczanie ludziom rozrywki po-przez sprzedawanie gazet. Dlategotak długo, jak piszę coś, co ludziechcą przeczytać, oni będą to druko-wać. To rozwiązanie bardzo demo-kratyczne, a progiem wejścia jestpo prostu gust mas, a nie głaskanieaktualnych władz po tyłkach. Tab-loid daje ludziom to, co chcą wi-dzieć, nawet jeśli elity uważają po-dobne treści za „żenujące”. Osobi-ście uwielbiam kapitalizm właśnieza ten rodzaj plastyczności i do-starczenia ludziom tego, co chcąkonsumować. W przeciwieństwiedo „Wyborczej”, która nie istniała-by, gdyby nie żerowanie na dofi-nansowaniu ze skarbu państwa.Podobnie Olejnik czy Lis bezwsparcia władzy od początku ichkarier, dzisiaj sprzedawaliby gazetyw kiosku albo czyścili buty przedwejściem do Marriotta. Tak przyokazji, świetny punkt do otwarciawłasnego biznesu. Złośliwy wytknie ci, że maszosobiste powody, żeby mówićtak o całej „agorze”. a więc jes-teś nieobiektywny.

Opowiem Ci historię. Kiedypromowałem książkę „Jestem Tyr-mand, syn Leopolda”, udzieliłemwywiadu dla „Dużego formatu”,któremu towarzyszył materiał wi-deo. Ponieważ okazał się popular-ny, wydawcy chcieli zrobić kolejneodcinki, na których snuję się poważnych dla mojego ojca miejscachWarszawy. Było tak do momentu,w którym podczas jednego nagra-nia pochwaliłem Gowina i skryty-kowałem szwindel związany z na-cjonalizacją Ofe. W tym momen-cie wszystkie nagrania i plany błys-kawicznie szlag trafił. Od znajome-go, który pracował w „Agorze”, do-wiedziałem się, że już nigdy nie za-witam na ich łamy, ponieważ jes-tem „zbyt polityczny”, a oni „nieuprawiają polityki”. Oczywiście jaktylko kupiłem wydanie „Dużegoformatu”, w którym pierwotniemiałem się ukazać, parsknąłemśmiechem. Postęp dzięki unii eu-ropejskiej, zieloni i ich wizja urzą-dzania miast, wsparcie sektorapublicznego dla instalacji arty-stycznych, etc. nie chodziło wcale

konkurs sDP str. 33

Page 36: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

o politykę, ale konkretnie o „mojąpolityczność”. Słowa dotrzymalii poza depeszami PAP, nigdzie niepojawiła się już o mnie wzmiankaw mediach zarządzanych przez„Agorę”. Jak chcesz, nazwij to bra-kiem obiektywizmu.niedawno w wykładzie wygła-szanym gościnnie w waszyng-tońskim institute of worldPolitics zwróciłeś uwagę, żeamerykańska konstytucja nietylko gloryfikuje swobodę wy-powiedzi i wolne media, aleprzede wszystkim skupia sięna ochronie tych wartości.Polska ustawa zasadnicza nieposiada podobnych zapisów.Potrzebujemy prawa do obro-ny pluralizmu?

Dla mnie i dla mojego ojcaobrona wolności mediów i wypo-wiedzi była najważniejszym zada-niem życia. On stykał się z tymw Wilnie, kiedy aresztowało gonKWD, w Warszawie i w Ameryce,gdy w latach 60. media zostały za-garnięte przez skrajną lewicę. niemożesz mieć wolnego i dobrze pro-sperującego społeczeństwa, bezswobody krytyki, wygłaszaniawłasnych poglądów i niezależnejprasy. Wystarczy spojrzeć na Tur-cję, której wzrost gospodarczy top-nieje właśnie w momencie tłamsze-nia krytycznych dziennikarzy przezerdogana. Polska także potrzebujekodyfikacji mechanizmów gwaran-tujących prawdziwą swobodę deba-ty publicznej. Również przez taki-mi cwaniakami o autorytarnychtendencjach jak Roman Giertych,pozywających każdego, kto ośmielisię krytykować jego albo jego mo-codawców. W Ameryce mamy dłu-gą historię walki z próbą uciszeniadozwolonej krytyki, a jej morał jestnastępujący: jeśli nie chcesz byćoczerniany w mediach, nie róbświństw. A nawet jeśli ktoś oskarżycię niesłusznie, broń się uczciwiew otwartym dyskursie. Zniesławie-nie może mieć sens tylko wtedy,kiedy wobec danej osoby celowoużywa się kłamstwa w celu znisz-czenia reputacji bądź finansów.W przeciwnym wypadku nazywa-my to krytyką, która zawsze i wszę-dzie powinna być legalna.

sam rzuciłeś podobne wyzwa-nie radosławowi sikorskiemu,nazywając go oszustem finan-sowym, za co w imieniu szefamsZ miał cię pozwać romanGiertych. czego cię ten przypa-dek nauczył?

Dokładnie tego, że polski poli-tyk zawsze będzie w uprzywilejowa-nej pozycji w przypadku jakiejkol-wiek krytyki ze strony zwykłegoobywatela. System ma tendencje dosamozabezpieczania się i uzależnia-nia mediów, w których interesie bę-dzie obrona status quo. Dlategowłaśnie „afera taśmowa” ujawnionaprzez „Wprost” była rewolucyjna.Gazeta zdecydowała się na ujawnie-nie pogaduszek polityków PO, za coponiosła dotkliwą „karę” pod wzglę-dem finansowym. nie przez przypa-dek szarżą na „Wprost” dowodziłpierwszej klasy kanciarz Giertych.Tak samo jak w przypadku grożeniami pozwem za krytykę sowitegoopłacania swojego kolegi, ambasa-dora Charlesa Crawforda za spraw-dzanie tłumaczeń przemówień szefaMSZ. Ostatecznie nic mi nie moglizrobić, ponieważ opublikowałemopinie na amerykańskim serwisie,zrobiłem to w nowym Jorku i żadnapolska jurysdykcja nie mogła mnieza to ścigać. Tego typu pozwyo zniesławienie są antydemokra-tyczne, dlatego właśnie obywatelkrytykujący władzę musi być przezpaństwo chroniony, bo inaczej mo-żemy pomarzyć o równym starciu. twoim zdaniem nie istnieje cośtakiego jak „mowa nienawiści",tymczasem w części polskichmediów nie ma świętszej wojnyniż walka z „hejtem". sądzisz,że „hejt” stał się dzisiaj wygod-ną wymówką do blokowania de-baty publicznej? a może nie mażadnego etosu w bluzganiuw sieci?

Czym jest nienawiść? To su-biektywny termin, kto zatem możeoceniać różnicę miedzy krytykąa nienawiścią? Jeśli takie terminyzacznie się penalizować, to w pro-stej linii broń w rękach ludzi, któ-rzy wykorzystają ją do walki z nie-przychylnymi opiniami. Siłą rzeczyjakakolwiek cenzura może być na-rzędziem kontroli. W każdym pro-

gresywnym polityku siedzi bowiemtotalitarny autokrata, który krzyczy,żeby wydostać się na zewnątrz. De-legalizacja „niepoprawnych” formekspresji to samospełniająca sięprzepowiednia Orwella. „hejt” naj-lepiej zwalczać poprzez konstruk-tywny dialog, kontrargumenty.Właśnie „ad hejterum” atakowałGiertych, kiedy napisałem, że pła-cenie przez Sikorskiego dziesiątkówtysięcy złotych koledze za przeczy-tanie własnych tekstów ma znamio-na oszustwa finansowego. Rozu-miesz? Roman powiedział, że to„mowa nienawiści”. Wolność słowapowinna być absolutna, bo żadnapenalizacja nienawiści nie wyelimi-nuje jej z dyskursu. Tylko bardziejświadome społeczeństwo może tozrobić. nawet, jeśli kłóci się to z li-beralną wizją rozwoju świata na-szych elit. Chętnie im powiem,żeby wsadzili sobie tę „mowę nie-nawiści” w tyłki.to co mówisz, brzmi bardziejamerykańsko niż Frank sinatra.Dzisiaj to jednak Polska trakto-wana jest na wszystkie strony„wolnością wypowiedzi”. mamysię temu spokojnie przyglądać?

nigdy w życiu! Trzeba odpo-wiedzieć pięknym za nadobne, bowłaśnie tak manifestuje się praw-dziwa wolność, że idee mogą sięścierać. Ośmieszać półprawdy, uka-zywać inne oblicze Polski, pisaćgdzie się da, polemizować i obna-żać takich aparatczyków jak tan-dem Anny i Radka. Oni nadal koja-rzą się waszyngtońskim elitomz oświeconymi europejczykamiz czasów, kiedy upadała żelaznakurtyna. Dlatego dzisiaj na pytanie:„Znasz Sikorskiego i Appebaum”odpowiadam: „Znam, jeden chciałmnie pozwać, w przerwie międzyośmiorniczkami a robieniem lodówAmeryce, druga urządza machinępropagandową chodzącą jak w ze-garku”. Zazwyczaj wtedy widzę ja-kieś zniesmaczenie na ich twa-rzach. Cóż, prawda to niezła ździra.

Powyższy wywiad jest jedną

z trzech publikacji, za które

autor został otrzymał II

nagrodę w kategorii Nagroda im.

Adolfa Bocheńskiego.

str. 34konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 37: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

konkurs sDP str. 35

Tutaj trzeba nauczyć się cze-kać: to najważniejsza lekcja dla po-nad 50 tys. uchodźców i imigran-tów, którzy utknęli w Grecji. Więk-szość z nich nadal desperacko wie-rzy, że uda im się znaleźć nowy domw europie.

W niedzielne popołudnie naplacu Omonia – położonym o jednąstację metra od słynnej Syntagmy– można by dojść do wniosku, że towcale nie jest centrum Aten. naokolicznym skwerze przesiadują bo-wiem liczne grupki Afgańczykówi Pakistańczyków. Czasem w tlemignie kilkuosobowa rodzina z Sy-rii lub iraku.

Tak jak na przykład intisar i Ab-dul, którzy wraz z piątką dzieci idąwartkim krokiem przez plac. nie przy-szli tu jednak na spokojne pogaduszki,tylko w poszukiwaniu agencji tury-stycznej, która pomoże im w załatwie-niu biletów powrotnych do iraku.

najbardziej aktywna jest inti-sar, dostojna 45–latka w dziewiątymmiesiącu ciąży, która swoją cierpli-wością mogłaby obdarzyć każdego.nienaganną angielszczyzną zagadujepracowników kolejnych agencji i po-równuje koszty. Zimna kalkulacja tonieodłączny element, jaki towarzy-szy jej rodzinie w drodze do europy.

Podobnie jak dziesiątki tysięcyirakijczyków, intisar i Abdul zdecy-dowali się wydać oszczędności swe-go życia, aby uciec z terenów kontro-lowanych przez tzw. Państwo islam-skie. Bo gdyby nie panoszący sięw iraku dżihadyści, intisar i jej mążzapewniają, że nigdy nie opuścilibyswojego kraju. – W Mosulu miałemfirmę produkującą anteny telewizyj-ne – mówi Abdul. – interes dobrzesię kręcił, mieliśmy dwa domy i pięćsamochodów. Wszyscy krewni namzazdrościli. W iraku niczego namnie brakowało. Ale po podbiciu Mo-sulu przez Państwo islamskie powolizaczęliśmy tracić wszystko.

Bilet powrotny

Los nie oszczędził intisar i Ab-dula także w drodze do europy.

Z tureckiego izmiru mieli po-płynąć do Grecji razem z ciotką i jejrodziną. Pech chciał, że w łodzi za-brakło dla nich miejsca i przez ty-dzień musieli czekać na kolejny kurs.Gdy w końcu dotarli do greckichwybrzeży, Macedonia zamknęła jużgranicę z Grecją, a krewni byli jużw drodze do upragnionych niemiec.Jednak intisar i Abdul nie stracilinadziei – i zasilili słynny już obóz

w idomeni, gdzie tuż przy granicyz Macedonią koczuje kilkanaście ty-sięcy ludzi.

Dramat uchodźców i imigran-tów, którzy utknęli w Grecji, rozpo-czął się jeszcze w lutym, gdy kolejnepaństwa bałkańskie wprowadziły re-strykcje, obejmujące dzienne limityprzepuszczanych przez granicę Sy-ryjczyków i irakijczyków oraz zaka-zy wjazdu dla Afgańczyków. Gwoź-dziem do trumny stało się zamknię-cie w drugim tygodniu marca grani-cy grecko–macedońskiej, co osta-tecznie zablokowało popularnywśród uchodźców „szlak bałkański”.

– Gdy byliśmy w idomeni,każdego dnia patrzyliśmy na okala-jący granicę drut kolczasty i łudzi-liśmy się, że Macedończycy w końcuustąpią – opowiada intisar. – naszawiara skończyła się po 25 dniach.Zresztą to i tak cud, że wytrzymaliś-my tak długo. Źle znosiłam spaniew ciągle mokrym i śmierdzącymzgnilizną namiocie. Padało prawiecodziennie, a ja razem z dzieciakamigrzęzłam w błocie w poszukiwaniujedzenia.

– Gdy myślę o wszystkim, cospotkało nas w europie, żałuję, żewyjechaliśmy z iraku – mówi kobie-

Greckie ucHo iGieLne

Marta Zdzieborska

naGroDa im. a BocHeŃskieGo – wyróŻnienie

Page 38: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

ta. – Trzeba było przenieść się do ir-bilu (tereny irackiego Kurdystanu,wolne od wpływów tzw. Państwaislamskiego – przyp. red.) i kupićtam mały dom. Może chociaż tamczekałoby nas normalne życie – do-daje smutno.

Czekając na skype’a

Przypadek Abdula i intisar tociągle wyjątek wśród uchodźców,którzy znaleźli się w Grecji. Oni po-stanowili wracać – podczas gdyogromna większość wciąż liczy naprzedostanie się do europy Zachod-niej, a o powrocie do domu nie chcenawet myśleć. Tymczasem po za-mknięciu „szlaku bałkańskiego”,szanse na dotarcie tą drogą doupragnionych niemiec czy Szwecjitopnieją. Jedyną możliwością – dlatych najbardziej zdeterminowanych– jest po raz kolejny skorzystaniez usług przemytników.

Tak było w przypadku fazela,55–latka z Afganistanu, który wrazz dziewięcioosobową rodziną chciałprzedostać się nielegalnie do Serbii.Albo, precyzyjniej: podwójnie niele-galnie – bo przecież przemarsz tychsetek tysięcy, który miał miejscew 2015 r., nie był przecież legalny.

Los sprawił jednak, że gdy Af-gańczycy byli już jedną stopą poserbskiej stronie granicy, złapali ichpogranicznicy i deportowali doGrecji.

– A tak mało brakowało– mówi zrezygnowany fazel. – nig-dy nie zapomnę, ile musieliśmyprzeżyć, żeby dotrzeć do Serbii. naj-pierw dziesięć godzin marszu dogranicy z Macedonią, potem trzydni koczowania w lesie i czekania naodpowiedni moment. Gdy w końcuudało nam się przejść przez „zielonągranicę” i kilkanaście godzin póź-niej dotarliśmy do Serbii, myślałem,że to koniec naszego koszmaru. niewiedziałem wtedy, że to dopiero po-czątek.

fazel wraz z siedmiorgiemdzieci, żoną i matką już od końcamarca przebywa nielegalnie w Gre-cji. Stało się tak, bo wygasło jegoprawo do 30–dniowego pobytu,przysługujące do niedawna każde-mu, kto dotrze nielegalnie do grec-

kich wybrzeży. Dla fazela jedynymsposobem na pozostanie w Grecjijest więc teraz złożenie wnioskuo azyl w tym kraju.

Ale, jak się okazuje, nie jest towcale proste.

– Gdy dwa tygodnie temu po-szedłem do urzędu migracyjnegow Atenach, usłyszałem, że mogę zło-żyć wniosek o azyl dopiero wtedy,gdy zadzwonię na specjalny numerskype’a i umówię się na wizytę –wspomina fazel. – Od tamtej porydzwonię po kilkanaście razy dzien-nie, ale nikt nie odbiera. Tak lecą mikolejne dni, a ja boję się, że w końcuwylegitymuje nas policja i deportujedo Afganistanu.

Sytuacja, w jakiej znalazł sięfazel wraz z rodziną, to skutek pa-raliżu greckiego systemu azylowe-go. Z danych organizacji GreekCouncil for Refugees (GCR) wyni-ka, że pracownicy urzędu migra-cyjnego w Atenach odbierają tele-fony od zdesperowanych uchodź-ców zaledwie... przez dwie godzinyw tygodniu.

– Do biura naszej organizacjiw Atenach przychodzi codziennieprawie 300 osób, które chcą złożyćskargę na greckie władze – mówifotini Barka rzeczniczka GCR.– To paradoks, że ludzie pragnącystarać się o status uchodźcy w Gre-cji, nie mogą się nawet doprosićo wizytę w celu złożenia wnioskuo azyl. Politycy mogą tłumaczyć siękryzysem migracyjnym w europie,który jeszcze bardziej pogrążyłnasz kraj w chaosie. Ale prawdajest taka, że nasz system azylowyszwankuje od lat.

Prom bez przesiadki

Symbolem zawieszenia, w ja-kim znalazły się tysiące imigrantóww Grecji po tym, jak unia europej-ska i Turcja zawarły porozumienie –zakładające odsyłanie nielegalnychprzybyszów z Grecji do Turcji, chy-ba że złożą w greckim urzędziewniosek o azyl w tym państwie– jest dziś port w Pireusie.

W miejscu, które do niedawnasłużyło uchodźcom tylko jako punkt„przesiadkowy” w drodze z greckichwysp do granicy z Macedonią, ko-

czuje już na stałe kilka tysięcy ludzi.Rozlokowani w portowych pocze-kalniach lub bezpośrednio przy do-kach, mieszkają w namiotach, z któ-rych mogą obserwować promy pły-nące na wyspy na Morzu egejskim.Kos, Rodos, Chios i Lesbos – to zna-jome nazwy miejsc, do których jesz-cze niedawno sami docierali, poniebezpiecznej przeprawie łodziamii pontonami z Turcji.

Ayren–Marie Kelly, brytyjskawolontariuszka z grupy pomocowejTeam Brit– Athens mówi, że jesz-cze pod koniec lutego na przypły-wających do Pireusu migrantówczekały dziesiątki autokarów, któreodpłatnie – za 50 euro – przewoziłyich do oddalonego o 550 kilomet-rów idomeni. Dziś na uchodźcówczekają organizacje pozarządowei stowarzyszenia z całego świata,które rozdają posiłki, namiotyi koce. Setki wolontariuszy starająsię też zapewnić potrzebującym do-stęp do opieki medycznej i materia-łów higienicznych.

– Wczoraj mieliśmy przypadekciężarnej kobiety, którą w ostatniejchwili dowieźliśmy do szpitala– mówi wolontariuszka Ayren.– nawet nie mogę sobie wyobrazić,że zaczęłaby rodzić w porcie. Sytua-cja sanitarna już dawno zaczęła siętu wymykać spod kontroli. Ludzieczekają godzinami na kąpiel, bośrednio na półtora tysiąca osóbprzypada dziesięć pryszniców. Zdes-perowani migranci przychodzą domnie i pytają, czy nie załatwiłabymim hotelu na jedną noc. Mówią tak,bo ich największym marzeniem jestciepły prysznic – dodaje Brytyjka.

Nie było czymoddychać

Choć warunki w Pireusie sądramatyczne, wielu migrantów niechce nawet myśleć o przenosinachdo oferowanych przez greckie wła-dze tzw. obozów tymczasowych. To,co trzyma ich w porcie, to wiara, żegranica z Macedonią zostanie znówotwarta i że wtedy będą mogli szyb-ko wsiąść w autobus i pojechać doidomeni.

Takie podejście nie ułatwiapracy greckiej policji, która co-

str. 36konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 39: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

dziennie stara się zachęcić kolejnegrupy migrantów do przeprowadz-ki. Zresztą nawet ci, którzy osta-tecznie zgodzą się na transfer doośrodka, zwykle wracają do Pireusupo kilku dniach.

Tak było z 35–letnim Syryjczy-kiem Zakarią, który wraz z rodzinątrafił z Pireusu na stare ateńskie lot-nisko w elliniko, gdzie koczuje po-nad półtora tysiąca ludzi. – nie mie-liśmy tam wręcz czym oddychać– wspomina Zakaria. – Wyobraź so-bie hale, w nich rozstawione setki na-miotów, a wszystko bez działającejklimatyzacji. To był koszmar.Z dwojga złego, wolimy mieszkaćw Pireusie.

innego zdania są greckie wła-dze, których determinacja w ewakuo-waniu przyportowego obozu rośniewraz ze zbliżającym się sezonem tu-rystycznym. Maristella Tsamatropou-lou, rzeczniczka greckiego oddziałuCaritas wskazuje, że już dawno po-winno dojść do ewakuacji obozuw Pireusie. Tragiczne warunki sani-tarne i pogarszająca się sytuacja bez-pieczeństwa sprawiają, że dalsze życiestaje się tu nie do zniesienia.

Tym bardziej, że wśród zdespe-rowanych i sfrustrowanych migran-tów coraz łatwiej o wybuchy prze-mocy, a do głosu dochodzą konfliktyetniczne między stanowiącymi więk-szość Afgańczykami i Syryjczykami.

Kurs na Unię

Rafed i Sheima, młode małżeń-stwo z iraku, znaleźli się wśród gronaszczęśliwców, którzy nie muszą wal-czyć o namioty i portowe jedzenie.

ich tymczasowym domem stałsię ateński hotel „Odeon”, gdziew gustownych wnętrzach mieszkajeszcze pięć rodzin z iraku i Syrii.Za ich pobyt płaci grecka organiza-cja Praksis, odpowiedzialna za za-kwaterowanie uchodźców aplikują-cych o relokację do jednego z kra-jów unii.

Organizacja, która otrzymałana ten projekt fundusze z OnZ, odlistopada 2015 r. zapewniła w tensposób lokum dla 3375 osób.A chętnych jest coraz więcej, bowłaśnie teraz, gdy zamknięty jest„szlak bałkański”, to relokacja

– przeznaczona głównie dla Syryj-czyków i irakijczyków – stała się je-dyną szansą na pozostanie na terenieunii europejskiej.

Marzeniem Rafeda i jego żonybyło dotarcie do niemiec. Wiedząjednak, że w ramach programu niewolno wybierać sobie kraju i że rów-nie dobrze mogą skończyć w holan-dii, Portugalii lub innym z 28 państwczłonkowskich. im to jednak nieprzeszkadza – dla nich najważniejszejest, by w końcu znaleźli bezpiecznydom.

– nie chcemy ryzykować niele-galnej przeprawy do niemiec, tak jakniektórzy – mówi Rafed. – i tak dzię-kujemy Bogu, że udało nam się do-trzeć cało do Grecji. nasza łódź prze-ciekała, woda sięgała nam do kolan.Żeby nie zatonąć, musieliśmy wyży-mać wodę ubraniami. najbardziejbałem się o dwuletnią córeczkę.Przed wyruszeniem z Turcji powie-dzieliśmy jej tylko, że płyniemy nawieczorną wycieczkę. Gdy dotarliś-my do Grecji, płakała. Mówiła, że jużnigdy nie chce jechać w tak zimnąi straszną podróż – opowiada męż-czyzna

Dziś jego córka Samira możeczuć się bezpieczna i razem z 10–let-nim bratem Seifem przygląda się za-bawie greckich dzieciaków. irakijczy-cy mają jednak nadzieję, że nie za-grzeją w Grecji miejsca i już niedługozostaną zaakceptowani przez jednoz unijnych państw.

Jednak, jak alarmują organiza-cje pozarządowe, sporny w unii pro-gram relokacji, którego przyjęcie po-przedziły miesiące ciężkich negocja-cji w Brukseli, jest mało efektywny.Od jesieni 2015 r. z Grecji relokowa-no tylko 615 osób. To zaledwie uła-mek z ustalonych 160 tys., którew ciągu dwóch lat mają być prze-siedlone z Grecji oraz z Włoch (do-kąd migranci docierają łodziamijeszcze dłuższą trasą przez MorzeŚródziemne).

Z danych organizacji Praksiswynika, że najaktywniejsze w pro-gramie relokacji są francja, holandiai Portugalia, które przyjęły kolejno227, 46 i 67 uchodźców. Ale dla Gre-cji, pogrążonej w kryzysie migracyj-nym, takie liczby to kropla w morzupotrzeb.

Kurs na Turcję

O losie przebywającychw Grecji migrantów decyduje dziśtakże data.

Ci, którzy dotarli do wybrze-ży tego kraju przed 20 marca2016 r. – gdy weszła w życie umo-wa unia–Turcja – mogą poprosićo azyl w Grecji lub też, w przypad-ku Syryjczyków i irakijczyków, sta-rać się włączenie do wspomniane-go programu relokacji. Tym zaś,którzy przypłynęli po tym termi-nie, pozostało tylko zasilić jedenz dwóch ośrodków strzeżonych nawyspach Lesbos i Chios. W za-mknięciu i pod kontrolą policji,przebywa tam ponad 4 tys. osóboczekujących na deportację doTurcji. To efekt umowy Brukseliz Ankarą, której celem jest zara-dzenie pogłębiającemu się kryzy-sowi migracyjnemu w Grecji i całejeuropie.

Georgia Spyropoulou z grec-kiego oddziału Amnesty interna-tional uważa, że istnieją marneszanse na to, że kontrowersyjne jejzdaniem porozumienie przyczynisię do załagodzenia kryzysu migra-cyjnego. Spyropoulou twierdzi też,że sama idea odsyłania do Turcjiosób, które przybyły tu nielegalniei nie chcą złożyć w Grecji wnioskuo azyl, jest według niej pogwałce-niem prawa międzynarodowego.

Spyropoulou: – Zamkniętegranice i deportacje nigdy nie byływystarczającą barierą dla uchodź-ców, którzy uciekają przed wojnąi trudną sytuacją ekonomicznąw swoim kraju.

Do podobnego wniosku moż-na dojść na ateńskim placu Victo-ria, skąd grecka policja ewakuowałana początku marca utrzymujący siętam od miesięcy prowizorycznyobóz. Choć z placu zniknęły namio-ty, to wciąż przychodzą tu dziesiątkiuchodźców. Przesiadują w grup-kach i debatują, co robić dalej.

Dla wielu ostatnią deską ra-tunku jest skorzystanie z usługkrążących po placu przemytników.To oni, od początku kryzysu mi-gracyjnego w europie, są mistrza-mi w stwarzaniu nadziei na lepszeżycie.

konkurs sDP str. 37

Page 40: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Galeria nagroda im. erazma Ciołkafotoreportaż „ludzie ze smartfonami”

str. 38

Page 41: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Co za czasy! Co za oby-czaje! – można westchnąć zaCyceronem, patrząc na wy-niki konkursu fotograficzne-go ogłoszonego przez Sto-warzyszenie DziennikarzyPolskich. Główne nagrodyzdobyły prace publikowanew... internecie.

nagroda im. erazma Cioł-ka, wybitnego fotografa (zm.w 2012 roku), za fotografięspołecznie zaangażowanąi nagroda im. eugeniusza lo-kajskiego, olimpijczyka i foto-grafa Powstania Warszawskie-go (zginął w 1944 roku podgruzami zbombardowanej ka-mienicy), w dziedzinie fotogra-fii sportowej.

W tym roku jury praco-wało w składzie: agata Ciołek,Jerzy Gumowski, Zbigniewfurman, Jarosław maciej Goli-szewski, Cezary Sokołowski,andrzej Stawiarski i DonatBrykczyński pełniący funkcjęsekretarza.

nagrodę im. erazma Cioł-ka przyznano Szymonowi Ła-szewskiemu za fotoreportaż„ludzie ze smartfonami”,opublikowany na portalu Pol-

ki.pl, (marzec – sierpień2016 r.). W uzasadnieniu napi-sano „nagrodę przyznano zastworzenie klasycznego, do-głębnie przemyślanego foto-reportażu, wykorzystującegoniezwykle urozmaicony językfotografii do pokazania plu-sów i minusów cywilizacji ko-mórkowej”. fotografia spo-łeczna nie musi ograniczać siędo pokazywania napięć, kon-fliktów czy sporów o silnym ła-dunku emocjonalnym. Jej za-daniem jest także dostrzega-nie zjawisk dominującychw otaczającej nas rzeczywisto-ści. W taki obszar wszedł Ła-szewski, wychwytując osoby,które nie wyobrażają sobie ży-cia bez smartfona. Widzimy jena co dzień w różnych sytua-cjach, a Łaszewski pokazał tona swoich zdjęciach w sposóbodbiegający od zwykłego zapi-su fotograficznego.

nagroda im. eugeniuszalokajskiego trafiła do rąk mie-czysława Pawłowicza, prowa-dzącego blog „listy z podróży”(24 lipca 2016 r.). Jego fotore-portaż „nie samą Jagielloniążyje Podlasie" pokazuje piłka-rzy, którzy w 2015 roku zdoby-li klubowe mistrzostwo świataw piłce błotnej i kibiców, pod-czas międzynarodowego tur-nieju w Czeremsze w 2016roku. „Jest to przykład fotogra-fii myślącej – formą, koloremi treścią” – podkreślał jedenz jurorów – Jerzy Gumowski.

Znakiem czasu jest to, żenagrodzone prace były publi-kowane po raz pierwszy i po-wstały na potrzeby internetu:portalu Polki.pl i bloga „listyz podróży”. na szczęście, gdyprasa drukowana rezygnujez publikowania fotoreportaży– najczęściej z powodu wyso-kich kosztów, jej rolę przejmu-je internet. i chociaż nadaluważam, że fotografie najle-piej prezentują się w druku napapierze, to jestem wdzięcznyredaktorom i wydawcom, któ-rzy zdecydowali się na promo-cję dobrej fotografii w sieci.

✎ AnDRZeJ STAWiARSKi

o tempora, o mores!

str. 39

Page 42: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Galerianagroda im. erazma Ciołkafotoreportaż „ludzie ze smartfonami”

str. 40

Page 43: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J
Page 44: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Galerianagroda im. erazma Ciołkafotoreportaż „ludzie ze smartfonami”

str. 42

Page 45: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J
Page 46: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Galerianagroda im. erazma Ciołkafotoreportaż „ludzie ze smartfonami”

str. 44

Page 47: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J
Page 48: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Próżno szukać fonoholizmuw klasyfikacji chorób międzynarodo-wych, chociaż uzależnienie od smar-tfona może doprowadzić do zaburze-nia funkcji biologicznych, utratykontroli nad własnym zachowaniemi depresji. Ostatnie badania wskazu-ją, że wyraźne symptomy uzależnie-nia od nowoczesnych telefonów ko-mórkowych przejawia nawet 15 proc.polskiej młodzieży. Przykład częstobiorą od rodziców.

fonoholizm jest uzależnieniembehawioralnym. Działa tak samo jakzakupoholizm, seksoholizm, patolo-giczny hazard, siecioholizm czy pra-coholizm.

– Dalszy rozwój nowych techno-logii jest nieunikniony – zauważadr Maciej Dębski z fundacji Dbamo Mój Zasięg. Dzisiaj rozmawiamyo telefonach czy zegarkach, a za pięć lato tej porze możemy się spotkać i po-dyskutować o czymś jeszcze bardziejsmart. Problem zaczyna się wówczas,kiedy użytkownik telefonu komórko-wego czuje różnego rodzaju psychicz-ne przymusy, żeby po to urządzeniesięgnąć, bez względu na to, czy prowa-dzi samochód, jest na lekcji w szkoleczy na niedzielnej mszy świętej.

Przymusem – widocznymwśród fonoholików – jest trzymanie

przed sobą telefonu i oczekiwanie nato, że ktoś napisze SMS–a lub za-dzwoni, a aparat zasygnalizuje, żeczeka na nas nowe powiadomieniena portalu społecznościowym czymail. To psychiczne zniewolenieoczekiwaniem na kontakt sprawia, żeodruchowo zerkamy na telefon, sto-jąc na światłach lub tuż po przebu-dzeniu. Wewnętrzny imperatyw pod-powiada, że trzeba sprawdzić telefonzawsze i wszędzie.

– nie chodzi o to, żeby demo-nizować, bo prawda jest taka, że teurządzenia nam niezwykle ułatwiajążycie i przed nimi nie uciekniemy,ale trzeba znaleźć złoty środek, kul-turę używania nowoczesnego telefo-nu komórkowego, bo z tym mamyproblem. Szczególnie dotyczy tomłodych ludzi, ale też pokolenia30–40-latków, które często nie widziw tym nic złego – zwraca uwagępsycholog Anna niziołek z war-szawskiego Centrum Terapii i Krea-tywności.

***Patrycja jest przed czterdziest-

ką. Pracuje w dziale kadr jednejz korporacji w Warszawie.

– Chodzi o mojego męża – za-strzega na początku rozmowy. – Jestopiekunem kluczowych klientów

w dużej firmie handlowej. W tejbranży pełna dyspozycyjność topodstawa, a on, przez to że pracujez klientem międzynarodowym,musi być dostępny w sieci praktycz-nie 24 godziny na dobę. Laptop czysmartfon towarzyszył nam już w re-stauracji, na wakacjach, nawet naszkolnym przedstawieniu. Przyzwy-czaiłam się, bo powtarzałam sobie, żechodzi o pracę, o środki na utrzyma-nie rodziny, spłatę kredytu.

najpierw było nerwowe ocze-kiwanie na telefon, SMS–a, spraw-dzanie maili przed zaśnięciem i tużpo przebudzeniu. Stopniowo wpadałw nałóg, zaktywizował się na porta-lach społecznościowych, naściągałróżnych aplikacji. Wsiąkał coraz bar-dziej w życie wirtualne. Doszło dotego, że siedząc obok mnie w pokoju,wysyłał do mnie wiadomości na fa-cebooku, często spoglądał na telefon,oczekiwał w napięciu na nowe po-wiadomienia. Rozmowa czy wspólnyfilm schodziły na dalszy plan.

Poza trzymaniem telefonu ko-mórkowego pod ręką na wypadeknadejścia nowych wiadomości lubpołączenia, specjaliści z Zakładu Te-rapii uzależnień i Współuzależnieniaz Siemianowic Śląskich wyróżniająnastępujące objawy fonoholizmu:

GroZi nam era smartFonoHoLików?

Dariusz Jaroń

artykuŁ wyróŻniony w kateGorii naGroDa im. macieja ŁukasiewicZa

str. 46konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 49: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

„przywiązywanie wyjątkowej roli dotelefonu komórkowego; nadpobudli-wość w sytuacjach, kiedy nie mamygo przy sobie; trudność z wyłącze-niem aparatu w sytuacjach, któretego wymagają; niepokój w sytua-cjach, kiedy nie ma możliwości sko-rzystania z telefonu lub jest to utrud-nione; bardzo częste sprawdzanie re-jestru połączeń i skrzynki pocztowej;noszenie przy sobie zapasowej bate-rii; stała potrzeba kontaktowania sięz innymi przez telefon, przy równo-czesnym unikaniu kontaktu bezpo-średniego z innymi ludźmi; wykony-wanie dużej liczby połączeń lubSMS–ów odruchowo, w zasadzie bezuzasadnionej potrzeby”.

Poprzez stały dostęp do inter-netu i – w wielu przypadkach dar-mowe lub dostępne za niewielkąopłatą – liczne aplikacje, smartfonjeszcze łatwiej uzależnia od zwykłejkomórki, łącząc w sobie zagrożeniafonoholizmu i siecioholizmu.

– Pamiętam taki obrazek z wi-zyty papieża franciszka w Polsce.Większość osób, zamiast doświad-czyć tamtej chwili, robiła zdjęcia i fil-my. Obok stała starsza pani. uśmie-chała się i cieszyła tym, co tu i teraz.Zaczynamy żyć w równoległychświatach, a ten realny traci kosztemwirtualnego. Często zapominamy, żeuzależnić można się od wszystkiego– dodaje Anna niziołek.

uzależnienie – czytamyw opracowaniu fundacji inspirator-nia – jest chorobą, jednak fonoholiz-mu próżno szukać w klasyfikacjichorób międzynarodowych.

– Oznacza to, że formalnie niema czegoś takiego, jak uzależnienieod telefonów komórkowych. Dlacze-go tak się dzieje? Być może trzeba siętemu zjawisku jeszcze lepiej przyj-rzeć, a może jest to związane z dużymlobby biznesowym. Pamiętajmy też,że przez wiele lat w szkole i debaciepublicznej uczulano nas wyłącznie nauzależnienia od substancji. Mówiłosię dużo o alkoholu, narkotykach, te-raz wiele miejsca poświęca się dopa-laczom. To spowodowało, że zapom-nieliśmy o tym, że człowiek może sięrównie mocno uzależnić od czynno-ści – podkreśla dr Maciej Dębski.

Potwierdzają to wyniki ogól-nopolskich badań przeprowadzo-

nych przez fundację Dbam o MójZasięg z Gdańska na grupie ponad22 tysięcy uczniów w wieku 12–18lat. 93 proc. nastolatków uznało zaszkodliwe uzależnienie od dopala-czy, 90,6 proc. uzależnienie od nar-kotyków, 88,3 proc. uzależnienie odpapierosów, 82,5 proc. uzależnienieod alkoholu, ale tylko 38,4 proc.uważa, że szkodzić może fonoho-lizm, a nieco więcej, bo 40,9 proc.widzi zagrożenie wynikające z sie-cioholizmu.

Postrzeganie szkodliwościzwiązanej z korzystaniem ze smartfo-na kształtuje się na o wiele niższympoziomie niż np. alkoholizm. Tak jestskonstruowana nasza społecznaświadomość. Alkoholik kojarzy sięz biedą, brudem, przemocą, narko-man – z chorobami. A fonoholik?Często dobrze ubrany, pozytywnieodbierany przez innych, a ten nowo-czesny aparat w ręku to – tłumaczy-my sobie – po prostu znak czasu.

– fonoholizm nie jest rzeczy-wiście piętnowany społecznie jakinne uzależnienia, ale coraz częściejzwracamy uwagę na to, że chcemymiejsc, gdzie tych telefonów nie malub mają być wyciszone: są specjalneprzedziały ciszy w pociągach, re-stauracje, gdzie ważniejszy jest czaspoświęcony drugiej osobie niż ro-bienie zdjęć posiłkom i oznaczaniesię na facebooku – zauważa Annaniziołek.

***Tomasz, przyszłoroczny matu-

rzysta z Krakowa.– Jestem z pokolenia, które

smartfony i tablety dostaje najpóźniejw gimnazjum, a zdarzało się, że jużpo komunii dzieciaki biegały poszkole z bajeranckim sprzętem. Dośćwcześnie wybłagałem telefon u ro-dziców. Bo inni koledzy też mieli.Szybko z cichego chłopaka stałem sięduszą wirtualnego towarzystwa.i chyba to mnie wciągnęło. Do tegociągła potrzeba bycia online, świado-mość, że w wirtualu wciąż dzieje sięcoś ważnego, ważniejszego niżw twoim prawdziwym życiu.

Rok temu musiałem zrobić po-ważniejsze badania. Wyszło, że mamkondycję emeryta, nadwagę i gene-ralnie kiepskie perspektywy, jeśli niezacznę o siebie dbać. Obżerałem się

kompulsywnie, zarywałem noce z te-lefonem w garści lub przed kompute-rem i chłonąłem wirtualne życie. Ro-dzice przeganiali mnie od kompute-ra, ale o telefonie nie pomyśleli. Zda-rzało się, że zasypiałem nad ranem,a po paru godzinach nieprzytomnyszedłem na śniadanie.

Z telefonu komórkowego regu-larnie korzysta 86,6 proc. uczniów;49 proc. stara się zawsze być pod te-lefonem; 37,5 proc. nie wyobraża so-bie życia codziennego bez używaniatelefonu komórkowego; 22,7 proc.uważa, że jest uzależniona. Wyraźnesymptomy uzależnienia, czytamyw raporcie fundacji Dbam o Mój Za-sięg, przejawia 12–15 proc. przeba-danych uczniów.

Według badań, nowoczesny te-lefon komórkowy – zazwyczaj ze sta-łym dostępem do internetu – najczę-ściej otrzymują już 9–10-letnie dzie-ci. Wiek „smartfonowej inicjacji”znacznie się obniża. Dzisiejsi ucznio-wie szkół podstawowych dostająpierwszy aparat przeciętnie o dwalata szybciej niż obecni licealiści.

Model telefonu, komputerai stopień atrakcyjności tych gadżetówwpływa na pozycję społeczną młode-go człowieka. Osoba, która ma naj-nowszego iPhone’a, jest na o wielewyższym poziomie społecznymw klasie niż uczeń ze starą komórką.

W polskich szkołach nie majednolitych regulacji dotyczących ko-rzystania z urządzeń mobilnych i in-ternetu. Co trzeci uczeń regularniekorzysta z komórki na lekcjach, zda-rza się, że robią to też nauczyciele.Coraz częściej dyrekcja decyduje sięna zapisy w statucie szkoły, wprowa-dzające bezwzględny zakaz używaniasmartfonów i tabletów na terenie pla-cówki.

na ile jest to skuteczne rozwią-zanie? Kiedyś szkoły walczyły z mło-docianymi palaczami. Żeby niewpaść w ręce wyczulonych na papie-rosowy dym nauczycieli, palonoprzed lekcjami i po ich zakończeniu,a na dużej przerwie szukało się naj-bliższego miejsca poza szkołą, gdziewzrok i węch pedagogów nie sięgał.

– Lepiej budować odpowie-dzialne szkolnictwo, gdzie nowetechnologie, z którymi dzieci i tak

konkurs sDP str. 47

Page 50: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

będą się stykać każdego dnia, są wy-korzystywane kreatywnie, gdzie dzia-łają programy profilaktyczne, a ro-dzic jest zaangażowany w procesedukacyjny świadomego i odpowie-dzialnego korzystania z tych urzą-dzeń. Sam zapis w statucie to umycierąk i wypchnięcie problemu pozaszkołę, ale rozumiem, że łatwiejo taki zapis niż debatę w gronie pe-dagogów na temat tego, co zrobić,żeby dzieciaki nawiązywały ze sobąrelacje na przerwie, jak im ten czaszagospodarować, żeby nawet nie po-myślały o telefonie – wyjaśnia dr Ma-ciej Dębski.

uczniowie uzależnieni odsmartfonów po zajęciach i tak kom-pulsywnie je dopadną. Lęk przedtym, że coś ich omija (syndromfOMO) sprawi, że w trakcie lekcjibędą rozkojarzeni, a zakazy – pozalepszym samopoczuciem dyrekcjii rodziców – nie przyniosą skutecz-nych działań edukacyjnych i terapeu-tycznych.

– Problem fonoholizmu,a właściwie smartfonoholizmuw szkołach nie jest opowieściąo dzieciach, ale o dorosłych, bo tomy mamy obowiązek kształtowaniadobrych postaw związanych z od-powiedzialnym użytkowaniem me-diów cyfrowych. To rodzice i nau-czyciele muszą zaszczepić w dzie-ciach i młodzieży, że człowiek zna-czy więcej niż drogi sprzęt, jakiegoużywa, ponieważ naszą wartość bu-duje się wokół tego, kim jesteśmy,a nie tego, co mamy – zastrzegadr Maciej Dębski.

Tymczasem w 60 proc. pol-skich domów nie obowiązują żadnezasady korzystania z telefonów ko-mórkowych i internetu, a rodziceograniczają się do zakupu urządzeniai opłacania rachunków. Podobny od-setek przebadanych uczniów uważa,że uzależnienie od smartfonów ichrodziców może ich samych wpędzićw nałóg.

To zrozumiałe, ponieważdzieci uczą się codziennych zacho-wań, podpatrując najbliższych.A jak wspomniała Anna niziołek,szczególnie zagrożone uzależnie-niem, poza dziećmi i młodzieżą,jest właśnie pokolenie dzisiejszych30–40 latków, czyli… ich rodzice.

***Patrycja: nasze relacje z mę-

żem z biegiem czasu zaczęły się po-garszać. Te intymne również. Zwią-zek potrzebuje lepu, zwłaszcza jaksię jest w małżeństwie od lat. Ten lepto wspólne chwile po położeniudzieci. nam coraz częściej zabierał jesmartfon. Otrząsnęłam się, kiedy za-uważyłam, że zamiast porozmawiaćo tym z mężem, robię to, co on.uciekam od świata realnego i tępoprzesuwam palcem po ekranie.

– Kluczem do sukcesu i znale-zienia złotego środka z korzystaniaz urządzeń mobilnych jest dostrzeże-nie tego, co jest w życiu ważne. Czyważne jest to, żeby pstryknąć fotkęnaszemu dziecku i podzielić się nią zeznajomymi na portalu społecznościo-wym, czy to, żeby z tym dzieckiempobyć. Trzeba zauważyć moment, kie-dy przekraczamy granicę, a nawykiwymykają się naszej kontroli – zazna-cza Anna niziołek. i dodaje – Wartosię zastanowić, czy ten telefon musimieć ciągle włączony dźwięk? Czyw weekend, kiedy jesteśmy z najbliż-szymi i najważniejszymi dla nas oso-bami, możemy wyciszyć głos albo wy-łączyć dostęp do internetu. To wyma-ga świadomości i samokontroli, alepozwoli nam ocenić, na ile ten smar-tfon jest nam rzeczywiście niezbędny.

fundacja Dbam o Mój Zasięgwskazuje, że dzieci zaczynają nałogo-wo sięgać po smartfon wtedy, kiedysię nudzą. Skutecznym antidotum jestzatem kreatywne spędzanie wolnegoczasu z dzieckiem. „Badania wprostudowadniają, że młode osoby aktyw-ne społecznie, sportowo, posiadającepasje i hobby nie mają większego pro-blemu z odłączeniem się od internetui telefonu komórkowego” – czytamyw raporcie.

– Powiedziałem o swoim pro-blemie rodzicom. ustaliliśmy, że wy-łączam wieczorem telefon, a w szko-le jestem offline. Wprowadziliśmyzasady i stopniowy detoks. Oni teżrzadziej sięgają po tablet i komórkę,kiedy nie jest to potrzebne. W moimprzypadku wystarczyło wsparcie ro-dziny i silna wola, ale mam kolegówi koleżanki, które są w gorszej sytua-cji – przyznaje Tomasz.

A co w sytuacji, kiedy mamydo czynienia z uzależnieniem, a nie

tylko nadmiernym korzystaniemz urządzenia? Osoby uzależnione –czytamy w opracowaniu opubliko-wanym przez fundację inspirator-nia – nie są w stanie zapanować nadprzymusem wykonania danej czyn-ności. W odróżnieniu od uzależnie-nia chemicznego, kiedy środek psy-choaktywny dostarczany jest z ze-wnątrz, to sam organizm w reakcjina stymulujące bodźce może uwal-niać substancje wpływające na od-czuwanie przyjemności i zadowole-nia: endorfinę, enkefalinę, serotoni-nę i dopaminę.

Konsekwencje uzależnieniaod telefonów komórkowych – zaopracowaniem Zakładu Terapiiuzależnień i Współuzależnieniaz Siemianowic Śląskich: „izolacja,odosobnienie lub osłabienie trady-cyjnych więzi społecznych; w skraj-nych sytuacjach alienacja prowa-dząca do depresji; trudności w na-wiązywaniu relacji bezpośrednichz innymi ludźmi; zaburzenie językakomunikacji; zaburzenie funkcjibiologicznych, w tym zaniedbywa-nie snu, wypoczynku, odżywiania;utrata kontroli nad własnym zacho-waniem, zaniedbywanie obowiąz-ków rodzinnych i zawodowych;trudności z koncentracją; zanik za-interesowania i pasji”.

– Trzeba być świadomym pro-blemu, żeby powiedzieć „jestem al-koholikiem” i rozpocząć kuracjęodwykową albo „jestem fonoholi-kiem” i nie będę używał telefonu,zracjonalizuję jego użytkowanie.Warto posłuchać bliskich. Jeżeli do-stajemy regularnie komunikatytypu: „cały czas widzę cię z telefo-nem”, „nie chcę się z tobą spotykać,bo ciągle w tej komórce siedzisz”albo „chyba jesteś uzależniony”, toznaczy, że coś jest na rzeczy – za-uważa dr Maciej Dębski.

Jeżeli i to nie pomoże, wartoskorzystać z pomocy terapeuty spe-cjalizującego się w leczeniu uzależ-nień behawioralnych. Patrycja napierwsze spotkanie z psychologiemposzła sama. na kolejne wybiera sięz mężem.

Artykuł wyróżniony w kategorii

Nagroda im. Macieja

Łukasiewicza.

str. 48konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 51: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

konkurs sDP str. 49

czytając książki, notuje Panuwagi na marginesach?

Czasami stawiam literkę „V”.Długopisem? ołówkiem?W książkach ołówkiem, bo za-

wsze można zetrzeć.cenzorzy zwykle stawiali na

marginesach maszynopisów „fa-jeczki”, a fragmenty, które budzi-ły ich wątpliwości, zaznaczaliw nawiasach. jak Pan przypusz-cza: ile ingerencji znalazło się namaszynopisie Pana pierwszej po-wieści „cudowna melina”, złożo-nej do druku w „czytelniku” napoczątku 1972 roku?

Wydawnictwo bało się w tejpostaci posłać książkę do cenzury.Mijały tygodnie, a ja coraz bardziejniepokoiłem się, czy przyjęli powieść,czy im się spodobała. niejasno prze-czuwałem odmowę. W marcu dosta-łem pierwszą wiadomość. Pisali, żew obecnej postaci maszynopisu przy-jąć nie mogą. Moja redaktorka, paniDanuta hrehorowicz, była zakłopota-na. usłyszałem, że chcieliby wydać,ale proszą o zmiany ustępów i słówbudzących niepokój.

jakich zmian się domagali?Zmieniłem rozdział „Gdzie jest

Lenka?”, który budził chyba najwięcejobaw. Był tam cywil w ciemnych oku-

larach widywany w towarzystwie mi-licjantów. Straszył i szantażował Len-kę, sekretarkę sekretarza powiatowe-go partii, namawiał do współpracy zeSłużbą Bezpieczeństwa. Z własnegodoświadczenia wiem, jak taka rozmo-wa może przebiegać, bo też nakłania-no mnie, argumentując: „Pan nawetnie wie, ilu pana kolegów–literatówwspółpracuje z nami”. „Cywilaw ciemnych okularach” poznałempodczas mojego pierwszego kontaktuz SB przed wydarzeniami Grudnia1970 roku. Zamieniłem więc scenęszantażu Lenki na optymistyczny ob-razek otwarcia przez władzę ludowąprzedszkola. Wprawdzie drzwi się niedomykały, tynk odpadał, a w ścia-nach były dziury, ale sekretarz partiibawił się z dziećmi w „kółko granias-te”. niestety, wydaniu powieści to niepomogło. Znowu zapadły tygodniemilczenia. Zniecierpliwiony oczeki-waniem na decyzję „Czytelnika”, ro-zesłałem poszczególne rozdziały dokilku pism, czym zapewne cenzorzybyli zaskoczeni, bo jako autor słucho-wisk Polskiego Radia i reportażyw „Literaturze” Jerzego Putramentai Gustawa Gottesmana, z cenzurą niemiałem kłopotów. O ile wiem, redak-cje „Twórczości”, „Miesięcznika Lite-rackiego”, „Kameny”, warszawskiej

„Kultury” i „Tygodnika Kulturalnego”chciały fragmenty „Cudownej meliny”drukować, ale Główny urząd KontroliPrasy, Publikacji i Widowisk przy uli-cy Mysiej w Warszawie odrzucił nie-mal wszystkie. Poza dwoma. Rozdzia-ły „Świetliki” i „Szalet w morelowychdrzewkach” wydrukowały „Kultura”i „Tygodnik Kulturalny”. Pozostałeteksty cenzura – zapewne bojąc siępodjąć decyzję – przekazała do Wy-działu Kultury Komitetu CentralnegoPZPR. O rozmowę poprosił mnie in-struktor, nazywał się Łowicki. Pierw-szy raz byłem w gmachu KC. „Dlacze-go pan tak źle opisuje władzę ludo-wą?” – zapytał. Miał zatrzymane przezcenzurę fragmenty, ale nie wiedział,co to jest: powieść czy opowiadania.

nie rozpoznał powieści rea-listycznej? Literatury faktu?

Opartej na faktach. „Aferaczosnkowa”, którą opisuję, jest auten-tyczna, z Sanoka.

karetkami pogotowia ratun-kowego przemycano do czecho-słowacji słoninę i wódkę, a stam-tąd szmuglowano do Polski workiczosnku. w złodziejski procederzamieszani byli sekretarz komite-tu powiatowego partii i dyrektorszpitala.

staraŁem się nie kŁamać

Rozmowa z Kazimierzem Orłosiem, pisarzem i scenarzystą.

ii naGroDa im. janusZa kurtyki

Page 52: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Miejscowi notable kontrakto-wali czosnek w Wydziale Rolnictwai zarabiali na tym krocie. Wytłuma-czyłem to wszystko Łowickiemu, alekręcił głową i jak refren powtarzał:„nieprzychylnie władzę ludową panopisał”. Powiedział też rzecz istotną– że ta sprawa dotyka osobiście wyso-ko postawionego towarzysza. nie wy-mienił nazwiska.

chodziło o władysławakruczka, członka Biura Politycz-nego PZPr. w latach 1956–1971(a w tym okresie działa się opisy-wana przez Pana „afera czosnko-wa”) był i sekretarzem komitetuwojewódzkiego w rzeszowie.może sam był w to wplątany?

Myślę, że nie. Raczej chroniłswego kolegę, sekretarza powiatowe-go partii z Sanoka. W powieści opisa-łem jednak Lesko, które poznałem.Jeździłem tam z Soliny, gdzie praco-wałem jako prawnik na budowieelektrowni wodnej, załatwiając różnesprawy w urzędach. inspektor Łowic-ki z KC nie powiedział, czy dopusz-czą książkę do druku, ale już się zo-rientowałem, że sprawa jest raczejbeznadziejna. Wychodząc po rozmo-wie z KC, myślałem, że to już koniec.Że nie ma szans na wydanie „Cudow-nej meliny” w kraju. O wszystkim de-cydowała partia, a oni ocenili to jakoobrazę partii i „władzy ludowej”.

o co tak naprawdę poszło?o to, że opisał Pan samowolęi bezkarność władzy, korupcję, al-koholizm, gang przestępców nawysokich stanowiskach? klikęcwaniaków i karierowiczów?tępy, biurokratyczny aparat, dba-jący wyłącznie o własne interesy?Z sekretarzem komitetu powiato-wego partii, Gienkiem miedzą,który podczas libacji w rybaczów-ce nad jeziorem pijany biegałz siekierą za świnią, biorąc ją zadzika?

Spytam Pana: czy pamięta Panz całego okresu PRL jakąkolwiek po-wieść, której negatywnym bohaterembyłby wysoki funkcjonariusz partii?

nie pamiętam.nie było takiej. To była katego-

ryczna zasada cenzury: nie dopuścićdo krytyki działaczy PZPR. Tego cen-zura nie tolerowała. Taka była zasad-nicza przyczyna.

to bardzo prawdopodobne.negatywnym bohaterem powie-ści uczynił Pan sekretarza euge-niusza miedzę, skorumpowane-go, bezideowego, wygłaszającegoslogany. a dobrym szeryfem, wal-czącym z układem – przewodni-czącego rady narodowej Henry-ka turonia, który z miedzą prze-grywa.

Bodajże Zbigniew Załuski,wtedy sekretarz podstawowej organi-zacji partyjnej przy warszawskim od-dziale ZLP, zasugerował, aby wymie-nić bohaterów – Miedzę na Turonia– wtedy powiatowy sekretarz partiibyłby pozytywną postacią, a nega-tywną przewodniczący Rady.Wszystko poza tym można zostawićtak, jak jest.

Załuski uznał „melinę” zawspółczesnego „rewizora”.

Tak mówił, ale doskonale teżwiedział, że nie można było wtedy– w realistycznej powieści – negatyw-nie przedstawić działacza partyjnegoani krytykować władzy ludowej. A janie chciałem fałszować rzeczywisto-ści, opisałem prawdziwe afery. Kilkadni po wizycie w KC dostałem osta-teczne pismo z „Czytelnika”, że ma-szynopisu nie mogą przyjąć, zaliczkaprzepada na moją korzyść.

ale nadal Pan walczył. Zwró-cił się Pan do komisji interwen-cyjnej przy Zarządzie GłównymZLP. Powołano ją, aby pośredni-czyła między autorami a urzę-dem cenzorskim w sprawach„trudnych”. Przewodniczył jej an-drzej Lam. słyszał Pan, aby ta ko-misja komukolwiek pomogła?

nie słyszałem. Może w drob-niejszych sprawach tak było. Cenzu-ra czepiała się wszystkiego, nawetstrażaków nie można było krytyko-wać, więc może jakieś „łagodne”fragmenty innych książek ta komisjauratowała?

Dlaczego ZLP czy Pen club(sekretarzem tego ostatniego byłwładysław Bartoszewski) nie in-terweniowały w cenzurze w Panasprawie?

nie wiem na pewno. Możliwe,że Pen Club interweniował. Wiem,że na zebraniach Zarządu GłównegoZLP omawiano sprawę „Meliny”,więc być może jakieś próby interwen-

cji były, ale do mnie wtedy nie docie-rały żadne echa.

nie nosił się Pan z zamia-rem, aby iść wprost do urzęduprzy mysiej?

nie, zupełnie nie brałem tegopod uwagę. Zresztą KC PZPR, Wy-działy Kultury czy Prasy były wyższąinstancją i od nich ostatecznie zależa-ło wydanie „Meliny”, nie od cenzury.

Był Pan bardzo zdetermino-wany, aby „cudowną melinę”wydać w Polsce, w oficjalnymobiegu.

Z taką intencją tę książkę pisa-łem. naiwnie wyobrażałem sobie, żezostanie wydana w kraju i wzbudzizainteresowanie, zwróci uwagę na fa-talne stosunki na prowincji. Czyta-łem w peerelowskiej prasie dziesiątkireportaży o małych miastach, gdzieopisywane były takie same afery i ko-rupcja.

jedną z ostatnich szansupatrywał Pan w wojciechu Żu-krowskim, który w wywiadzie dla„tygodnika kulturalnego” mówił,że trzeba wydawać właśnie takieksiążki, jak „cudowna melina”.co ciekawe, ten wywiad zostałzdjęty… przez cenzurę.

Ktoś mi przysłał szczotki. Żu-krowski w tym nieopublikowanymwywiadzie życzliwie oceniał też mojewcześniejsze opowiadania, więc zate-lefonowałem do niego, aby podzięko-wać. Poprosił o maszynopis, zapew-niał, że jeszcze spróbuje interwenio-wać. Zaniosłem mu go, wiedząc jed-nak, że to były ostatnie chwile przeddrukiem. Książka była już bodajżew Maisons–Laffitte, u Giedroycia.Gdyby jednak powstała możliwośćwydania jej w kraju, mógłbym jeszczesię cofnąć.

maszynopis wywiózł Pan nadnie walizki, lecąc do szwajcariipo odbiór nagrody Fundacji ko-ścielskich. Potem odwiedził PanParyż i jerzego Giedroycia.

Ale tekst został w Genewieu profesora Zygmunta Kallenbachaz fundacji Kościelskich. umówiłemsię z nim, że jeśli zdecyduję się nadruk w paryskiej „Kulturze”, prześlęmu pocztówkę z pozdrowieniami. Tobędzie sygnał, że w PRL na pewnotego nie wydadzą. W Paryżu opowie-działem wszystko Giedroyciowi. Przy

str. 50konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 53: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

rozmowie byli Gustaw herling–Gru-dziński i Zygmunt hertz. Wiedzieli,że jestem siostrzeńcem Mackiewi-czów – chyba polecał mnie Jarek Ab-ramow–newerly, który przyjaźnił sięz hertzem. Ale mogli mieć obawy,kim w istocie jestem. Trzy tomikiopowiadań wydałem w PRL, za ostat-ni – „Ciemne drzewa” – dostałemnagrodę Kościelskich. To były jakieśrekomendacje, ale niewielkie.

Pełnego zaufania nie mieli?Pełnego chyba nie. nie znali

przecież nawet tej powieści. nie wie-dzieli, co tam jest. Podpytywali o róż-ne sprawy ze środowiska literackiegow Polsce, a ja w tym nie bardzo sięorientowałem.

Przestrzegali Pana przedwydawaniem w paryskiej „kultu-rze”?

Pamiętam, że Giedroyc zapytał,czy zdaję sobie sprawę, jakie mogąbyć konsekwencje. Powiedziałem, żeprzez jakiś czas będę się jeszcze starało wydanie w kraju, jeśli jednak stracęcałkowicie nadzieję, dam znak profe-sorowi Kallenbachowi i on książkęwyśle do „Kultury”.

ratując nadzieję, spotkałsię Pan jeszcze raz w Polsce zeZbigniewem Załuskim.

Tak, gdy już było wiadomo, że„Melina” nie zostanie wydana. Wtedystarał się mnie ostrzec przed próbąpublikacji na Zachodzie.

ostrzegał, żeby Pan nie dzia-łał pochopnie. „to jednak nie jest»Doktor Żywago«”, podkreślał.

Tak mnie ostrzegał. Ale właści-wie zostałem łagodnie potraktowanyprzez władzę ludową, którą opisałemniezbyt życzliwie.

Łagodnie? Żartuje Pan. szes-naście lat wewnętrznej banicji– zapis cenzorski na nazwisko,czyli zakaz druku – to był łagodnywyrok?

Porównuję z tym, jakby mniepotraktowano w Związku Radziec-kim czy w niemieckiej Republice De-mokratycznej. Zesłaliby mnie na latado łagru albo do „psychuszki”, szpita-la psychiatrycznego. Taki był los tam-tejszych dysydentów. Tymczasem jaw PRL dawałem sobie radę – żyłemw miarę normalnie, pracowałem nabudowie, jeździłem po kraju. Kilka latpóźniej powstał w Polsce drugi obieg.

Miałem stały kontakt z Jerzym Gied-royciem, wydał mi też drugą książkę– „Trzecie kłamstwo”.

no tak, ale to był już rok1980. wcześniej, w 1975, był zjazdZLP w Poznaniu, na który Pan niepojechał, ale poprosił swegoprzyjaciela, marka nowakowskie-go, o odczytanie listu w swoimimieniu. wystawił go Pan naostrze krytyki.

nie byłem delegatem. Pracowa-łem pod Piotrkowem jako referentprawny w Warszawskim Przedsię-biorstwie Robót Drogowych. Budo-waliśmy drogę szybkiego ruchu, po-pularną „gierkówkę”. Marek był dele-gatem. Bez wahania zgodził się od-czytać mój list.

Zjazd był ważny. Załuski,który wcześniej porównał „meli-nę” do „rewizora”, już po jej wy-daniu w paryskiej „kulturze”(1973) zmienił punkt widzenia:„jest to książka bardzo zła, ale(…) do uratowania”. sugerował,aby Pan jeszcze nad nią popraco-wał. mówił o potrzebie „obu-stronnej dobrej woli”. Dał do zro-zumienia, że nie zgodził się Panna cenzurę wstępną i musiał po-nieść tego konsekwencje.

Opowiadał mi wszystko do-kładnie Marek nowakowski. W li-ście do delegatów chciałem wyjaśnić,dlaczego nagle zniknąłem z oficjal-nego obiegu literackiego. Powie-dzieć, co myślę o cenzurze i autocen-zurze. Podobno, kiedy Marek czytał,zapadła cisza na sali. On, oczywiście,poniósł konsekwencje tego gestu so-lidarności z przyjacielem. na pewnowpłynęło to na negatywną ocenęjego twórczości przez towarzyszy,chociaż potem jeszcze publikowałksiążki w PRL.

Do „raportu o stanie wojen-nym”, wydanego już przez pod-ziemną „nową” w 1982 roku. słu-chał Pan w odcinkach „cudownąmelinę” czytaną w radiu wolnaeuropa?

Wolna europa tak okropniebyła zagłuszana, że było to niemożli-we. Zresztą na budowie nie miałemradia.

Pierwszy egzemplarz wyda-ny przez paryską „kulturę” zoba-czył Pan podczas przesłuchania.

Wezwali mnie do MSW na Ra-kowiecką. esbek wyciągnął z szuflady„Cudowną melinę” i rzucił ją na biur-ko. Patrzył na moją reakcję, na to, copowiem. Powiedziałem, że chciałemwydać tę książkę w kraju, ale nie po-zwolono mi, więc postanowiłem za-protestować przeciwko cenzurze. Tosą fakty – mówiłem – jakie znamz prowincji. Opowiedziałem o „aferzeczosnkowej”. Zrobiłem krótki wykładna temat sytuacji w literaturze. Z jed-nej strony władza namawiała do pisa-nia o rzeczywistości, z drugiej stronycenzura zatrzymała książkę krytycz-ną, przedstawiającą fakty.

Powtórzę za wojciechemŻukrowskim: dlaczego od razunie poszedł Pan do niego?

nie brałem tego pod uwagę.Raczej starałem się rozmawiać z ludź-mi, którzy decydowali.

rzeczywiście bił Pan głowąw mur czy od początku te odmo-wy chciał Pan wykorzystać, abywydrukować książkę w paryskiej„kulturze”?

Ależ nie! Koniecznie chciałemwydać książkę w Polsce. To była mojapierwsza powieść. Przywiązywałemdo niej szczególne znaczenie. Rezo-nans w kraju byłby znacznie wiekszyniż na emigracji. Z perspektywy auto-ra piszącego w kraju wyglądało totrochę tak, jakbym wrzucał książkędo studni. Gdy tu, w moim państwie,nie chcieli mnie wydać, zdenerwowa-łem się, zrodziło się poczucie krzyw-dy. Dopiero wtedy postanowiłemspróbować na Zachodzie. Oczywiściewcześniej, licząc na to, że w PRL towydadzą, byłem naiwny.

w zniewolonym peereludruk w paryskiej „kulturze” byłw środowiskach opozycyjnychpowodem do dumy. jaki był rezo-nans „meliny”?

Dostałem wiele recenzjiz pism polonijnych, nawet z izraela.Były przychylne. Gustaw herling–Grudziński napisał o powieści powłosku i próbował zainteresowaćwłoskiego wydawcę. Zwrócił się teżdo mnie tłumacz niemiecki, chcielito wydać. Byłem już trochę zaniepo-kojony tym, co się dzieje wokół„Meliny”. Czekałem na włoskie wy-danie, a niemieckiemu tłumaczowi

konkurs sDP str. 51

Page 54: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

odmówilem. W rezultacie książkanie wyszła ani tu, ani tu.

co Pana zaniepokoiło?Zdałem sobie sprawę, że będę

już pod stałą obserwacją Służby Bez-pieczeństwa. nie wiedziałem, czy do-stanę pracę.

Publikował Pan jeszczew „Literaturze”. Gustaw Gottes-man mówił Panu, że poglądy niemają znaczenia, bo chodzio dobre teksty.

Tak, w „Literaturze” zachowy-wali się wobec mnie bardzo przy-zwoicie. Wbrew władzom bronilimnie do ostatka. Pamiętam, że w cza-sie jednej z ostatnich rozmów Putra-ment pochwalił się, że w Wolnej eu-ropie czytano także jego „Małowier-nych”. Gustaw Gottesman grał trochęna przeczekanie, starał się odwlecmoment mojego odejścia.

skąd przychylność Putra-menta? Przecież był w nkwD,w Związku radzieckich Pisarzyukrainy, w Związku PatriotówPolskich, w kc PZPr.

Myślę, że z Wilna. Z kontaktówz wujem Stanisławem Mackiewiczem,z „Żagarów”, dodatku do „Słowa”. Put-rament miał przecież swój udziałw sprowadzeniu Cata do Polskiw 1956 roku. Poza tym w roku 1973,w „Literaturze”, był trochę figurantem,człowiekiem po wylewie, raczej firmo-wał „Literaturę” i chyba mniej już muzależało na opiniach towarzyszy par-tyjnych. Pismo prowadził Gottesman.nie wiem, czy oni obaj znali wtedy„Melinę”, ale myślę, że uważali, że nie-potrzebny jest szum wokół mojej po-wieści; że należało ją tu wydać, a od-mowa była błędem. Ale potem, w lip-cu 1973 roku, zatelefonowali do Got-tesmana z Biura Prasy KC z wyraźnymżądaniem, aby mnie usunąć z redakcji.

wtedy zaczął Pan publiko-wać pod pseudonimem.

Dwa teksty ukazały się podpisa-ne: Maciej Jordan. Maciej to imię mo-jego syna, a Jordan – nazwisko przyja-ciela z warszawskiego liceum Reytana.niestety, znajomi zaczęli dzwonić, żeczytali. Ponieważ telefon miałem napodsłuchu, więc od razu SB wiedziało,że to mój pseudonim. Redakcja „Lite-ratury” dostała kategoryczne polece-nie, aby nie drukować mnie ani podnazwiskiem, ani pod pseudonimem.

o „Literaturze” pisał Pan:„na użytek pisma, na zewnątrz– należało pisać w pewien przyję-ty powszechnie i ogólnie akcep-towany sposób. Prywatnie, oczy-wiście, nie traktowano tego, cosię pisze, serio”. Dziennikarze „Li-teratury” byli hipokrytami?

W PRL to było przecież po-wszechne zjawisko. Dwójmyśleniei autocenzura. Także koniecznośćpłacenia jakiejś daniny komunistycz-nej władzy za dobre posady. Oni da-wali pismo, w którym miało się dobrąpracę, w zamian, trzeba było napisaćcoś wspierającego „władzę ludową”,pochwalić system. na przykład nakolejną rocznicę Manifestu PKWnczy rewolucji październikowej.

Pan też to stosował w twór-czości?

nie, nigdy. Przed historiąz „Meliną” nie miałem kłopotówz cenzurą. Pisałem o ciemnych stro-nach życia w PRL, ale raczej o proble-mach społecznych, o patologiach.W takim piśmie jak „Literatura” byłoto tolerowane. Wielu dziennikarzypracowało w pismach z hasłem nadtytułem: „Proletariusze wszystkichkrajów, łączcie się!”. „Literatura” tegonadruku nie miała.

jednak przyznaje Panw „Historii »cudownej meliny«”,że w „Literaturze” także się „haf-towało”, było podwójne myślenie.w drukowanych tam reportażach– „oko za oko” czy „Pije kubuś dojakubka” – nie pisał Pan wprost?

Pisałem wprost o tym, co zoba-czyłem i poznałem. Te reportaże byłyo patologiach: alkoholizmie i trudnej,wykolejonej młodzieży. Cenzura jetolerowała. W tej dziedzinie możnabyło jeszcze coś powiedzieć. nato-miast jakiekolwiek odniesienia poli-tyczne groziły ingerencjami.

w liście odczytanym przezmarka nowakowskiego na poz-nańskim zjeździe ZLP stawiał Pantaką diagnozę: „Doskonale zdaje-my sobie sprawę z tego, co bę-dzie, a co nie będzie wydrukowa-ne. nauczyliśmy się języka aluzjii tylko w tym języku umiemyprzemycać, od czasu do czasu,prawdę. istniejący system cenzu-ry jest trzystopniowy: zaczyna sięod nas samych, by kolejno trafić

na stół redakcyjny i w końcu dourzędu kontroli Prasy”.

nie mówiłem bezpośrednioo sobie, tylko w ogóle o sytuacji ludzipiszących. Dotyczyło to wszystkich,także mnie. Starałem się, oczywiście,unikać autocenzury, jednak były sy-tuacje, kiedy trzeba było wybierać, naprzykład przemilczając pewne fakty,aby tekst mógł się ukazać. Tak byłow ostatnim, już niewydrukowanymw „Literaturze” reportażu, napisanymw formie rozmowy. Pod koniec 1972roku Krzysztof Kieślowski, z którympisaliśmy scenariusz na podstawiemojego opowiadania „Wielbłąd”,podpowiedział mi temat: historię śle-pego sapera z ii Korpusu, który powojnie wrócił na Wileńszczyznę z Za-chodu. Pojechałem do Kętrzyna, gdziemieszkał. Wrócił do Polski w 1959roku. W 1947, w Związku Sowieckim,aresztowało go nKWD, mimo że byłślepym inwalidą. Wywieziono go nadBajkał. Opuściłem ten fragment, bobyło oczywiste, że cenzura nie puści.napisałem, że znalazł się nad Bajka-łem, nie wyjaśniając dlaczego. Całaniezwykła historia tego dzielnego czło-wieka – pełny reportaż – jest częścią„historii »Cudownej meliny«”, wyda-nej u Giedroycia w 1987 roku.

Był Pan pierwszym auto-rem, który, mieszkając w PrL,zdecydował się publikować w pa-ryskiej „kulturze” pod własnymnazwiskiem. nie rozważał Panprzyjęcia pseudonimu, jak stefankisielewski (tomasz staliński)?

Pierwszy był Jerzy Andrzejew-ski z „Apelacją”, którą wydał w 1968roku, po wkroczeniu wojsk układuWarszawskiego do Czechosłowacji. Jabyłem pierwszy z młodego pokoleniaautorów, można powiedzieć „wycho-wanków PRL”. Wydałem pod włas-nym nazwiskiem świadomie –w książce nie było adnotacji „bezwiedzy i zgody autora”.

stracił Pan pracę w naczel-nej redakcji Literackiej Polskiegoradia, pół etatu w dziale reporta-żu „Literatury” i ryczałt w zespo-le filmowym.

Liczyłem się z tym, że wyrzucąmnie z pracy, być może aresztują.Miałem nadzieję, że żona pracy niestraci, i tak się stało. na początku po-ziom naszego życia nieco się obniżył,

str. 52konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 55: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

ale jej pensja wystarczała na jako ta-kie utrzymanie. Z czasem zacząłemdostawać honoraria z zagranicy.W dolarach, których wartość wtedybyła ogromna. na przykład z RadiaWolna europa, gdzie czytano „Meli-nę”. emigracyjny kwartalnik „Konty-nent” w Paryżu wydrukował powieśćw przekładzie natalji Gorbaniewskiej.Po kilku miesiącach pozwolono mina pracę referenta prawnego w War-szawskim Przedsiębiorstwie RobótDrogowych i zacząłem normalnie za-rabiać. Materialnie nie byłem więczagrożony.

stał się Pan persona nongrata, trafił na indeks autorówzakazanych. „nie należy zezwa-lać na publikację żadnych utwo-rów kazimierza orłosia. ewen-tualne publikacje dotyczące tegoautora winny być każdorazowouzgadniane z kierownictwemGukPPiw” – taki zapis był w do-kumencie cenzury. kiedy zrozu-miał Pan, że podejmowane przezPana próby druku z góry skazanebyły na niepowodzenie?

O tym zapisie dowiedziałem siędość późno, w 1977 roku, kiedy „Czar-ną księgę cenzury” wydała w Polsceniezależna Oficyna WydawniczanOWA. Wtedy pozbyłem się wszel-kich złudzeń. Wcześniej nadal próbo-wałem drukować. Znowu trochę na-iwnie licząc, że cenzura odpuści.

taki zapis był dla autora wy-rokiem śmierci. Żył Pan z takimodium?

Starałem się traktować sytuacjęspokojnie. Mieszkałem w ignacowie,w gminie Rozprza, pod PiotrkowemTrybunalskim i – jak wspomniałem– na budowie trasy szybkiego ruchu,tak zwanej „gierkówki”. Żyłem pozaśrodowiskiem literackim. To byłinny świat.

niezupełnie, bo służba Bez-pieczeństwa nie dała Panu o so-bie zapomnieć, stale obserwo-wała.

Wynajmowałem pokój u miej-scowych rolników. Mój gospodarzbył jednocześnie maszynistą pocią-gów. Pewnego wieczoru powiedziałmi, że jest stale wzywany do siedzibySB w Piotrkowie i przesłuchiwany.Długo nie mógł się zorientować, o cochodzi, bo – jak mówił – kluczyli,

wypytywali o budowę domu, którąniedawno ukończył, o gospodarkę.W końcu powiedzieli, że interesujeich lokator i zaczęli go szantażować:albo zgodzi się na przeprowadzeniew tajemnicy rewizji w moim pokoju,albo znajdą jakieś rzekome malwer-sacje finansowe przy budowie domu.„Co mam robić?” – spytał mnie wte-dy, późnym wieczorem. „Oczywiście,niech pan się zgodzi – powiedziałem.– usunę wszystko, co mogłoby ichinteresować”. Wywiozłem do Warsza-wy swoje notatki, kilka książek „Kul-tury” itp.

Przeprowadzili rewizję?Tak. Gospodarze opowiadali mi

potem, że przyjechało kilkunastu es-beków z Piotrkowa z aparaturą. Prze-trząsnęli pokój, fotografowali każdypapierek. Moi gospodarze nie mielipojęcia, że trafiłem na budowę tylkodlatego, że moja nieprawomyślnaksiążka wyszła na Zachodzie. Dali midowód wielkiej ludzkiej solidarności.

Pisarz i dziennikarz „Polity-ki” kazimierz koźniewski mówiłna zjeździe ZLP w Poznaniu, że„pisarstwo jest zajęciem politycz-nym”. Poparł represje władz wo-bec kolegów: „jeśli ktoś z nas de-cyduje się na współpracę z »kul-turą« w Paryżu, to ten ktoś musiprzyjąć w konsekwencji pewneakty polityczne skierowane prze-ciwko jego osobie. nie ma na torady”.

Bardzo wyraźnie. Marek nowa-kowski i Jarek Abramow–newerlyopowiadali mi o tym szczegółowo.

ograniczanie swobodytwórczej przez cenzurę wedlekoźniewskiego nie uzasadniałowydawania książek na przekórsytuacji politycznej „gdzieś zagranicą” i nadawało się do uka-rania.

no tak. Ale ja mniej zwracałemuwagę na reakcje aparatczyków par-tyjnych, takich jak Koźniewski, któ-rzy zarzucali mi nieodpowiedzialnośćczy wrogość. Bardziej bolały głosy lu-dzi niby–życzliwych, którzy pytali:„Co to dało?”. Co dało wydanie książ-ki w „Kulturze” paryskiej? To nie byłoprzyjemne pytanie. Taka sugestia, żeponiosłem same straty, znikłem z ofi-cjalnego obiegu, straciłem dobre po-sady w Radiu i „Literaturze” itd.

co Pan odpowiadał?Tłumaczyłem, że chciałem za-

protestować przeciwko cenzurze. Pyta-łem, czy wiedzą, czym jest wolność sło-wa. Że to przecież podstawowe prawoczłowieka. W tym pytaniu – co todało? – była jeszcze drwina. Jakbymzachował się nienormalnie, głupio.Odpowiadałem, że jest dokładnie od-wrotnie: nienormalna jest sytuacja,w której działa cenzura i zabrania lu-dziom mówienia i pisania tego, co my-ślą. nienormalne jest tłumienie wolno-ści słowa i przystosowanie się do takichograniczeń. Takie to były rozmowy.

w maju 1980 roku szef PoPZLP andrzej wasilewski twierdził,że „dla wszystkich kolegów jestotwarta droga powrotu do nor-malnego obiegu książki, do wyko-nywania zawodu”. władza stawiatylko jeden warunek: wycofaniasię „z działalności w nieautoryzo-wanych czasopismach”.

Ponownie uwierzyłem naiwnie,że władza zmieniła błędną taktykęwobec niezależnych autorów, że udami się uwolnić od zapisu cenzuryi wydać tom opowiadań w PiW–ie,którego dyrektorem był Andrzej Wa-silewski, członek KC, podobno repre-zentujący nurt liberalny w partii. Alenajpierw złożyłem w PiW–ie maszy-nopis „Trzeciego kłamstwa”, choćz góry zakładałem, że nie wydadząpowieści pisanej bez autocenzury.Chciałem mieć argument w przypad-ku ewentualnych rozmów z SB: „Sko-ro nie chcieliście wydać w kraju, wy-słałem do paryskiej »Kultury«”.W trakcie tych rozmów w PiW–ieWasilewski zaproponował, jakby napoczątek, wydanie tomu opowiadań.Zgodziłem się, a oni nawet przygoto-wali umowę. Miałem już tę umowęwydawniczą w ręku, kiedy Wasilew-ski, w czasie ostatniej naszej rozmowy,nagle powiedział: „Jeszcze jedno. Ro-zumiem, że podpisując z nami umo-wę, rezygnuje pan z drukowaniaw »Zapisie«”. Odpowiedziałem, że jakodpadną okoliczności, które uzasad-niają istnienie drugiego obiegu, czyliprzestanie działać cenzura, nikt niebędzie tam drukował. Odmówiłempodpisu i wyszedłem.

Z perspektywy czasu, jakPan sądzi: gdyby Pan przystał na

konkurs sDP str. 53

Page 56: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

warunki andrzeja wasilewskiego,Piw wydałby Panu książkę?

Pewno tak, bo opowiadaniabyły wprawdzie o ciemnych stronachżycia w PRL, ale bez odniesień poli-tycznych. umowa była na stole.

jan szydlak z Biura Politycz-nego wygarnął na spotkaniuz pisarzami i redaktorami, że wy-kazał Pan niewdzięczność wobecpartii i władzy, które odnoszą sięniezwykle życzliwie wobec lite-ratów. wiedział Pan już wtedy,że Polską rządzą manekinyi kukły?

Taki był punkt widzenia tejwładzy. niby życzliwy: „Możecie wy-dawać książki. Żyć spokojnie w do-brobycie. Bylebyście nie pisali tego,czego nie chcemy”. Jeśli ktoś się tejniepisanej umowie przeciwstawiał,był karany.

wobec Pana władza już niebyła życzliwa. stale spotykałyPana represje. w teatrze Polskimwe wrocławiu zdjęto Pana sztukę„Piranie”, zakazano prób, drukuprogramu. to cenzura czy takżeBiuro Prasy kc PZPr?

Tego nie wiem. Taki telefonodebrałem od reżysera sztuki. Bardzozmartwiony był też Krzysztof Kie-ślowski, który chciał zrealizować filmna podstawie mojego opowiadania„Wielbłąd”. Scenariusz czekał na ko-laudację i nagle powiedzieli mu, żenie zrobi tego filmu.

odebrano Panu nagrodęw konkursie na słuchowisko ra-diowe.

Od sekretarki protokołującejposiedzenie jury konkursu dowie-działa się znajoma redaktorka z Pol-skiego Radia, że przyznano mi nagro-dę lub wyróżnienie. Opowiedziała mio tym. Podobno po otworzeniu zakle-jonych kopert, na których były godłanagrodzonych autorów, po odczyta-niu mego nazwiska nastąpiła konster-nacja: kilka tygodni wcześniej zosta-łem wyrzucony z Polskiego Radia.Przewodniczący jury stwierdził, żenagrody nie mogę otrzymać, co za-pewne dla wszystkich było oczywiste.

wydział kultury kc zakazałagencji autorskiej dokonywaćprzekładów Pana słuchowisk i ichpublikacji. tak ofiarą cenzurypadło słuchowisko „upał”, które

chciała wyemitować jedna z za-chodnioniemieckich rozgłośni.władza cenzorów sięgała pozagranice PrL?

W Polsce sięgała ona do ZA-iKS–u, przy którym działała AgencjaAutorska, udzielająca między inny-mi zgody na nadawanie słuchowiskza granicą. W moim przypadku od-mówiła. Wcześniej wielokrotnie py-tała mnie o zgodę, określała warun-ki, honorarium. nagle to się urwało.Pamiętam, że pojechałem do ZA-iKS–u i w biurze Agencji spytałemdlaczego. Powiedziano mi, że takiemają zalecenie. Już nie pamiętam,czy powoływali się na KC czy Minis-terstwo Kultury.

rozpoczął Pan szesnastolet-ni okres banicji wewnętrznej,publikacji poza oficjalnym obie-giem. czuł się Pan wolniejszy?mniej zniewolony?

Zupełnie się nad tym nie zasta-nawiałem. Starałem się żyć normal-nie, pracować, pisać, jak dawniej.

Pisał Pan opowiadania. jed-no z nich – „Drzewo Pana jezu-sa”, o zbiorowym gwałcie – cen-zura dwukrotnie zatrzymywała„twórczości”. sekretarz wydzia-łu kultury kc makuch oceniał jejako „zbyt czarny i jednostronnyobraz naszej rzeczywistości”.opowiadania „Święci tańczą nałąkach” nie mogła opublikować„odra”. jakie zarzuty stawialicenzorzy? nie mogło się ukazaćnic, czego Pan był autorem?

Po prostu cały czas obowiązy-wał zapis cenzury na moje nazwisko.Wszystkie próby: składanie opowia-dań w pismach, interwencje redakto-rów, z góry skazane były na niepowo-dzenie.

w 1974 roku dostał Pan za„melinę” niezależną nagrodę Li-teracką, przyznaną przez grupępisarzy, którzy solidaryzowali sięz Panem. a wkrótce potem wziąłudział w czynie partyjnym. Zgod-nie z transparentem: „wspólnymczynem budujemy drugą Polskę”.jeszcze nie oderwał się Pan od so-cjalistycznej ojczyzny?

udział wziąłem na prośbę dy-rektora naszej bazy, z którym zaprzy-jaźniłem się i którego także nachodzi-ło SB w mojej sprawie. Traktowałem

ten „czyn” trochę humorystycznie,zdaje się, że zrobiliśmy boisko dosiatkówki.

o zniesienie dla Pana zaka-zu druku apelowali w kolejnychlatach literaci: jarosław iwaszkie-wicz, urszula kozioł, janusz kra-siński. ale władze nie ustępowa-ły. chcieli Pana przykładem od-straszyć innych od publikowaniaza granicą.

na pewno o to im chodziło.Zanim w styczniu 1977 roku

ukazał się poza cenzurą pierwszynumer niezależnego kwartalnikaliterackiego „Zapis” – tytuł na-wiązywał do formy dyskrymina-cji przez cenzurę – wiceministerkultury aleksander syczewskiwezwał do siebie współtwórcę„Zapisu” (nieformalnego redak-tora naczelnego), wiktora woro-szylskiego. ostrzegł go, że uznataką aktywność publicystycznąza nielegalną. czy to prawda, żeworoszylski ripostował: to cen-zura jest nielegalna?

Bardzo możliwe, że takie właś-nie słowa padły. Wiktor Woroszylskipotrafił celnie odpowiedzieć.

Dołączenie do zespołu re-dakcyjnego „Zapisu” oznaczałoautomatyczny zakaz publikacji.ale wtedy chyba naprawdę skoń-czyła się epoka uległości i ustę-pliwości wobec wszechobecnejcenzury?

Tak było. Moim zdaniem uka-zanie się pierwszego numeru „Zapi-su”, w styczniu 1977 roku, było mo-mentem przełomowym. Władze,oczywiście, próbowały walczyćz „drugim obiegiem”, ale pism uka-zujących się poza cenzurą przyby-wało z roku na rok. Później to jużbyła walka z wiatrakami, nawet stanwojenny nie zmienił zasadniczo sy-tuacji.

ale czy wchodząc do pod-ziemnego „Zapisu”, miał Pan cośjeszcze do stracenia? miał Panjeszcze jakieś przywileje wynika-jące ze statusu literata państwo-wego?

należałem przez cały ten okresdo Związku Literatów Polskich i doPen Clubu. Z tych stowarzyszeń niewyrzucono mnie i chyba władze niebrały tego pod uwagę. formalnie

str. 54konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 57: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

więc miałem nadal status literata,tyle że pozbawionego możliwościpublikowania we własnym kraju.Jednak to też może być dowód na ła-godne potraktowanie mojej osoby.Powtórzę: w Związku Sowieckim czyw nRD taka sytuacja byłaby nie-możliwa.

Dziwny był ten PrL, bo byłPan na indeksie, był autorem za-kazanym, a w sierpniu 1977 roku„tygodnik Powszechny” opubli-kował Panu fragment „trzeciegokłamstwa” – rozdział „w rodzinieGoleniów”.

To był zdaje się jedyny mo-ment, kiedy władze usiłowały skłonić„niepokornych” autorów do powrotudo oficjalnego obiegu. uchyliły fur-tkę, przestraszone tym, że publikują-cych poza cenzurą przybywa. Wkrót-ce potem rozmawiałem z Wasilew-skim w PiW–ie. Całą sprawę opisa-łem dokładnie w „historii »Cudow-nej meliny«”.

nigdy nie żałował Pan wy-dania „cudownej meliny” w pa-ryskiej „kulturze”?

nigdy.nigdy nie myślał Pan, aby

postąpić jak Bogdan madej, któ-ry kierownikowi wydziału kultu-ry kc wysłał oświadczenie, że doogłoszenia książki „Piękne kala-lie” doszło bez jego wiedzy? Że pi-sał ją bez myśli o zagranicznymwydawcy i że powieść ta niemoże być wykorzystana przeciwjego narodowi?

nigdy.wiosną 1979 roku skończył

Pan pisać drugą powieść – „trze-cie kłamstwo”. w Paryżu wyszław 1980 roku, a w Polsce miałaukazać się oficjalnie w Bibliotecesolidarności w styczniu 1982roku. jej wydanie wyprzedziłtrzynasty dzień grudnia, wpro-wadzenie stanu wojennego.o swoich powieściach napisałPan: „jakby zatrzymywane byływ pół drogi przed normalnym ży-ciem, rozgłosem, rezonansem,jakby musiały pozostać w cie-niu”. nadal ma Pan takie przeko-nanie?

Czasem i teraz tak myślę. Aleto osobny temat. Zostańmy przy cen-zurze.

konkurs sDP str. 55

Pojawiające się w pewnymmomencie zdanie „trzeba żyć dalej”nie sprawia, że ból i żal znikają. Sie-dem lat temu w wyniku zatoru tęt-nicy płucnej spowodowanego za-krzepicą zmarła mistrzyni olimpij-ska z Sydney Kamila Skolimowska.Teresa i Robert stracili ukochanącórkę, Marcin narzeczoną, a trenerKrzysztof Kaliszewski swoją pod-opieczną. i choć gdy dziś wspomi-nają Kamilę, często się uśmiechają,co do jednego są zgodni: „rana sięgoi, ale blizna zostaje".

Z Marcinem umawiam sięw jednej z warszawskich galeriihandlowych. Tuż po spotkaniu zemną wyjeżdża służbowo do Wrocła-wia. nie oszczędza się, ale widzi też,że to, co robi, przynosi skutek: pra-cował już jako radiowy korespon-dent m.in. na igrzyskach olimpij-skich czy lekkoatletycznych mist-rzostwach świata. Ostatnio pełniłfunkcję rzecznika prasowego mist-rzostw europy piłkarzy ręcznych.Jednym słowem, na brak zawodo-wych sukcesów nie może narzekać.Dziś będzie jednak opowiadał o ży-ciu prywatnym. Wszystko szłozgodnie z planem: zakochał sięz wzajemnością; dostał ofertę pracyz Warszawy, dzięki czemu mógł być

bliżej dziewczyny; razem z nią za-planował już wspólną, spokojnąprzyszłość. i wtedy jego życie z dniana dzień się rozleciało.

Monolog Marcinao miłości

„W czerwcu 2005 roku przyje-chałem jako reporter Polskiego Ra-dia Katowice na Memoriał im. Ku-socińskiego. Do dzisiaj jest mistrasznie głupio, bo zachowałem sięna początku naszej znajomościz Kamilą po chamsku. Byłem mło-dy, głupi. Zacząłem z grubej rury: –Jak to jest, że mistrzyni olimpijskanie potrafi niczego wygrać trzeci se-zon z rzędu? – Wie pan, jak to w ży-ciu, są lepsze i słabsze momenty. By-łam na szczycie, dzisiaj jest trochęgorzej. Wynika to między innymiz problemów zdrowotnych, pozatym nie trafiłam z treningiem.

Miała przed sobą człowieka,który po raz pierwszy był na zawo-dach lekkoatletycznych, więc starałasię wytłumaczyć wszystko delikat-nie. A ja sobie myślałem: „skoro tyze mną tak igrasz, to ja ci teraz po-każę”. Szykowałem ripostę i kolejnemoje zdanie było jeszcze bardziej

Dariusz Faron

naGroDa im. kaZimierZa wierZyŃskieGo

niePokonana

Page 58: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

idiotyczne. – Tak, pani Kamilo, alez czegoś te kontuzje wynikają. Alboźle trenujecie, albo nie macie pomy-słu na to wszystko…

– Widzi pan, wszędzie tak jest.Są zawodnicy, którzy dobrze trenująi są ci, którzy robią to źle. Tak samow dziennikarstwie: są dziennikarze,którzy się znają i ci, którzy nie mająo danej rzeczy pojęcia. A skoromam z takim do czynienia, to panuwszystko wytłumaczę.

Później odpowiadała tylko„tak”, „nie”, „nie wiem”. Szybko za-kończyliśmy rozmowę. nasza znajo-mość powinna się wtedy skończyć.uratowało mnie to, że Kamila miałasłabą pamięć. umówiłem się na wy-wiad przez telefon, a nie pamiętałamojego nazwiska. Mieliśmy sięspotkać w centrum handlowym Ar-kadia, w lodziarni na drugim pięt-rze. Siedziałem sobie w rogu i cze-kałem na nią. Jak zobaczyła, że toten sam dziennikarz, który zadawałniedawno durne pytania, chciała sięodwrócić i odejść, ale już spostrzeg-ła, że ją widzę. uśmiechnęła się. „A,to pan…”. Przeprosiłem za tamtospotkanie. Zaczął się wywiad, którybył początkiem wspólnego życia.

na mistrzostwach w Goete-borgu, gdy zdobyła medal, poczeka-ła na mnie w strefie dla dziennika-rzy i powiedziała, że w ramach prze-prosin za tamten wywiad mam jązaprosić na kawę. Rozmawialiśmychyba cztery godziny, zeszliśmy zesportu na inne tematy. Ona byławtedy blisko z niemieckim dysko-bolem, Michaelem Mollenbeckiem,brązowym medalistą MŚ. O 4:30nad ranem napisała mi wiadomość,że z nim zrywa, że chce zmienićswoje życie. Dla mnie był to jasnysygnał. Od razu między nami za-iskrzyło.

Kama nigdy wcześniej niemiała faceta, którego przedstawiłabyswoim rodzicom. nie wiedziała dokońca, jak to zrobić… nieraz wyjeż-dżałem o 5:00 z Katowic i byłemw Warszawie bardzo wcześnie,a i tak czekałem, aż rodzice Kamiliwyjdą do pracy. Tata 160 kg, brat160, ona 105, a ja… 75 kg. Kiedyśzaczęła się śmiać: Marcin, co jamam powiedzieć rodzicom, że przy-jechało jakieś chuchro ze Śląska do

mnie? (śmiech). Więc zacząłemchodzić na siłownię i w trzy miesią-ce przytyłem do 100 kg. Kamastwierdziła: no dobra, teraz możemycię przedstawić (śmiech).

nigdy nie odznaczałem sięempatią. Zawsze byłem zamknięty.Typowy indywidualista, świat mniemało interesował. Kiedy zobaczy-łem, że jeden człowiek potrafi ob-dzielić swoją radością tyle osób, by-łem w szoku. Pamiętam, jak Kamilaprzychodziła z treningów zmęczona,a mimo to, gdy ktoś dzwonił i prosiło coś, oferowała mu pomóc. Kiedyśzapytałem: „Kama, naprawdę niepotrafisz czasem odpuścić i pomy-śleć o sobie?”. Odpowiedziała: „jajestem od tego, żeby troszczyć sięo innych, a ty jesteś od tego, żebytroszczyć się o mnie”. Więcej podob-nego pytania nie zadałem. Kamilanauczyła mnie kochać”.

Zaczęło się od…dentysty

Dziś bliscy podkreślają, że Ka-mila Skolimowska była wręcz skaza-na na sport. Mama rzucała dyskiem.Tata ćwiczył podnoszenie ciężarów,w 1980 roku był na igrzyskach olim-pijskich. Pewnego razu powiedziałdo swojej córki: chodź, pojedzieszze mną na trening.

Robert Skolimowski: Dziewięćlat to trochę mało jak na ciężarowca(śmiech). Chodziło o to, żeby się

trochę pobawiła, pogimnastykowa-ła. Zaczęła przychodzić regularnie.

Teresa Skolimowska: A jeszczejak jej wszyscy powiedzieli, że malepsze układy techniczne od taty, tojuż w ogóle była zachwycona(śmiech).

na pierwsze sukcesy córki ro-dzice długo nie czekali. Dobre wyni-ki sprawiły, że już jako 13–latka Ka-mila wystąpiła na mistrzostwachPolski seniorów (!) i zdobyła brązo-wy medal. Kiedy młoda zawodnicz-ka odebrała nagrodę od znanegoWaldemara Baszanowskiego i zrobi-ła sobie z nim pamiątkowe zdjęcie,nie kryła swojego zachwytu. niedłu-go po tym wydarzeniu wszystkozmieniło się jednak o sto osiemdzie-siąt stopni: wprowadzono przepis,że w zawodach można startować od15 roku życia, więc Kamila zdecydo-wała się zmianę dyscypliny. „Kama”– jak mówią o niej przyjaciele – tra-fiła do szkoły sportowej i zaczęłatrenować wioślarstwo. Jeśli chodzio rzut młotem, wszystko zaczęło sięod… wizyty u dentysty.

Teresa: Pojechała kiedyś dodentysty na Legię, a tam trenowałmój syn. Zbigniew Pałyszko (polskiatleta specjalizujący się w rzuciemłotem, przyp. Df) miał zajęciaz młociarzami. Jak Kamila to zoba-czyła, to po wyjściu z gabinetu sto-matologicznego postanowiła iść natrening.

Pałyszko spostrzegł, że Skoli-mowska ma świetne warunki, a nasali gimnastycznej czuje się jak rybaw wodzie. Trener poprosił brata Ka-mili, swojego podopiecznego, by na-mówił ją na ćwiczenia.

Teresa: Kiedy to usłyszała, tosię zapytała, co to jest ten młot. noto się jej zaczęło tłumaczyć, że tojest taka kula, tyle że na drążku me-talowym i na lince (śmiech). na po-czątku nie była przekonana, ale póź-niej bardzo się wciągnęła.

Tak jak w podnoszeniu cięża-rów, Kamila szybko zaczęła demon-strować swoje nieprzeciętne umie-jętności. na swoich drugich zawo-dach, jako trzynastolatka, rzuciła 46metrów, poprawiając rekord Polski.– Ambitna była. Zaczęła wyjeżdżaćna kadrowe obozy, musiała szybkodorosnąć. Po szkole szła na trening,

str. 56konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Najbardziej powinnoboleć nie to, że

straciliśmyświetnego

sportowca, tylko żestraciliśmy

wspaniałegoczłowieka. Zrobiłaby

jeszcze wieledobrego.

Robert Skolimowski

Page 59: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

wracała o godzinie 20:00, siadała dolekcji i nad książkami ślęczała donocy. Tłumaczyła mi: mamo, jak tobędzie wyglądało, jak mnie paniweźmie do tablicy, a ja nic nie po-wiem? – wspomina mama Kamili.

Choć mimo natłoku zajęć niezaniedbywała szkoły, coraz częściejmyślała o sporcie. W dodatku ogło-szono, że na igrzyskach olimpijskichw Sydney kobiety po raz pierwszybędą rywalizować w rzucie młotem.To stanowiło dla Kamili dodatkowąmotywację. Marzyła o samym wy-stępie. nie śmiała myśleć o tym, żemoże stanąć na najwyższym stopniupodium.

Smak złota

– Przyjdź do pracy, obejrzymyzawody w internecie, przecież samaw domu nie wytrzymasz z tych ner-wów – usłyszała mama Kamili odznajomych. Tak zrobiła. Była podwpływem wielkich emocji, więcchodziła w kółko i nawet nie patrzy-ła w monitor. Słyszała jednak kole-gów. „Spaliła pierwszy rzut… terazdrugi… JeST! Będzie finał!”.

Teresa: Jak usłyszałam, żeawansuje, to od razu wykręciłamnumer męża, który też był w pracy.Robert: Żona dzwoniła kilka razy.Miałem telefoniczną relację live(śmiech). Wszystko potoczyło siębardzo szybko. Podczas zawodówKamila spostrzegła, że trwa dekora-cja Roberta Korzeniowskiego. Po-myślała: „a dlaczego mi by nie mielizagrać Mazurka Dąbrowskiego?”.Później po prostu to zrobiła – rzuci-ła 71,16 m, wskakując na pierwszemiejsce, którego nie oddała już dokońca. Druga Olga Kuzenkowa na-wet nie przekroczyła bariery sie-demdziesięciu metrów. Kamila Sko-limowska w wieku siedemnastu latzostała mistrzynią olimpijską.

Teresa: Po Sydney życie Kamilisię zmieniło. Pamiętam do dziś, jakopowiadała: „mamo, wyobraź sobie,że jadę samochodem, a ludzie za-czynają mi machać!” (śmiech). Mu-siała się trochę przyzwyczaić dotego, że ją rozpoznają.

Robert: Ale sława nie uderzyłajej do głowy, bo wielokrotnie ją na

to uczulaliśmy. Zawsze powtarza-łem: „Kama, im większym mistrzembędziesz, tym bardziej bądź skrom-na”. Dziś ktoś wygra jedne zawodyi mu odbija. A Kamila się nie zmie-niała. Była sobą.

Choć osiągnęła w bardzo mło-dym wieku olbrzymi sukces, twardostąpała po ziemi. nadal ciężko pra-cowała, by zapewnić sobie spokojnąprzyszłość. Treningi godziła z pracąw policji i studiami, najpierw magis-terskimi, później doktoranckimi.Rodzice byli niezwykle dumni. –Wie pan, jak to jest. Trenuje się dopewnego momentu, później karierasię kończy. Jeśli ktoś nie pomyślio przyszłości, to później musi star-tować od zera. A Kamila znakomicieto sobie poukładała – tłumaczą Te-resa i Robert.

Skolimowscy boleśnie przeko-nali się, że poświęcenie, ciężka pracai uśmiech nie wystarczą, by zapew-nić sobie długie, szczęśliwe życie. Żeczasem niezależnie od nas coś, na copracowaliśmy latami, przestaje miećznaczenie. Karta zaczęła się odwra-cać…

Odeszła

Problemy zaczęły się od ig-rzysk w Pekinie. Tam Kamila ze-mdlała po raz pierwszy, ale lekarzetłumaczyli, że nic poważnego się niedzieje („to przez chiński smog”).Chwilowa utrata przytomności niebyła jedynym zmartwieniem meda-listki z Sydney. Dochodziły do tegoból biodra i drętwiejąca noga. Wie-działa, że nie ma większych szans napowtórzenie wyniku sprzed ośmiulat, ale postanowiła spróbować. Spa-liła trzy rzuty. Wtedy podeszła doAnity Włodarczyk. – Mój czas mi-nął, teraz twoja kolej, godnie repre-zentuj Polskę.

Po nieudanych igrzyskachbyło jeszcze gorzej. Zaplanowanawcześniej operacja przepukliny uda-ła się, ale pojawiły się problemyz oddychaniem. Kamila odwiedzałakolejne lekarskie gabinety, jednaknikt nie potrafił zdiagnozować jejchoroby. Z pomocą przyszli rodzice.

Teresa: Po konsultacji z kar-diologiem ustaliliśmy, że Kamilawróci ze zgrupowania w Portugalii,

pójdzie do szpitala i przejdzie kom-pleksowe badania. Lekarz powie-dział nam: „nie możemy już strze-lać, sprawdzimy wszystkie możliwo-ści". Byliśmy przekonani, że pro-blem wreszcie zostanie rozwiązany.

Sprawy wreszcie zaczęły przy-bierać dobry obrót. Kamila wylecia-ła na Półwysep iberyjski, by treno-wać z innymi zawodnikami. nagleosiemnastego lutego wszystko sięskończyło. Tamtego dnia zawod-niczka odpuściła trening, bo nieczuła się najlepiej. Wcześniej doku-czał jej ból łydki. Masaż prawdopo-dobnie uruchomił zakrzep, co do-prowadziło do tragicznego finału.

Robert Skolimowski: TrenerKrzysztof Kaliszewski zadzwonił, żeKama zemdlała na treningu, ale żejuż odzyskała przytomność i jestw porządku. Za kwadrans zadzwo-nił jeszcze raz: „znowu zemdlała, aledo karetki doszła sama”. W karetcepo raz trzeci straciła przytomność,reanimowali ją. niedługo potem za-dzwoniła do nas jej przyjaciółka,Wiola Potępa. Powiedziała, że Ka-mila nie żyje.

Krzysztof Kaliszewski: niechcę do tego wracać, bo choć minę-ło tyle lat, rozmowa o tamtym dniuciągle wywołuje we mnie emocje.Razem zjedliśmy śniadanie, razemjedliśmy obiad, a gdy nastała porakolacji, jej nie było już wśród nas.Przy takich sytuacjach nachodziczłowieka refleksja, że musi cieszyćsię każdym kolejnym dniem, bo dziśktoś jest przy tobie, a jutro może gozabraknąć. To siedzi we mnie całyczas i będzie siedziało do końca ży-cia. Po czasie rany się goją, ale bliz-na zawsze zostaje…

Teresa Skolimowska: To byłnajgorszy dzień mojego życia. Po-czułam taki ból, którego nie możnasobie nawet w pełni uświadomić.i pytanie: „dlaczego ona odeszła,a nie my?”. Ma pan dzieci? Wie pan,każdy rodzic ma jakieś wyobrażenia,oczekiwania względem dziecka.Żeby skończyło szkołę, dawało sobiew życiu radę.

Robert Skolimowski: A onaspełniała nasze marzenia i to nakażdej płaszczyźnie. nie mogliśmypojąć tego, co się stało. Ja rozu-

konkurs sDP str. 57

Page 60: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

miem, że są np. wypadki samocho-dowe, w których nagle ktoś ginie.Tutaj złożyło się kilka małych czyn-ników. Dlatego ciężko uwierzyćw to, że wszystko tak się ułożyło.

Monolog Marcinao śmierci

„Ósmego lutego Kama wyjeż-dżała na zgrupowanie do Portugalii.Pamiętam nasze pożegnanie na lot-nisku. Powiedziała mi: „uważaj nasiebie”. „Ok, ty też pamiętaj, że zdro-wie jest najważniejsze. Jak coś bę-dzie nie tak, od razu wracaj”. Jużwtedy nie najlepiej się czuła. Gdydojechałem do domu, miałem złemyśli. Poczułem dziwną pustkę.„Byleby się nic nie stało z samolo-tem…”.

Osiemnastego pojechałemsłużbowo na mecz siatkówki doCzęstochowy. Była śnieżyca. Pisaliś-my z Kamilą SMS–y i poprosiłem,by odezwała się, jak tylko skończytrening. O 20:00 zaczął się mecz,miałem radiową relację. Późniejspojrzałem na telefon: 40 nieodeb-ranych połączeń, 15 od taty Kamili,ze 20 od jej przyjaciółki, Wioli Potę-py. Towarzyszyły mi jeszcze emocjezwiązane z meczem, wykręciłemnumer Wioli. Odebrała zapłakana –Kama nie żyje.

– Co ty pieprzysz? nie wiem,o co ci chodzi, za chwilę oddzwonię.

Zupełnie nie ogarnąłem całejsytuacji. nie pojąłem, co do mniemówiła. Może dlatego, że 30 sekundpóźniej miałem wejście na antenę.Po wykonanej pracy wyszedłemz hali i zadzwoniłem jeszcze raz.i znowu usłyszałem:

– Kama nie żyje.– Co ty pierd****?Rozłączyłem się. Wybrałem

numer taty Kamili. „Kamila nieżyje”. Wtedy do mnie dotarło. Po-dróż powrotna była koszmarem.nadal strasznie sypało. nie chciałomi się w ogóle żyć. Jechałem jakieś170 km/h, dwa razy wylądowałemw rowie. Mówiłem sobie: pierd***takie życie. Było mi wszystko jedno.niewiele zabrakło…

Kamila wyznawała zasadę car-pe diem, chwytaj dzień. Brała życiepełnymi garściami. Ona gdzieś pod-

świadomie czuła, że życie pisze róż-ne scenariusze. Często powtarzałami: „Marcin, jest tu i teraz, nie wie-my, co będzie jutro”. Pół roku przedśmiercią spisała swój testament.Przed gwiazdką w 2008 roku kupi-łem sobie szary garnitur. Ona mówi:„weź jeszcze czarny, będzie na każdąokazję”. na święta dokupiła mi białąkoszulę i czarny krawat. usłyszałem:„masz już komplet”. ubrała mnie naswój własny pogrzeb”.

Żal pozostał

Bliscy nadal nie potrafią pora-dzić sobie z tym, że choć tak niewieletrzeba było zrobić, by ją uratować,Kamili nie ma już wśród nich. – naj-większy żal mam do samego siebie.Byłem najbliżej Kamili, mogłem towszystko przerwać. Powiedzieć: „nie,skoro źle się czujesz, to dopóki się niewyleczysz, koniec z treningami”. Wte-dy uważałem jednak, że znamy się zakrótko, bym w tym stopniu ingerowałw jej życie. Myślałem: Kamila jest natyle doświadczona, że wie, co robi.nie czułem się na siłach, by powie-dzieć „dość” – tłumaczy Marcin.

Zarówno on, jak i rodzice Ka-mili zgodnie twierdzą, że na całej li-nii zawiedli lekarze. Robert: na ig-rzyska pojechali przecież najlepsispecjaliści. Badali ją i żaden nie po-myślał, żeby sprawdzić krzepliwośćkrwi. A były to doktorskie sławy.

Teresa: Później inni lekarzemówili nam, że jeśli ktoś wychodzina drugie piętro i nie może złapaćoddechu, to jest to typowy objaw za-krzepicy. Przy sekcji zwłok okazałosię, że zator, który doprowadził dośmierci, był drugim zatorem, pierw-szy mógł nastąpić w Pekinie na ig-rzyskach.

Marcin: nikt nie wpadł na to,że trzeba iść do lekarza od układukrążenia. Byliśmy może u dwunastu,piętnastu lekarzy. Dziś nie potrafięnawet tego zliczyć. i żaden z nich niepowiedział: to może być zakrzepica.A rozwiązanie było „pod nosem”.

Teresa: Mamy żal do lekarzy,bo nie wykonali dobrze swojej pra-cy. Kamila prosiła o pomoc, a żadenz nich nie potrafił wyleczyć mojegodziecka. A później wymądrzali sięw telewizji. Słyszeliśmy, jak się wy-powiadali: „To było jasne jak słońce,od razu wiadomo było, że coś nietak z krzepliwością krwi”. Szkoda, żewcześniej tego nie widzieli. Czemunie mówili o zakrzepicy, gdy Kamilawołała o pomoc?!

Robert: Żona mówiła już, żetuż po obozie Kamila była umówio-na na szczegółowe badania. Zabrak-ło nam kilku dni…

Bez najważniejszegorozdziału

Tylko najbliżsi wiedzieli, żeKamila przygotowywała się już nazakończenie kariery. Młociarka ko-chała sport, ale nie zamierzała całko-wicie rezygnować z życia rodzinne-go. – Bardzo chciała mieć dziecko,a konkretnie trójkę dzieci, małą gro-madkę. W 2008 roku, po Pekinie,kiedy złapała doła, zastanawiała się.„Marcin, może to jest znak, że trzebajuż odpuścić”. Absolutną granicą byłLondyn. Po iO 2012 Kama miała za-kończyć karierę. Zastanawialiśmysię, czy nie wziąć wcześniej ślubu.Wiedzieliśmy jednak, że po ślubieprzyjdzie czas na dziecko, a Kamanie będzie chciała go już zostawiać,by wyjeżdżać na zawody. Byłaby fan-tastyczną matką – mówi Marcin.

Teresa Skolimowska częstosłyszała od swojej córki: „mamo,dbaj o zdrówko, bo musisz mi jesz-cze pomóc dzieci wychować”. Kami-

str. 58konkurs sDP

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Mamy żal do lekarzy, bo niewykonali dobrze

swojej pracy. Kamila prosiła

o pomoc, a żadenz nich nie potrafiłwyleczyć mojego

dziecka. Teresa

Skolimowska

Page 61: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

la dokładnie zaplanowała swojąprzyszłość. Po zakończeniu karierychciała nadal pracować w policji.Zaraz za Warszawą kupiła działkę,na której mieli z Marcinem wybu-dować dom. Dwadzieścia minutdrogi od domu rodzinnego, by częs-to odwiedzać rodziców.

Robert Skolimowski: Wiedzia-ła, że dobrze jest odejść mistrzowiw chwale, kiedy odnosi sukcesy,a nie gdy już rozmienia się na drob-ne. Miała przykład Korzeniowskie-go: zrezygnował w najwyższympunkcie swojej kariery. Ona też tegopragnęła i można powiedzieć, że jejsię udało. Była mistrzynią Polski dokońca, w innych państwach też od-nosiła sukcesy. Odeszła niepokona-na. Szkoda, że zabrakło tego jedne-go rozdziału. Życia rodzinnego,o którym tak marzyła…

Pamięć o Kamili niezginie

Bliscy skutecznie dbają o to, bypamięć o Kamili nie zginęła. nie-długo po śmierci córki Teresa i Ro-bert oddali złoty medal z Sydney nalicytację, a za zdobyte w ten sposóbpieniądze założyli fundację. Razemz wieloma ludźmi m.in. zbierająfundusze na leczenie i rehabilitacjęsportowców, umożliwiają młodymzawodnikom treningi na tzw. cam-pach, a także organizują imprezylekkoatletyczne. największa to oczy-wiście Memoriał Kamili Skolimow-skiej, którego dyrektorem jest Mar-cin Rosengarten. – Ona żyła po to,by pomagać ludziom, a my postano-wiliśmy kontynuować jej dzieło.Wierzę, że Kama patrzy na nasz góry. Jestem o tym przekonany.Często proszę ją o pomoc w trud-nych momentach. Mówię jej: „fajniebyłoby, żebyś przy mnie była, bo jestmi ciężko”. i ona jest.

Raz do roku rodzina Kamilii jej przyjaciele spotykają sięw domu państwa Skolimowskich, bypowspominać. Jako goście regular-nie pojawiają się między innymiambasadorzy fundacji: Anita Wło-darczyk, Tomasz Majewski i PiotrMałachowski. Jak podkreślają gos-podarze, „nie chodzi o to, żeby smu-cić się z powodu śmierci córki, tylko

o to, by ze sobą pobyć”. nie tylkonajbliżsi pamiętają zresztą o Kamili.

Marcin: u nas w kraju jest tak,że gdy ktoś umrze, jednoczymy się,pokazujemy, że jesteśmy razem. Pa-limy znicze, ale z biegiem czasu towszystko zaczyna się wykruszać. Lu-dzie zapominają. A ja co roku 1 lis-topada widzę na grobie Kamili wielezniczy. Wiem, że ludzie o niej pa-miętają. Wierzę, że nasza pracaw fundacji ma sens.

Robert: najbardziej powinnoboleć nie to, że straciliśmy świetne-go sportowca, tylko że straciliśmywspaniałego człowieka. Zrobiłabyjeszcze wiele dobrego.

Marcin: „Odchodzimy wtedy,gdy nie możemy być już lepsi”. To sąsłowa, które minister MirosławDrzewiecki powiedział na pogrzebiei które znalazły się na grobie Kamili.Gdy to usłyszałem, pomyślałem, żerzeczywiście tak jest. najlepsi od-chodzą najszybciej. Ktoś tam na gó-rze stwierdził: „ty już zasłużyłeś naraj, chodź do góry”.

Teresa: Wiadomo, że żyje siędalej, ale ja się nie mogę z tym po-godzić. Jak jadę na cmentarz, to za-wsze mówię: Boże, ja nie tu powin-nam jeździć, ja powinnam jechać te-raz do domu Kamili. Cieszyć się jejżyciem. nie mogę, to mimo upływulat strasznie boli. Czasem się zasta-nawiam, dlaczego ci, którzy nie sza-nują życia i dają niewiele dobra, żyjąszczęśliwie, a inni, bardziej warto-ściowi, już odeszli. nie umiem od-powiedzieć na to pytanie.

Marcin: Wiele razy miałemtaki sen: Kamila przychodzi domnie, daje buzi, po czym „ucieka”.Wierzę w tego typu rzeczy i wiem,że w niebie jest jej dobrze. nie masensu gniewać się na Boga czy nalos. Tak już jest, że jedni odchodząwcześniej, inni później. nikt namnigdy nie powiedział, że będziemyżyli szczęśliwie przez 80 lat. Trzebato zaakceptować i przeżyć swoje ży-cie najlepiej, jak się da.

Po prostu.

Powyższy reportaż jest jedną

z dwóch publikacji, za które

autor został wyróżniony

w kategorii Nagroda im.

Kazimierza Wierzyńskiego.

konkurs sDP str. 59

Page 62: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Galerianagroda eugeniusza lokajskiegofot. mieczysław Pawłowicz

str. 60

Page 63: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J
Page 64: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Galerianagroda eugeniusza lokajskiegofot. mieczysław Pawłowicz

str. 62

Page 65: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J
Page 66: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

felieton

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

str. 64

JeRZy JAChOWiCZ

Śledzenie mediówspołecznościowychjest już koniecznością

tak się zachwycaliśmy ekspansją mediówspołecznościowych.  Globalna wioskaMcLuhana uzyskała nowe wspaniałe narzę-dzie, które obaliło nie tylko czasowe i prze-

strzenne bariery, ale pozwala wyrzucić z siebie swojedoświadczenia, wiedzę i emocje.

Zatrzymajmy się na dłużej przy emocjach. Wyle-wają się w mediach społecznościowych zarówno emocjepozytywne wobec innych, jak i negatywne o zróżnico-wanym stopniu intensywności. Od niechęci, poprzezwrogość do nienawiści. Te ostatnie nie należą do rzad-kości. Coraz częściej zdarza się, że pierwszym krokiem,niemal zapowiedzią aktu przemocy, jest wyrzuceniez siebie uczucia nienawiści w medium społecznościo-wym – facebooku, Twitterze, blogu.

ileż to razy policje w różnych krajach popełniałykardynalne błędy, bagatelizując umieszczane na me-diach społecznościowych wpisy, które były zapowiedziąkrwawych wydarzeń. Dramatów samych  sprawców, aleteż przypadkowych, niewinnych ofiar, które ginęły z rąkszaleńców. Organy ścigania bagatelizowały takie sygnałylub ich w ogóle nie zauważały. Z prostego powodu – nieśledziły ujawnianych emocji w internecie za pośrednic-twem mediów społecznościowych.

ileż to już napadów z bronią w ręku na szkołymieliśmy w ostatnich latach w niemczech i Ameryce.Większość dokonywana była przez frustratów jako aktodwetu za swoje kompleksy nabyte w czasach edukacjialbo jakieś inne, późniejsze niepowodzenia i rozczaro-wania osobiste. Większość tych dramatów była dla opi-nii publicznej i setek ludzi dotkniętych tragediami szo-kiem, całkowitym zaskoczeniem. Dopiero śledztwa wy-kazywały, że te nieszczęścia były do uniknięcia. Wystar-czyła aktywność policji, sprowadzająca się do stałego,intensywnego obserwowania mediów społecznościo-wych. W obecnych czasach to już nie tylko potrzeba. Towymóg.        

Wydaje się, że podobnie niebezpieczna atmosfera,sprzyjająca narodzinom najróżniejszych dramatów, za-czyna dość klarownie kształtować się w Polsce. Wpisz tego tygodnia na facebooku jest przerażający: „Oninie powinni przetrzymać do wiosny. Antka rozstrzelaćpowinni żołnierze, a tego gnoja z Żoliborza postawićpod ścianą i rozstrzelać jak w Rumunii w 1989 r.” – ta-

kiej treści komentarz osoby podpisującej się jako An-drzej Polak pojawił się w środę na portalach społeczno-ściowych. nienawiść werbalna prezentuje się tu w moż-liwie najwyższym stopniu.  Policja na szczęście ustaliła,kto jest autorem tego wpisu.

Możliwe są dwie sytuacje. Wpis człowieka nie-zrównoważonego psychicznie albo – jak to się przyjmu-je – względnie normalnego, mającego rodzinę, dzieci,niezłą pracę. u podłoża motywu każdego z tych ludzileży nienawiść do PiS, uosobionego w dwóch postaciach– Antoniego Macierewicza (vide portal „Gazeta Wybor-cza” i komentarz Wojciecha Czuchnowskiego – jako ro-dzaj inspiracji) i Jarosława Kaczyńskiego – zachęta  par-tii opozycyjnych, KOD–u, demonstracji działaczek„czarnego marszu” pod domem lidera PiS.

Jeśli sprawcą jest ktoś chory psychicznie, sąd (i tyl-ko sąd może mieć takie uprawnienia) winien osobnikatakiego umieścić w więziennym oddziale dla psychicz-nie chorych i trzymać go tam prawdopodobnie do koń-ca życia. nigdy bowiem nie wiadomo, czy nie będzie dą-żył do realizacji swej groźby.

W drugim przypadku sprawa jest jeszcze bardziejniebezpieczna. Autor wpisu wszedł na tak wysoki sto-pień emocji, że w tym przypadku (choć jest względnienormalny we wszystkich innych przejawach życia) moż-na mówić o zaburzeniu osobowości uczuciem tak wiel-kiej nienawiści, iż nikt nie jest w stanie rozstrzygnąć, czywyłącznie na słownych groźbach zamierza skończyć.Ocena i decyzja, co z takim szaleńcem zrobić winna na-leżeć do sądu.    

Zatrzymajmy się na dłużej przyemocjach. wylewają sięw mediach społecznościowychzarówno emocje pozytywnewobec innych, jak i negatywneo zróżnicowanym stopniuintensywności. od niechęci,poprzez wrogość do nienawiści.te ostatnie nie należą dorzadkości. coraz częściej zdarzasię, że pierwszym krokiem, niemalzapowiedzią aktu przemocy, jestwyrzucenie z siebie uczucianienawiści w mediumspołecznościowym – Facebooku,twitterze, blogu.

Page 67: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 65kraj

Dwa wyroki, wydane 17 stycznia2017 r. przez europejski TrybunałPraw Człowieka w sprawach AndrzejZybertowicz przeciwko Polsce, dotyczągłośnych pozwów, wniesionych przezAdama Michnika przeciwko znanemusocjologowi, a obecnie doradcy spo-łecznemu prezydenta RP. Dziennika-rzom trudno jednak nauczyć się czegośz tych dotyczących swobody wypowie-dzi orzeczeń – w podobnych sprawachzapadły różne wyroki.

Pierwsza sprawa to rezultat wy-powiedzi red. Seweryna Blumsztajnaz „Wyborczej” w TVn24 i późniejszejodpowiedzi na nią prof. Zybertowi-cza w tekście w „Rzeczpospolitej”z 2007 roku pt. „Żurnaliści pod wpły-wem autohipnozy”. W tym artykulepadły słowa socjologa, że „niektórzyz łatwością sięgają po argumenty per-sonalne. Dziennikarz „Gazety Wy-borczej” Seweryn Blumsztajn w dys-kusji ze mną oznajmił: prof. Zyberto-wicz teraz zabiera głos, choć za ko-muny siedział cicho. To już klasyka.Adam Michnik wielokrotnie powta-rzał: ja tyle lat siedziałem w więzie-niu, to teraz mam rację. niestety,z ewentualnej prawości moralnejw jednej sytuacji, nie wynika automa-tycznie zdolność do kompletnej oce-ny poznawczej w innej”.

Ta polemika skończyła się, zasprawą pozwu Michnika, przed są-dem. naczelny „Gazety Wyborczej”uznał te słowa za naruszenie dóbrosobistych i pozwał Zybertowicza.Stwierdził, że w związku z sześciolet-nim pobytem w więzieniach PRL nieprzypisywał sobie nigdy „przewagmoralnych”, choć przyznał, że dawałtakie prawo innym, np. Władysławo-wi Bartoszewskiemu.

Fakty czy opiniao nich?

Polskie sądy (w 2007 r. wyroki instancji i w 2008 – rozprawa ape-lacyjna; w 2010 kasację Zybertowi-cza oddalił Sąd najwyższy) uznały,że socjolog powinien wykazać, iżsłowa: „Adam Michnik wielokrotniepowtarzał: ja tyle lat siedziałemw więzieniu, to teraz mam rację”kiedykolwiek dokładnie w takimbrzmieniu zostały użyte. Czyli, wed-ług polskiego wymiaru sprawiedli-wości, to, co napisał Zybertowiczw „Rzeczpospolitej” to twierdzenieo faktach, a nie ocena czy też podsu-mowanie „figury retorycznej” stoso-wanej przez Michnika podczas licz-nych debat (Zybertowicz przytoczyłwiele wypowiedzi Adama Michnika

odwołującego się do pobytu w wię-zieniu).

Sąd i instancji nakazał Zyberto-wiczowi przeprosić naczelnego „Ga-zety Wyborczej”, zwrócić koszty pro-cesu oraz wpłacić 10 tys. zł zadośću-czynienia na cel społeczny. Socjologzłożył apelację, ale jego argumentówkolejny sąd nie podzielił, wobec cze-go Zybertowicz naczelnego „Wybor-czej” przeprosił.

Sprawa była na tyle ważna, żepo wyroku Sądu Apelacyjnego kilkatysięcy osób podpisało list otwarty dorzecznika praw obywatelskichw obronie wolności słowa.

Zybertowicz miałprawo tak pisaćo Michniku

Zybertowicz odwołał się – poniekorzystnej dla siebie decyzji Sądunajwyższego – do Strasburga, a euro-pejski Trybunał jednogłośnie orzekłna początku 2017 r., że Polska złama-ła chroniący swobodę wypowiedziart. 10 europejskiej Konwencji PrawCzłowieka.

Zdaniem strasburskich sędziówsłowa Zybertowicza nie dają się jed-noznacznie zakwalifikować jako

remis przed trybunałem

Zybertowicz przeciwko Polsce w Strasburgu

✎ eWA ŁOSińSKA

Page 68: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

twierdzenie o faktach albo sąd warto-ściujący (czyli opinia, ocena). Jest tonatomiast podsumowanie czy też in-terpretacja wypowiedzi red. Michni-ka i jego stanowiska podczas licznychpublicznych debat. Trybunał uznał,że w takim wypadku nie można zaak-ceptować orzeczeń polskich sądów,dla których ta wypowiedź prof. Zy-bertowicza była stwierdzeniem faktu.

Oczywiście – także wedługStrasburga – nawet w przypadku wy-powiedzi ocennej musi istnieć „do-stateczna podstawa faktyczna”, ale tęAndrzej Zybertowicz wykazał, przy-taczając kilka wypowiedzi AdamaMichnika.

Poza stwierdzeniem mówiącymo złamaniu przez Polskę europejskiejKonwencji Praw Człowieka Trybunałprzyznał Zybertowiczowi „słusznezadośćuczynienie”: 3915 euro zaszkodę materialną (równowartość za-sądzonej przez polskie sądy sumyi kosztów publikacji przeprosin),2000 euro jako zadośćuczynienie zaból moralny oraz 3508 euro jakozwrot kosztów sądowych. PonadtoTrybunał podkreślił, że wypowiedźZybertowicza dotyczyła AdamaMichnika nie jako osoby prywatnej,lecz dziennikarza i publicysty, byłegodysydenta i redaktora naczelnego du-żej gazety, zaangażowanego w debatępubliczną w Polsce. Osoby takie mu-szą wykazywać większą odporność nakrytykę niż przeciętny obywatel.

O przegranejprzesądził zaimek...

Druga sprawa, w której Trybu-nał wydał wyrok tego samego dnia,znowu dotyczyła słów Andrzeja Zy-bertowicza, komentującego dladziennika „Rzeczpospolita” w stycz-niu 2008 roku wytoczone mu procesycywilne. Chodziło o sprawy, z jakimiposzli do sądu właściciel Polsatu Zyg-munt Solorz–Żak (za słowa, żewspółpracował z wywiadem wojsko-wym PRL) i Milan Subotic (za zarzut,jakoby na zlecenie WSi manipulowałprogramem TVn, w którym ujaw-niono tzw. taśmy Beger).

W tekście opublikowanymw dzienniku znalazło się stwierdzenieZybertowicza: „Swoją drogą to cieka-we, kto mnie dotychczas pozwał do

sądu: dwóch agentów i jeden ich za-ciekły obrońca”. Tym obrońcą, jakwynikało z artykułu, był Adam Mich-nik. Polskie sądy i tym razem uznały,że wypowiedź dotyczy faktów.Orzekły, że socjolog – ponownie po-zwany przez naczelnego „Gazety Wy-borczej” za naruszenie dóbr osobis-tych – powinien wykazać, że AdamMichnik bronił dwóch konkretnychosób, wymienionych w tekście.

Andrzej Zybertowicz natomiastargumentował, że określenie „ich za-ciekły obrońca” było oceną postawyMichnika od lat krytycznego wobeclustracji. innymi słowy, „obronaagentów” odnosiła się do agentówsłużb PRL jako takich, a nie wskaza-nej dwójki z nich. Andrzej Zyberto-wicz znowu przegrał procesy przedpolskimi sądami. Adam Michnik żą-dał zaś przeprosin i wpłaty 20 tys. złna zakład dla niewidomych w Las-kach.

W czerwcu 2009 roku sąd czę-ściowo uwzględnił powództwo na-czelnego „Gazety Wyborczej", naka-zał opublikowanie przeprosinw „Rzeczpospolitej” i zapłatętysiąca zł na cele charytatywne.W marcu 2010 r. sąd apelacyjnyzmienił wyrok pierwszej instancji,nakazując Zybertowiczowi wpłatę10 tys. zł na cele charytatywnei utrzymał rozstrzygnięcie w sprawiepublikacji przeprosin. Według sądu,Zybertowicz nie przedstawił dowo-dów na potwierdzenie tezy, że Mich-nik bronił „dwóch agentów”.

Ponieważ socjolog odmówiłtym razem publikacji przeprosin,Michnik za zgodą sądu sam zamie-ścił je w „Rzeczpospolitej” i wezwałZybertowicza do zwrotu kosztów –ponad 23 tys. złotych. Tym razemeuropejski Trybunał Praw Człowie-ka w Strasburgu zgodził się – takżejednogłośnie – z oceną wypowiedziZybertowicza przez polskie sądy.uznano, że użyty przez socjologazaimek „ich” odnosi się do dwóchkonkretnych osób, a nie agentówbezpieki w ogóle. Według strasbur-skich sędziów, socjolog nie przyto-czył też jakichkolwiek wypowiedziMichnika, które mogłyby stanowić„dostateczną podstawę faktyczną”dla słów, że redaktor krytykowałlustrację owych dwóch konkretnych

osób, stając się tym samym „ichobrońcą”.

Gdyby w wypowiedzi Zyberto-wicza nie było zaimka „ich”, jego sło-wa należałoby potraktować jako oce-nę Michnika, który jako krytyk lust-racji miałby się stawać „obrońcąagentów”. Liczne krytyczne słowaMichnika o lustracji stanowiłyby „do-stateczną podstawę faktyczną” dlaopinii Zybertowicza. Wtedy orzecze-nie mogłoby być dla naukowca ko-rzystne. A podobne skargi jużw Strasburgu rozstrzygano. W spra-wie feldek przeciwko Słowacji (wy-rok z 12 lipca 2001 roku) Trybunałzajmował się wypowiedzią, iż jedenz ministrów słowackiego rządu ma„faszystowską przeszłość”. Taką oce-nę autor wywodził z faktu, że jakomłody człowiek przyszły polityk za-pisał się w 1944 r. do „Młodzieżyhlinki”, przybudówki SłowackiejPartii narodowej, która rządziła naSłowacji, współpracując z nazistow-skimi niemcami.

Tłumacząc się z tego, ministermówił po latach, że wstąpił do orga-nizacji dlatego, że chciał… braćudział w turniejach ping–ponga.W państwie autorytarnym aktywnośćspołeczna, w tym sportowa, podlega-ła jednak reglamentacji. nigdy nato-miast nie akceptował ani nie wspierał,faszystowskiej ideologii. Strasburscysędziowie orzekli w tym wypadku, żenawet jeśli faktyczna podstawa dlasformułowanej oceny przeszłości po-lityka może się wydawać problema-tyczna, to należy ją uznać za „dosta-teczną”. W sprawach mających pub-liczne znaczenie – a jest nią dyskusjao przeszłości polityków, jak i o lustra-cji – zasadą jest bowiem szeroka swo-boda wypowiedzi, a ingerencja w niąmusi pozostać wyjątkiem.

niestety, orzeczenia Trybunałuze stycznia 2017 roku nie wskazująani mediom, ani politykom jasno,jaką ostrą krytykę można uznać zadozwoloną w przypadku gorącychpolemicznych debat. Rola zaimka„ich” wydaje się przeceniona,a pierwsza z rozpatrywanych wypo-wiedzi Andrzeja Zybertowicza – conajmniej tak samo dotkliwa jak sfor-mułowanie „obrońca agentów”. Wy-gląda na to, że kolejne podobne pro-cesy przed nami.

str. 66kraj

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 69: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

felieton str. 67

eLŻBieTA KRÓLiKOWSKA–AViS

Z billboardem przez świat

Billboard na kółkach z napisem „DeathCamps Were nazi German” przemierza eu-ropę. Aktualnie zatrzymał się pod siedzibąBBC w Londynie, 150 metrów od polskiej

ambasady przy Portland Place. Powitała go grupa Pola-ków z flagami narodowymi, jacyś turyści robili sobie natle napisu zdjęcia, choć wątpię, żeby to zdarzenie znalazłosię w oficjalnym, choćby internetowym wydaniu wiado-mości BBC. Zmowa lewicowych elit i ich mediów, takżew Wielkiej Brytanii, trwa. Ten oryginalny, nietypowy mo-bilny protest z inicjatywy fundacji Tradycji Miast i Wsi,wyruszył z Wrocławia, przemierzył niemcy, Belgię i Wiel-ką Brytanię aż do Londynu i zakończy trasę w uniwersy-teckim mieście Cambridge. Cel akcji – zwrócenie uwagi –któryż to już raz?! – na masowe i uporczywe, mające zna-miona wojny propagandowej, używanie przez światowemedia zwrotu „polskie obozy śmierci”. A masowośći uporczywość tych zachowań rodzi podejrzenie, że cho-dzi o coś więcej niż doraźną dezinformację. np. o zmianęnarracji historycznej w punkcie, kto był sprawcą Ostatecz-nego Rozwiązania, zmanipulowanie prawdy w taki spo-sób, aby kolejne pokolenia niemców, Żydów czy Amery-kanów nie miały wątpliwości, że winę za zbrodnię holo-kaustu ponoszą Polacy.

fałszowanie historii holokaustu w ciągu ostatniegoroku osiągnęło rozmiary pandemii – że wskażę jedynieostatnie przykłady: niemiecka stacja telewizyjna ZDf, bry-tyjska korporacja medialna BBC, włoska agencja informa-cyjna AnSA, niemiecka gazeta „Kölnische Rundschau”, au-striacki „Der Standard” i książka Marka Łuszczyny „Małazbrodnia. Polskie obozy śmierci”. Plus francuski „Le figaro”,hiszpański „el Mundo”, amerykańskie „e WashingtonPost” i „new york Times” oraz dziesiątki innych mediów,głównie europejskich i amerykańskich, które uporczywiepowtarzają ten okrutny i niesprawiedliwy „błąd”. Przepra-szają i grzeszą dalej. Otóż nie ma takiej opcji, aby był toprzypadek. uporczywość i skala zjawiska świadczą o tym,że jest to akcja zorganizowana i doskonale skoordynowana.A „lokalizacja” tych wątpliwych żródeł – głównie europai Stany Zjednoczone – oraz profil mediów, kolportujących„błąd” – głównie lewicowo–liberalne – utwierdzają jeszczew przekonaniu, że jest to akcja nieprzychylnych Polsceośrodków informacji, która przybrała na sile w ciągu ostat-niego roku rządów polskich konserwatystów. Wiele z tychmediów uprawia podobną wojnę dezinformacyjną z nowąadministracją prezydenta Donalda Trumpa. Choć nie za-wsze ich „sztaby generalne” się pokrywają.

W historii polskiego odporu tej trwającej lata wojnydyfamacyjnej dostrzec można kilka etapów: niemrawe reak-cje przez ostatnich 25 lat, aby broń Boże nie obrazić czy niedotknąć oszczerców, co spowodowało widoczną eskalacjęzjawiska. no i intensyfikacja naszych działań w ciągu ostat-niego roku. Tylko MSZ interweniował poprzez swoje pla-cówki za granicą 115 razy, patrz: kilka ostatnich listów pro-testacyjnych ambasadora w Waszyngtonie Piotra Wilczka do„new york Times” i „Washington Post” oraz odpowiedź nazarzut Jonathana Greenblatta, prezesa Anti–Defamation Lea-gue na zarzut, że Polska przedstawia holokaust jako „ogólnecierpienie, a nie celowe ludobójstwo Żydów”. Piotr Wilczekprzeprosiny od Greenblatta otrzymał. Ambasadora Polskiw Rzymie przeprosiła również włoska agencja informacyjnaAnSA. Warto raz jeszcze przypomnieć sądowe zwycięstwoz powództwa cywilnego Karola Tendery przeciw notorycznejkłamczyni i manipulatorce – niemieckiej stacji ZDf i marne,bo marne, ale jednak przeprosiny oraz kilka procesóww toku, prowadzonych przez Redutę Ochrony Dobregoimienia Polski. Trzeba też przypomnieć bardzo ożywione ak-cje protestacyjne polskich internautów znad Wisły i tych za-mieszkujących nad Tamizą, Szprewą czy nad Potomakiem.

Ale ten mobilny „protest na kółkach”  fundacji Tra-dycji Miast i Wsi przyniósł nową jakość. Obok oficjalnychprotestów MSZ i not pisywanych do światowych opinio-twórczych mediów jak BBC czy Cnn przez StowarzyszenieDziennikarzy Polskich czy dziennikarzy – sama mam nakoncie z dziesięć listów protestacyjnych do Davida Camero-na, BBC, Channel 4 – od niedawna przybyło kilka organiza-cji pozarządowych, które mają w statucie działania antydy-famacyjne, jak np. Reduta Dobrego imienia. Teraz dołączyłajeszcze jedna forma, powiedziałabym bezpośrednia, „idącaprosto w lud” i omijająca wszystkie stopnie pośrednie, jaksprostowania czy noty dyplomatyczne, które mają tendencjędo utykania gdzieś w przepastnych szafach ambasad czy lą-dowania w redakcyjnych koszach. Ten mobilny billboardwyszedł wprost na ulicę, z pominięciem uwikłanych w woj-nę propagandową pośredników, polityków i lewicowo–libe-ralnych mediów, które własną piersią bronią półprawdi zwykłych kłamstw z uporem wartym znacznie lepszejsprawy. i dlatego – jako przekaz bezpośredni i docierającydo zwykłych ludzi na ulicy – jest tak cenny i może być sku-teczny. Ta wiadomość w jakiś sposób wpisuje się w ostatniświatowy fenomen braku zaufania do lewicowych elit nieza-leżnie od tego, czy będą to Stany Zjednoczone czy WielkaBrytania, Polska czy francja.

Chcę powiedzieć, że będzie nam trzeba więcej takich„akcji bezpośrednich” – człowiek do człowieka, środowiskodo środowiska, naród do narodu – projektowanych przezkreatywnych ludzi, organizacje pozarządowe, te większe, alei mało znane jak fundacja Tradycji Miast i Wsi. Przez me-dia społecznościowe, czyli internautów oraz artystów, nau-kowców i dziennikarzy, Polaków w kraju i Polaków za gra-nicą. Jedynie w sytuacji, kiedy państwo ufa ludziom, wierzyw ich możliwości i potencjał, niemożliwe może stać sięmożliwym. Myślę, że i w tym – jak mówią Anglicy – depar-tamencie ochrony dobrego imienia Polski przed zniesławie-niem, właśnie takie inicjatywy obywatelskie mogą przynieśćwiele dobrych zmian. ilościowych i jakościowych.

Page 70: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 68kraj

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

na początku tego roku młodadziennikarka z holandii zwróciła siędo mnie z prośbą o opinię na tematproblemów z wolnością słowa w Pol-sce. Wcześniejszą wiedzę na ten te-mat zaczerpnęła z internetowej kwe-rendy wśród niemieckich i holen-derskich publikacji, a także rozmo-wy z panią redaktor z „Gazety Wy-borczej”. Jej obraz naszego kraju byłdość przewidywalny. Cenzura, czyst-ki polityczne, niszczenie prywatnejprasy, demokracja w stanie agonal-nym. W gruncie rzeczy złośliwiemożna było dodać, że bojownicyo wolność i demokrację ze wspom-nianego dziennika, a także wtórującejmu telewizji i niemieckiego koncernutkwią już w „Polish death camps”,a uciśniony naród z rozrzewnieniemwspomina pluralizm i złoty wiek wol-ności panujący za czasów rządówDonalda Tuska. Zamiast tego stara-łem się maksymalnie uczciwie jej od-powiedzieć.

Opowiadałem o setkachw brudny, prawdopodobnie nielegal-ny sposób zwolnionych pracowni-kach mediów publicznych, jednoli-tym tonie politycznym wszystkichdużych mediów elektronicznych,wtargnięciach do redakcji, zatrzyma-niach dziennikarzy, podsłuchach.

Wygnaniu z Polski udziałowca„Rzeczpospolitej”, o Grasiu i hajdaro-wiczu pod nocnym sklepem, o roz-mowach o zwolnieniu Grzegorza Jan-kowskiego, redaktora naczelnego„faktu”. i o tym, że tego jeszcze PiSsię nie dorobił. Była to domena rzą-dów Donalda Tuska i tego, co po so-bie zostawił, a co najlepiej scharakte-ryzował Aleksander Kwaśniewski sło-wami „Ryży jest mściwy”.

Rozmowa ta jednak spowodo-wała, że musiałem zastanowić się nadmoim stanowiskiem wobec dokonańobecnej ekipy. uważam, że za jej cza-sów – obiektywnie rzecz ujmując– zakres wolności słowa się poszerzył.Przede wszystkim dlatego, że dziśwszystkie istotne opcje, poglądy poli-tyczne, emocje społeczne są reprezen-towane w dużych mediach elektro-nicznych. Jest to efekt przejęcia przezsympatyków PiS mediów publicznychi przestawienia w nich wajchy. Mó-wiąc krótko, dziś widz ma do wyborumiędzy „faktami” TVn a „Wiadomo-ściami”. Półtora roku temu oba te pro-gramy były takie same.

Oczywiście żadnej w tym wiel-kiej celowej zasługi na rzecz pluraliz-mu nie ma. Można powiedzieć, że takwyszło. Zadecydował – można byrzec – wolny rynek. Przede wszyst-

kim wolny rynek polityczny, czyli de-mokratyczny wybór. i to największyproblem i mój zarzut wobec rządzą-cej dziś ekipy. nie ma ona na koncietak rażących naruszeń jak poprzed-nicy. nie zaprzęgła, a przynajmniejnic o tym nie wiadomo, bezpiecz-niackiej maszyny do inwigilowaniai kneblowania mediów. Jarosław Ka-czyński nie ma swojego mecenasaGiertycha, który straszyłby mediawielusettysięcznymi pozwami. niezmienia to jednak faktu, że PiS z wol-nością słowa ma problemy i to po-ważne. Wszystkie je, lub niemalwszystkie, można by zawrzeć w jed-nej szerszej kategorii: „zaniechaniai wchodzenie w buty poprzedników”.Oto przegląd tych grzechów PiS wo-bec wolności słowa, mediów i ich od-biorców, które piszącego powyższesłowa najbardziej uderzyły:

Zaniechania prawne

Kilka lat temu, nie bez udziałukierowanego przeze mnie CentrumMonitoringu Wolności Słowa SDP,w raporcie Departamentu Stanu uSAopisano przypadek dziennikarki Doro-ty Kani jako przykład stosowaniaw Polsce szkodliwego i archaicznegoprzepisu pozwalającego karać dzienni-

7 grzechów Pis wobec wolności słowa i mediów

Opinia, jakoby za rządów PiS wolność słowa w Polsce doznała jakiegoś szczególnegouszczerbku, to bujda na resorach, dobra dla aktywistów KOD i niezorientowanychw sytuacji zachodnich dziennikarzy. Nie oznacza to jednak, że sytuacja jakoś szczególniesię poprawiła. Ekipa Jarosława Kaczyńskiego nader często kroczy ścieżkamiwydeptanymi przez poprzedników z Platformy i postkomunistycznej lewicy.

✎ WiKTOR ŚWieTLiK

Page 71: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

kraj str. 69

karzy za zniesławienie z przepisów pra-wa karnego. Chodzi oczywiście przedewszystkim o niesławny artykułu 212kodeksu karnego, ale też kilka innychartykułów, które w razie zniesieniamogą go – jak to mawiają miłośnicykulturystyki o swojej diecie – suple-mentować. Swoją drogą, nie przypomi-nam sobie, by wówczas środowiskaprawicy podnosiły rwetes nad hanieb-nym pluciem na nasz kraj, a platfor-merski konglomerat medialny utyski-wał nad stanem demokracji i domagałsię debat parlamentarnych na ten te-mat. Tych, którzy chcą zapoznać się zeszczegółami problemu z art. 212 kk za-chęcam do lektury licznych oświad-czeń, analiz, relacji z debat i procesówna stronie sdp.pl. Krótko przypomnę,że nie chodzi o to, by znieść możliwośćdochodzenia swoich praw przez osobypokrzywdzone przez media w ogóle,ale o to, by załatwiać to tylko w drodzeprocesów cywilnych, tak jak dzieje sięw całym cywilizowanym świecie. Choćżadnej politycznej deklaracji w tej spra-wie oficjalnie PiS podczas wyborównie składał, to politycy tej partii w roz-mowach z dziennikarzami nie raz za-powiadali, że jak wygrają, to dwieściedwunastkę zniosą. Domagał się od rzą-dów PO także Jarosław Kaczyńskikrótko po klęsce wyborczej w 2007roku. Cóż, by zacytować stary utwórKazika: „w języku polityki było”.

Co ciekawe, PiS nie znosząc ar-tykułu 212, nie wykorzystuje ogrom-nego potencjału wzmocnienia wize-runku, także zagranicznego, któryposiada. Likwidacja prawa, które sta-ło się symbolem zacofania naszegokraju i tkwienia jedną nogą w postko-munizmie, prawa, które było kryty-kowane przez organizacje międzyna-rodowe od Trybunału w Strasburgu(eTPC) po OBWe, miałoby dla for-macji tej znakomity efekt politycznyi byłoby trudne do pominięcia. Cóż,lobby polityków mających poręcznyinstrument do zamykania niewygod-nym dziennikarzom ust wydaje sięsilniejsze. A dwieście dwunastka tobroń szczególnie popularna wśródpolityków samorządowych.

Arogancja władzy

– To skromny, mały człowiekz wieloma powodami do tego, by

skromnym być – powiedział Chur-chill o swoim następcy ClemensieAtlee. Skromność nigdy nie byłamocną stroną polityków, a jeśli już,to często przybierała formę ostenta-cyjnej fałszywej skromności, którajest ponoć najwyższym stanem py-chy. nie zmienia to faktu, że źle jest,gdy brak skromności zamienia sięw ostentacyjną arogancję. MinisterMacierewicz strofujący rozmawiają-cych z nim dziennikarzy, wicepre-mier Gliński wypominający me-diom, że są z „dobrej zmiany”, po-słanka Pawłowicz w mało zawoalo-wany sposób wygrażająca dzienni-karce zwolnieniem („odesłaniem naprzeszkolenie” do szkoły ojca Ry-dzyka), ostentacyjna schadenfreudeprzy zwalnianiu nielubianych osóbz mediów – to kilka przykładów.Pycha – wedle przysłowia – kroczyprzed upadkiem. W gruncie rzeczy,w demokracji zawsze można sku-tecznie użyć tego przysłowia, no boprzecież, każdy demokratycznyrząd, kiedyś upadnie, rotacyjnośćjest niepisaną zasadą ustrojową. Alew przypadku zapatrzonych w son-daże polityków PiS powiedzenie tonasuwa się samo. Warto przypo-mnieć więc politykom Prawai Sprawiedliwości, że Bronisław Ko-morowski jeszcze na niespełna dwatygodnie przed pierwszą turą ostat-nich wyborów prezydenckich niebrał udziału w debacie wszystkichkandydatów bo uważał, że „nie maz kim przegrać”. Z punktami 1 i 2,czyli arogancją i niechęcią do wpro-

wadzania korzystnych zmian, wiążąsię blisko dwie kolejne polityczneprzywary, które rzucają się cieniemna relacje pomiędzy władzą a me-diami w Polsce.

Nieumiejętnośćsłuchania i dialogu

Typowym przykładem tegorodzaju postawy była sekwencjawydarzeń, która dała pretekst dokryzysu sejmowego z 16 grudnia.Marszałkowie obu izb parlamentuzaczęli zastanawiać się nad ograni-czeniami dla dziennikarzy w Sejmiena początku ubiegłego roku, krótkopo przejęciu przez PiS władzy. Cociekawe, były one kontynuacją pla-nów, które powstały jeszcze za cza-sów marszałkowania w Sejmie Bro-nisława Komorowskiego. Zmianyrozważano i przygotowywano zu-pełnie bez żadnej komunikacjiz mediami, w tym reporterami sej-mowymi. Wydaje mi się, że pierw-sze działania w tym kierunku pod-jęło w marcu CMWP SDP. Po bez-owocnej i pozbawionej odpowiedzikorespondencji z władzami sejmuzorganizowaliśmy konferencję naten temat. Zaproszono na nią obyd-wu marszałków bądź ich przedsta-wicieli. Dzwoniliśmy i słaliśmy mej-le z pytaniami, kto będzie. Z Sejmui Senatu nie było nikogo, nawetasystenta bądź sekretarki z dyktafo-nem. We wrześniu z kolei zorgani-zowaliśmy list otwarty podpisanyprzez ponad 50 osób, w tym wielunaczelnych, a także liczne, najbar-dziej rozpoznawalne postaci kon-serwatywnej publicystyki. i w liście,i podczas spotkania, zwracaliśmyuwagę, że – mówiąc mniej oględnie– pomysł wyjdzie rządzącym bo-kiem.

To również nie spotkało sięz żadnym odzewem. Marszałkowie,nie tłumacząc się nikomu, konsek-wentnie chcieli wprowadzić zmianę.W grudniu została ona wykorzysta-na przez opozycję do zaognieniakryzysu sejmowego. Bez względu napóźniejsze błędy liderów opozycji,które doprowadziły do wizerunko-wego zwycięstwa PiS, Jarosław Ka-czyński wycofał się z pomysłu suge-

Wszystkie, lubniemal wszystkie,grzechy PiS wobec

wolności słowamożna by zawrzećw jednej szerszej

kategorii:„zaniechania

i wchodzenie w butypoprzedników”.

Page 72: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 70kraj

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

rując, że był to błąd marszałków. Ciostatni chcieli być jak niezwracającyuwagi na nic i nikogo nosorożec,a skończyli jak rozpędzony baran pozderzeniu z drzewem.

Sekciarstwo

Tu problem dotyczy nierzadkobardziej części świata prawicowegodziennikarstwa niż polityki, ale i jejrównież. W dużym skrócie, polskieprawicowe sekciarstwo najczęściejwyróżnia doszukiwanie się „słabychogniw”, „niewiernych”, „niepew-nych”, „siedzących na barykadzie”.Mówiąc inaczej, premiowane jestbezrefleksyjne czapkowanie prezeso-wi i tępienie jego wrogów, a niezdroworozsądkowa refleksja nadkierunkami, w jakich zmierza i po-winna zmierzać formacja konserwa-tywna w Polsce. niestety, „wierność”,czyli polityczne partyjniactwo, majączęsto fatalny wpływ na standardyprofesjonalne. Dotyczy to i władzy,i relacji tej władzy z mediami. Prawi-cowa dziennikarka oburzająca sięwpuszczeniem do telewizji jednegoz liberalnych dziennikarzy, bo „prze-cież to kłamca”, ataki, także ze stronypolityków, na władze TVP za to, żeprzyjęły do pracy kilka osób z prze-szłością w telewizjach komercyj-nych, obruszenie, że telewizja, a na-wet niektórzy politycy PiS, śmieją sięz żartów kabaretu Roberta Górskie-go, z drugiej strony wycinanie z me-diów całej akcji Owsiaka, a nawetelektroniczne usunięcie serduszkaz nagrania z jednym z posłów. Tegorodzaju działania konsekwentnie od-bijają się czkawką, a mimo to się po-wtarzają. Jak się okazuje lepiej miećwrogów faszystów niż przyjaciółnadgorliwców.

Etyka Kalego

nie darmo ekipa PlatformyObywatelskiej miała w swoich szere-gach potomka wielkiego polskiegopisarza. To właśnie postać narysowa-na przez dziadka ministra Sienkiewi-cza może w największym stopniusymbolizować krytykę ekipy PiS z jejstrony. „Jak Kali chcieć wprowadzićograniczenia w Sejmie, to dobrze, jakPiS to niedobrze”, „jak Kali wytaczać

procesy to dobrze, jak PiS to niedo-brze”, „jak PiS skarżył się za granicą,to było niedobrze, jak PO się skarżyto dobrze”. etyka Kalego nie jestobca i PiS. Ktoś powie, że żelazną za-sadą polityki jest hipokryzja, a taostatnia jest przecież – wedle klasyka– hołdem, który występek oddajecnocie. Problem jednak zaczyna sięwtedy, gdy ta czołobitność wobeccnoty staje się nadmierna. Dobrymprzykładem hipokryzji w odniesie-niu do mediów jest konstrukcja dzi-siejszego ładu medialnego. Przypo-mnijmy, że ekipa PiS zarzucała prze-ciwnikom upolitycznienie czy ręcznesterowanie mediami. Politycy PiSbronili promujących ich „mediówpatriotycznych” przed sądowymi ata-kami, w tym wspomnianą dwieściedwunastką, a sami skłonni są tychprzepisów używać, tak jak robił tochoćby Zbigniew Ziobro. Wynika toczęsto z porad prawników doradzają-cych najprostszą metodę walki z me-diami, ale nie uwzględniającymi jejpolitycznych konsekwencji.

Błędy komunikacyjne

Moim skromnym zdaniem tenrodzaj błędów wynika często z tchó-rzostwa i lenistwa. najczęściej spro-wadzają się one do braku komunika-cji lub wspomnianej już arogancji.niewypełnianie przepisów o dostę-pie do informacji publicznej, odpo-wiedzi na pytania w formie atakują-cej dziennikarza i medium, które re-prezentuje (co jest złamaniem duchawyżej wymienionej ustawy), pytanie

o cel pytania (co jest złamaniemprzepisów ustawy wprost). nieuza-sadnione ograniczanie dostępudziennikarzy do części rozpraw Try-bunału Konstytucyjnego przez no-wowybrane, bliższe PiS–owi władze.To powszechne dla polskich elit „or-tografy”. PiS nie jest od nich wolny.na korzyść ogólnopolskich polity-ków można powiedzieć tylko tyle, żew samorządach bywa jeszcze gorzej.

Fatalna dyplomacjamedialna

Jeszcze bardziej uderzające sąproblemy z komunikacją zewnętrz-ną. na krytycznie, często skrajniefałszywe czy krzywdzące opinie zestrony zachodniej prasy PiS ma jed-ną odpowiedź – taką samą jak w ob-szarze polityki. Działacie w złej woli,kłamiecie, jeśli jesteście z niemiec,to pewnie jesteście dziećmi nazistów,jeśli z Ameryki, to nic nie wiecieo demokracji, bo u nas szlachta sej-mikowała, jak u was indianie popuszczy na piechotę biegali, bo jesz-cze koni nie było, a jeśli jesteściez francji, to dopiero co nauczyliściesię używać widelca, bo mateczni-kiem wszelkiej cywilizacji i kulturybyła nasza, katolicka, wielka Polska.Tego rodzaju komunikaty w szcze-gólności są domeną części wicemini-strów, chcących wybić się posłów czyurzędników. Jest to oczywisty błądwizerunkowy i – szczerze mówiąc– żal patrzeć, gdy elity tak istotnegokraju, z tak ważną rolą kulturotwór-czą przejawiają kompleksy godneRoberta Mugabe (on także zawszeprzekonywał, że ludzkość zaczęła sięw Afryce, a niewdzięczni bialiwszystko jej zawdzięczają). Tego ro-dzaju komunikacja jest szkodnic-twem, ale też uderza w cywilizowanereguły. Czy dziennikarze „e Wa-shington Post” lub ZDf ordynarniekłamiąc na temat naszego kraju nieuderzają w nie? Ależ oczywiście, żeuderzają. Ale są w tym przynajmniejskuteczniejsi. Dziś politycy PiS sąprzekonani, że kompletny brak ko-munikacji i inteligentnej propagandynastawionej na Zachód ujdzie impłazem, ale może równie dobrzew pewnym momencie odbić się so-lidną czkawką.

PiS nie znoszącartykułu 212 nie

wykorzystujeogromnegopotencjału

wzmocnieniawizerunku, także

zagranicznego, któryposiada.

Page 73: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

felieton str. 71

MAReK PALCZeWSKi

Skazani na post–prawdę

Podobno „post–prawda” była najpopularniej-szym słowem 2016 roku. Według SłownikaOksfordzkiego oznacza pojęcie, według któ-rego obiektywne fakty mają mniejszy wpływ

na opinię publiczną niż odwoływanie się do emocjii osobistych przekonań. Jednak pojęcie to rozumianejest również szerzej jako fałszywa informacja, któraudaje prawdziwą i za taką jest uznawana. Ta pierwszawykładnia znana jest tabloidom od wielu lat i jest przeznie skutecznie stosowana; ta druga jest charakterystycz-na dla tak zwanych fake newsów i stanowi prawdziwezagrożenie dla dziennikarstwa jako takiego.

Można powiedzieć, że kłamstwo nie jest niczymnowym. Szczególnie w codziennym życiu i w polityce.Kłamali sowieccy (co zdziwienia nie budzi), ale i ame-rykańscy politycy: J.f. Kennedy, L. Johnson, R. nixon,B. Clinton, G.W. Bush. Kłamał wielokrotnie w ostatniejkampanii wyborczej Donald Trump i jego ludzie teżkłamali. Z sieci można było na przykład dowiedzieć się,że papież franciszek poparł Trumpa (kłamstwo!), że hi-lary Clinton ukradła meble z Białego Domu i dała brońterrorystom (fałsz!). Już kilka lat wcześniej na faceboo-ku i Twitterze można było przeczytać „newsy” o rzeko-mej śmierci australijskiego piosenkarza Gotye czy pol-skiego aktora Andrzeja Grabowskiego. Tradycja fejków(fałszywych newsów) liczy sobie kilkaset lat, lecz dopie-ro teraz stają się one liczącym i często nierozróżnialnymkomponentem poważnych serwisów informacyjnych.nawet TVP w programie Macieja Pawlickiego „StudioPolska” pozwoliła sobie na „żart” z Ryszarda Petru, po-dając wiadomość o jego rzekomym zatrzymaniu zaszpiegostwo na rzecz Rosji. Post–prawda zawędrowałado programu stacji publicznej, podczas gdy dotąd byładomeną tabloidów i plotkarskich portali.

W 2005 roku Stephen Colbert, amerykański ko-mik i twórca programu „e Colbert Report”, ukuł poję-cie truthiness na oznaczenie „prawdy”, która ma charak-ter indywidualny, wypływa z subiektywnego przekona-nia danej osoby bez względu na fakty, logikę czy intelek-tualną wiarygodność. Wystarczy, że podmiot jest prze-konany, że to co mówi, jest prawdą, żeby nie miał ża-dnych oporów lub wątpliwości w jej głoszeniu.

Post–prawda łączy się więc nie tylko z emocjami,subiektywnymi wrażeniami i odczuciami, wewnętrz-nym przekonaniem o słuszności, ale również z psycho-logiczną niemożliwością oddzielenia prawdy od fałszu,bo w świecie post–prawdy nie ma możliwości weryfika-

cji faktów, skoro fakty dotyczą naszych wewnętrznychstanów i subiektywnej świadomości. Prawdą jest to, conam wydaje się być prawdą. Zatem, jeśli wydaje nam się,że irak „posiada broń masowej zagłady” (WMD), to takjest i koniec, i tzw. obiektywne fakty nie mogą tegozmienić, bo po prostu świat obiektywny w tym paradyg-macie nie istnieje.

Co to oznacza dla dziennikarstwa ufundowanegona pojęciach prawdy, obiektywizmu, bezstronności, we-ryfikacji faktów, itp.? Czy oznacza po prostu kres tegotypu myślenia i kres dziennikarstwa jako takiego, rozu-mianego zgodnie w wymienionymi kategoriami? Z jed-nej strony tak się wydaje, ale można też takiemu stano-wisku przeciwstawić argument, że artykuły, informacjei inne formy podawcze, zawierające post–prawdy nie sądziennikarstwem. należałoby zatem uznać, że wszyscy,którzy posługują się post–prawdą nie są dziennikarza-mi, lecz „fikcjonarzami” (uwaga: neologizm!), stwarzają-cymi rzekomo alternatywne dziennikarstwo, które w ża-dnej mierze dziennikarstwem już nie jest. Czy taka jed-nak postawa uchroni „prawdziwe” dziennikarstwo przedkłamstwem (ową post–prawdą)? niekoniecznie, bo wewspółczesnych mediach coraz częściej fałsz miesza sięz prawdą, a sprzyja temu zjawisku również odrzuceniekoncepcji obiektywizmu. Sami doprowadziliśmy do jejzaniku, pozbawiając się być może jedynie skutecznejochrony przed subiektywizacją rzeczywistości i panowa-niem post–prawdy.

Post–prawda łączy się więc nietylko z emocjami, subiektywnymiwrażeniami i odczuciami,wewnętrznym przekonaniemo słuszności, ale równieżz psychologiczną niemożliwościąoddzielenia prawdy od fałszu, bow świecie post–prawdy nie mamożliwości weryfikacji faktów,skoro fakty dotyczą naszychwewnętrznych stanówi subiektywnej świadomości.Prawdą jest to, co nam wydaje siębyć prawdą.

Page 74: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 72felieton

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

KRZySZTOf KŁOPOTOWSKi

Półprawdy o trumpie

Prawica polska wpadła w zachwyt. Prezyden-tem Stanów Zjednoczonych został DonaldTrump! A we mnie to drugie zdanie wywołujeciarki strachu o Amerykę, świat i Polskę. Przy-

glądam mu się w nowym Jorku od 30 lat i nie mam za groszzaufania, jak większość nowojorczyków. On sam miał nainauguracji tak zaciętą minę, jak gdyby się przeląkł, że tennumer wyszedł mu za dobrze. Bez cienia radości.

nie chodzi o konserwatywny program polityczny.Jego wiceprezydent Mike Pence jest bardziej zachowawczy.Mimo to nie wywołałby tak wielkich protestów liberalnej le-wicy, gdyby został prezydentem. Chodzi o styl bycia Trum-pa, który ujawnia cechy charakteru prezydenta. Zaś charak-ter doprowadzi do czynów najpotężniejszego człowieka naziemi. Kiedy ma pod ręką guzik atomowy, nie może byćosobnikiem impulsywnym i próżnym. Gdy przewodzi sięsupermocarstwem, które decyduje o życiu i śmierci rodzajuludzkiego, to nie wolno być odruchowym kłamcą. W chwiliwielkiego kryzysu, jak między uSA i ZSRR o rakiety jądro-we na Kubie, obywatele muszą ufać swojemu przywódcy,jak J.f. Kennedy’emu.

Republikanin gen. Collin Powell, dowódca wojsk koa-licji w wojnie w Zatoce Perskiej, były doradca d.s. bezpie-czeństwa i były sekretarz stanu nazwał Trumpa „narodo-wym wstydem” i „międzynarodowym pariasem”. Z departa-mentu stanu odchodzą zastępcy sekretarza stanu, pań-stwowcy służący w różnych administracjach, którzy niechcą brać udziału w bardzo ryzykownej grze nowego prezy-denta. W grze o co? O polepszenie losu robotników amery-kańskich przez protekcjonizm handlowy? Wolne żarty, żebymiał o to dbać gabinet miliarderów. Tu chodzi o nasyceniepróżności nowego prezydenta. Pragnie on wywrócić świato-wy ład, aby przejść do historii. Jak Cezar czy jak neron?

Publicznie podważył wiarygodność amerykańskichagencji wywiadu. Po czym stanął w siedzibie CiA na tleściany żałobnej z nazwiskami agentów, którzy polegli na

służbie i – kłócił się z mediami, broniąc przed krytyką swo-ich kłamstw. Wywyższył się na grobie bohaterów, gdy samwykręcił się od wojska. nawet życzliwa mu konserwatywnafox TV udowadnia jego fałsze.

Porównuje się Trumpa do Ronalda Reagana. A tobłąd. Reagan był opanowany i miał przyjazne usposobienie.Zanim trafił do Białego Domu przez osiem lat był guberna-torem Kalifornii. To najważniejszy stan uSA z gospodarkąwiększą niż ma większość państw. Tam nauczył się rządze-nia w demokracji. Ale Trump nie ma o tym pojęcia. Jegofirma nie jest nawet publiczną spółką akcyjną, której prezesodpowiada przed udziałowcami. nie przywykł do odpowie-dzialności przed kimkolwiek za słowa i czyny.

Porównuje się Trumpa do Jarosława Kaczyńskiego.Znowu błąd! Prezes PiS prywatnie jest skromnym człowie-kiem. unika blichtru, ale na wskroś poznał materię rządze-nia. To ktoś w rodzaju władcy filozofa. Kiedy dla Trumpaliczy się bardziej styl niż substancja rzeczy, to dla Kaczyń-skiego styl nie liczy się prawie wcale, chodzi mu tylkoo substancję. i gdzie tam hotelarzowi do intelektualistyz Żoliborza!

Polska prawica zachwyca się Trumpem, gdyż wystę-puje w roli nacjonalisty. „America first” jak „Poland first”.Ale co dobre dla uSA, to wcale nie musi być dobre dla RP.Jaki będzie wynik zbliżenia z Putinem, gdy do rozgrywkiz zimnym KGB–istą bierze się facet o osobowości nastolat-ka i bez wiedzy o polityce międzynarodowej? Trump osłabiaunię europejską i nATO, dwa filary bezpieczeństwa Polski.Trzecim filarem są uSA, lecz ten filar może usunąć jednymruchem w nowej Jałcie, którą zaproponuje mu Putin.  

Media prawicowe w Polsce biorą na siebie dużą winę,ukrywając przykre informacje o Trumpie i demonach, jakiebudzi. Krytykę sprowadzają do wyskoków „lewaków”. Dladoraźnej korzyści w walce z lewicą gwałcą etykę dzienni-karską i prawdę. Pora ochłonąć koledzy i koleżanki. Półprawdy jest całym kłamstwem.

Page 75: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

formy dziennikarskie i sposóbich publikacji są zmienne. niezmiennyjest jednak pożytek z lektur oraz oglą-dania na ekranie i słuchania w audy-cjach archiwalnych tego, co mieli dopowiedzenia mistrzowie publicystyki.W jednym z poprzednich zeszytów„forum Dziennikarzy” pisałem o ko-lejnych tomach „Dzieł” wybitnego pi-sarza Józefa Mackiewicza (1902–1985), zbierających jego rozproszoneartykuły publicystyczne. W takiej for-mie jest przypominany od kilku latjego nie mniej wybitny brat Stanisław(1896–1966). Tak jak Józef był – para-doksalnie – pisarzem i publicystą anty-politycznym, tak żywiołem Stanisławabyła polityka, wyrażana w publicysty-ce, pisarstwie i działalności czynnej.Był on bowiem w trakcie swego żywo-ta zarówno redaktorem wileńskiegodziennika „Słowo” (1922–1939), piszą-cym codzienne wstępniaki, których ni-cią przewodnią była idea monarchicz-na, autorem broszur politycznych wy-dawanych na emigracji w latach 1941–1956, redaktorem i publicystą tygodni-ka „Lwów i Wilno”, wychodzącegow Londynie w latach 1946–1950, pub-licystą emigracyjnych „Wiadomości”londyńskich, „Kultury” paryskiej i po-lonijnego „Dziennika Związkowego”w Detroit oraz krajowych „Kierun-

ków”, autorem eseistycznych książekhistorycznych i literackich, jak i po-słem na sejm RP (1928–1935), człon-kiem emigracyjnej Rady narodowejwreszcie premierem rządu polskiegona uchodźstwie (1954–1955).

Żarłoczny czytelniki płodny pisarz

„Był równie »żarłocznym« czy-telnikiem (…), co niesamowicie płod-nym pisarzem: przez 50 lat pisał prawiecodziennie, publikując 21 książek,55 broszur, około 2000 przed ii wojnąświatową, a po wojnie niemal drugietyle. Stylistycznie cechowały go baro-kowość, anegdotyczność, konceptua-lizm i secesyjne »zawijasy«. Pisał szyb-ko, żywiołowo, wręcz niechlujnie, namałych kartkach, wstępniaki do »Sło-wa« często wprost dla zecera, przedtemkrążąc po gabinecie, mnąc przy tymnerwowo krawat czy róg marynarki,nierzadko »językiem proletariackim«”– wspomina prof. Jacek Bartyzelw swej bardzo pożytecznej, zestawiają-cej podstawowe informacje i cytatyksiążeczce „Stanisław i Józef Mackiewi-czowie – litewscy szlachcice i polscy pi-sarze”, która ukazała się w ub. roku na-kładem wrocławskiego wydawnictwa„Lena”.

Był bardzo pracowity. W czasie17 lat londyńskiej emigracji codziennieczytał w zasobnej bibliotece BritishMuseum. Miarę jego pracowitościi „żarłoczności” czytelniczej daje przy-toczony przez Jerzego Jaruzelskiegofragment listu Mackiewicza do Ale-ksandra Bocheńskiego: „Moja książkao Dostojewskim ma jakieś dwieściestronic czy trzysta, ale materiał do niejstudiowałem na jakichś dwóch milio-nach stron”. Jego publicystyka i eseisty-ka budziła zachwyt lub sprzeciw, lecznigdy nie nudziła. „W eseistyce histo-rycznej Cat starał się (nie zawsze z po-wodzeniem) utrzymać w równowadzecztery elementy: narrację historiogra-ficzną, historiografię obiektywną, his-toriografię subiektywną, »rodzynkianegdotyczne« (resp. »nitki felietono-we«), ubarwiające wykład, aby nie za-nudzić czytelnika i »spodobać się da-mom« – pisze Bartyzel.

Mackiewicz nie jest w Polsce nie-znany ani zapomniany. Książki lub stu-dia poświęcili mu m.in. Jerzy Jaruzel-

ski, Artur Górski, Jadwiga Karbowska,Krzysztof Tarka, Sławomir Cenckie-wicz i Jacek Bartyzel. Od 1957 r. w kra-ju i na emigracji ukazywały się równieżjego książki (pierwodruki i wznowie-nia) m.in.: „Dostojewski”, „StanisławAugust” „Londyniszcze”, „Muchy cho-dzą po mózgu”, „Zielone oczy”, „Byłbal”, „herezje i prawdy”, „Polityka Bec-ka”, „Polityka in flagranti”, „Odeszliw zmierzch. Wybór pism 1916–1966”,„Kto mnie wołał, czego chciał”, „Ktomnie nie chciał”, „Teksty”, „Dom Ra-dziwiłłów”, „historia Polski od 11 listo-pada 1918 do 17 września 1939”, „Latanadziei”, „Myśl w obcęgach”. Powstałyrównież poświęcone Mackiewiczowidwa filmy dokumentalne w reżyseriiGrzegorza Brauna: „Reakcjonista”(współautor scenariusza Jacek Barty-zel) i „errata do biografii – StanisławMackiewicz”.

Ogromną rolę w przypomnieniutwórczości Mackiewicza, także tej pub-licystycznej, odgrywa również realizo-wana od 2012 r. inicjatywa krakow-skiego wydawnictwa „universitas”publikowania w opracowaniu JanaSadkiewicza „Pism wybranych”. uka-zało się do tej pory 20 tomów. Opubli-kowany w ub. roku w tej serii 600-stro-nicowy zbiór tekstów „Chciałbymprzekrzyczeć kurtynę żelazną. »Lwówi Wilno 1946–1950«” kończy jedno-cześnie sześciotomowy cykl zbiorówpublicystyki emigracyjnej autora „Zie-lonych oczu”. ukazały się wcześniej:„Trzylecie. Broszury emigracyjne1941–1942”, „Albo–albo. Broszuryemigracyjne 1943–1944”, „nie! Bro-szury emigracyjne 1944”, „Lady Mak-bet myje ręce. Broszury emigracyjne1944–1946” i „Od małego Bergu dowielkiego Bergu. Broszury emigracyjne1951–1956”.

Zapisy walkii bezsilności

Teksty z owych zbiorów stano-wią zapis „walki z Sikorskim i z Jałtą”(określenie Jacka Bartyzela). Mackie-wicz szamotał się bezsilnie, próbującpublicystycznie wytoczyć drogi dozwycięstwa Polski w wojnie i utrzyma-nia jego ukochanych ziem wschod-nich. Politykę gen. Sikorskiego, a po-tem Mikołajczyka uważał za zgubną

✎ BOGDAn GAnCARZ

realizm monarchicznegomiłośnika wilna

str. 73Historia

Page 76: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

i błędną. „Gdy czyta się jego wojennebroszury – które wydawał w Londyniewłasnym sumptem i których rozpo-wszechnianie zausznicy Sikorskiegostarali się za wszelką cenę zablokować– narzuca się wręcz jedna myśl – jakMackiewicz musiał się w tym Londy-nie męczyć! W jego tekstach, pełnychzimnej, logicznej argumentacji, jest bo-wiem jeszcze drugie dno, wyraźnieprzeplatająca się przez nie nić. Jest toczarna rozpacz. Oto bowiem grupa po-litycznych dyletantów – Sikorski, Mi-kołajczyk, Stroński, Stańczyk, Strasbur-ger, Banaczyk (swoja drogą, cóż za ga-leria groteskowych postaci!) – pchaPolskę prosto w otchłań. Mackiewiczto widzi, próbuje alarmować, przeko-nywać, ostrzegać, zaklinać. Wszystkoto jest jednak głosem wołającego napuszczy. Polacy zawsze bowiem bar-dziej cenili sobie piękne frazesy niżnieprzyjemną prawdę. Cat był bezrad-ny” – pisze Piotr Zychowicz w posło-wiu do tomu „Albo–albo”.

Cat potrafił być jednak rycerskinawet wobec swych przeciwnikówpolitycznych. Pięknie wspominał za-mordowanego przez niemców socja-listę Mieczysława niedziałkowskiegoi gen. Sikorskiego po jego gibraltar-skiej śmierci. „Powiedzmy więc dozmarłego: Stałeś nad nami wszystki-mi wysoko, a wiatr dziejów, a hura-gan historii, który już był przeszedłw sposób katastrofalny ponad ziemiąnaszą ojczystą, szarpał Twą postaći szarpał z Twych rąk chorągiew pań-stwową, którą trzymałeś. Teraz wiatrze skały gibraltarskiej obalił Cięw morze. Co się stanie z chorągwiąRzeczypospolitej. Czyje uchwycą jąręce?” – pisał w sierpniu 1943 r. „niemogę pominąć największego błęducałego życia śp. gen. Sikorskiego,owego paktu z lipca 1941 roku. inten-cje Jego były czyste, ale szkodaogromna – nad paktem tym zawisłoowe przekleństwo złego czynu, żew przyszłości zło tylko rodzić może”– dodał. Jerzy Jaruzelski przytoczyłw swej książce słowa, które na dwadni przed śmiercią Mackiewicz wy-powiedział do Stanisława Stommy:„Zwalczałem wtedy z całych sił gene-rała Sikorskiego; teraz nie wiem, czyto było słuszne”.

Po wojnie Mackiewicz prócz za-lecania polskiej emigracji politycznej

trwania w oczekiwaniu na zmianę ko-niunktury międzynarodowej, ostrze-gał ją przed ześlizgiwaniem się w kie-runku agentury anglo–amerykańskiej.Wstrząsem było dla niego ujawnienietzw. afery Bergu, faktu współpracywywiadowczej części emigracyjnychugrupowań politycznych z wywiada-mi Stanów Zjednoczonych i WielkiejBrytanii. Piętnował ją m.in. w swejostatniej broszurze emigracyjnej „Odmałego Bergu do wielkiego Bergu”,która ukazała się w 1956 r., na krótkoprzed powrotem autora do kraju. Pi-kanterii sprawie dodaje fakt, że zostałaczęściowo sfinansowana przez komu-nistyczną bezpiekę. Badania history-ków w trakcie ostatnich kilkunastu latwykazały, że przed swym powrotemdo kraju w połowie czerwca 1956 r.,Mackiewicz kontaktował się z bezpie-ką, przyjmując od jej przedstawicielirównież niemałe sumy finansowe.„Moralny patos walki z winowajcamiafery Bergu nabiera dwuznacznościw świetle ujawnionych w pełni dopie-ro w ostatnich latach kontaktów Sta-nisława z władzami, a faktycznie takżeze służbami specjalnymi PRL, trwa-jących już od 1947 roku, które – jakto określają historycy badający jegodossier (K. Tarka, S. Cenckiewicz,P. Gontarczyk) – sytuują się »na gra-nicy zdrady«” – pisze prof. Bartyzel.

Mackiewicz stracił wiarę w senspolityczny dalszego pozostawania naemigracji. „na emigracji, dopóki byłyjakieś możliwości nadziei, prowadzi-łem walkę o nadanie polityce polskiejcharakteru antyrosyjskiego. W tymcelu wydałem ponad czterdzieści bro-szur w walce z polityką Sikorskiegoi Mikołajczyka. Walka całego megożycia była najzupełniej ideową. Jes-tem przekonany, że ani Pan, ani niktz moich najzawziętszych przeciwni-ków nie podejrzewał mnie, abym byłprzekupiony przez niemców. Tegorodzaju zarzut nigdy przeciwko mnienie był sformułowany” – pisał 27kwietnia 1956 r. w liście do JerzegoPutramenta, opublikowanym przezKrzysztofa Tarkę. „i dzisiaj uczucio-wo nie mogę się wyzbyć miłości doWilna, ale jestem jednym z bardzoniewielu polityków myślących realis-tycznie o położeniu międzynarodo-wym. Ten realizm nakazuje mi kiero-wać się dwoma założeniami: 1. Ża-

dnej wojny wyzwoleńczej o Polskęnie będzie w ogóle, a poza tym niebędzie żadnej wojny w europie w cią-gu najbliższych lat 20, to znaczy takdługo, na ile może wnioskować poli-tyk realny, nie zmieniając swego cha-rakteru polityka na filozofa. 2. Wobecpowyższego wszelka walka z obec-nym ustrojem polskim jest walką ja-łową, nierealną, a przez to bardzoszkodliwą. Społeczeństwo polskie po-winno iść na ugodę z obecnym ustro-jem i na ugodę z Rosją. Mam głębo-kie poczucie, że rola emigracji sięskończyła i że pomimo moich wysił-ków emigracja zsuwa się do charakte-ru agentury” – dodawał.

Listy wciążniecenzuralne

nie wiemy, ile jeszcze tomówukaże się w krakowskiej serii „Pismwybranych” Stanisława Mackiewicza.na razie zapowiedziano opublikowa-nie niedokończonej książki o AdolfieBocheńskim. Warto by wydać rów-nież wybór korespondencji Mackie-wicza. Zachowała się na pewno wy-miana listów między nim a MichałemK. Pawlikowskim, Jerzym Giedroy-ciem i Mieczysławem Grydzewskim.Listy do Grydzewskiego (czy wszyst-kie?) zostały już opublikowane. Wy-jątki z bardzo ciekawej korespondencjiz Pawlikowskim (Mackiewicz napisałdo niego w latach 1950–1966 260 lis-tów) ukazywały się już czterokrotnie:w 1967 r. w paryskiej „Kulturze”,w 1987 r. jako aneks do ksiązki JerzegoJaruzelskiego „Stanisław Cat–Mackie-wicz 1896–1966. Wilno–Londyn–Warszawa”, w 1996 r. w artykule Jaru-zelskiego „Cat i konserwatyzm”w „Rzeczypospolitej” i w 1998 r.w krakowskich „Arcanach”. Kłopotz tą korespondencja jest taki, że jejniektóre fragmenty chyba i dziś jeszczesą niecenzuralne m.in. z powodówobyczajowych. Za jakiś dłuższy czasswoistym piktoralnym komentarzemdo pięknego szkicu Mackiewicza „niezawsze sędziwe były nasze prababki”,będzie być może kolekcja nagich foto-grafii jego warszawskich przyjaciółek,które zapewne dla pochwalenia sięprzed przyjacielem zachowaniem swejjurności, dołączał do listów kierowa-nych do Pawlikowskiego.

str. 74Historia

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Page 77: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 75Historia

Od kilku miesięcy działaznów portal Pogotowie Dzienni-karskie, projekt stworzony przedkilku laty przy wsparciu i dziękipomocy finansowej Szwajcarii. in-tencją jego założycieli było stwo-rzenie instytucji, wspomagającejmedia lokalne (choć oczywiścienie tylko!), niezależnej w sporach,konfliktach i wszelkich innychtrudnościach, jakie dziennikarztakich mediów napotkać możew codziennym wypełnianiu swejdziennikarskiej, obywatelskiejmisji.

Okres wsparcia PogotowiaDziennikarskiego przez stronęszwajcarską upłynął. Obecnie portalfunkcjonuje dzięki finansom Stowa-rzyszenia Dziennikarzy Polskich,ale wyjściowe założenie pozostajeniezmienne.

Sprawy, w których PogotowieDziennikarskie SDP może wspieraćmedia lokalne, niezależne, mogądotyczyć – i zwykle dotyczą – kon-fliktów na styku media – władzawszystkich szczebli. Ale mogą sięteż pojawić konflikty powstałew kontaktach dziennikarza ze sfe-rami polityki, biznesu, różnych or-ganizacji i stowarzyszeń. Wreszciedziennikarz może napotkać różne

zagrożenia, płynące z penetracjiśrodowisk przestępczych.

Zakończenie współpracyz partnerami szwajcarskimi spowo-dowało dość długa i dotkliwą prze-rwę w realnym funkcjonowaniuportalu. Jednak wolą kierownictwaSDP jest utrzymanie tej ważneji potrzebnej inicjatywy, choćby zewzględu na fakt, iż wciąż mamyw Polsce do czynienia z wypadkamidziałań niedemokratycznych, pole-gających przede wszystkim na pró-bach „zamykania ust” niezależnymmediom, na odmowie dostępu doinformacji publicznej, a w skraj-nych przypadkach na podejmowa-niu przez różne władze działańwrogich wobec niezależnych me-diów (blokowanie niezależnychportali, kierowanie do sądów po-zwów przeciw niezależnym, a zbyt„dociekliwym” dziennikarzom, wy-korzystywanie dyspozycyjnych me-diów samorządowych do walkiz mediami niezależnymi etc.).

Pogotowie Dziennikarskiechce być o wszelkich podobnychsytuacjach przede wszystkim infor-mowane. Wówczas podstawowymnaszym działaniem jest nagłośnie-nie sprawy, poinformowanie za-równo środowiska dziennikarskie-go, jak i opinii publicznej o zaist-niałych konfliktach, zwrócenieuwagi na próby ograniczania wol-ności mediów, utrudniania im wy-

pełniania społecznych powinności,do których zostały powołane.

W opisanych sytuacjach Po-gotowie Dziennikarskie Stowarzy-szenia Dziennikarzy Polskich go-towe jest służyć dziennikarzowiwszelką dostępną pomocą. Możenagłaśniać sprawy, zasięgać opiniinaszych prawników – specjalistówod prawa prasowego; doświadcze-ni dziennikarze, których nie brakwśród członków SDP, mogą służyćradą i pomocą zawodową. Możekorzystać w obszarze spraw dzien-nikarskich z opinii ekspertówi konsultantów. Może teżnp. opublikować materiał, któregopublikacji odmówiono dziennika-rzowi – z różnych powodów.W razie potrzeby Pogotowie wysy-ła obserwatorów na procesy sądo-we. Współpracujemy też bliskoz Centrum Monitoringu WolnościPrasy SDP.

Chcielibyśmy, by PogotowieDziennikarskie nadal było sojusz-nikiem mediów lokalnych wewszelkich konfliktach i trudno-ściach, jakie w swej codziennej pra-cy napotyka dziennikarz takichmediów.

Do waszej dyspozycji oddaje-my nasz adres elektroniczny: [email protected], a tak-że numer stacjonarnego telefonu:22 827 83 67. Telefon czynny jestw trakcie dyżurów PogotowiaDziennikarskiego – w poniedziałkii piątki w godz. 12.00 – 15.00. Dy-żurujemy w siedzibie Stowarzysze-nia Dziennikarzy Polskich w War-szawie, ul. foksal 3/5, ii p. pokójnr 15. Można nas tam odwiedzaći osobiście przedstawiać sprawy,które wymagają interwencji.

Można nas też znaleźć nagłównym portalu SDP, wchodzącw zakładkę „pogotowie dziennikar-skie.” Zachęcamy do odwiedzin– znaleźć tam można aktualne in-formacje i komentarze.

Liczymy na dalszą dobrąwspółpracę i do niej wszystkich za-interesowanych zachęcamy.

Wojciech Piotr Kwiatek

(Redaktor naczelny portalu

pogotowiedziennikarskie.pl)

✎ WOJCieCh PiOTR KWiATeK

Pogotowie DziennikarskiesDP może i chce pomagać

Chcielibyśmy, byPogotowie

Dziennikarskie nadalbyło sojusznikiemmediów lokalnych

we wszelkichkonfliktach

i trudnościach, jakiew swej codziennej

pracy napotykadziennikarz takich

mediów.

Page 78: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 76Historia

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

„Gadały” to zestawy składającesię najczęściej z magnetofonu, wzmac-niacza i głośników. W latach 1982–1989 były one istotnym uzupełnie-niem Radia „Solidarność”, a także in-nych podziemnych rozgłośni. Za na-dawanie audycji przy ich użyciu grozi-ły kary więzienia, a ich wykrywaniei likwidacja były sporym wyzwaniemdla peerelowskiego aparatu bezpie-czeństwa. Dzisiaj niestety nadal (po-dobnie jak podziemna radiofonia soli-darnościowa) pozostają one nie dokońca poznanym aspektem działalno-ści opozycyjnej. Stosunkowo najwięcejwiadomo na temat emisji w Warsza-wie, zdecydowanie mniej we Wrocła-wiu, Poznaniu czy elblągu, nie wspo-minając o pozostałych miastach.

W Warszawie audycje przy wy-korzystaniu „gadał” przygotowywałoczęsto we współpracy kilka grup i śro-dowisk – Radio „Solidarność”, GrupySpecjalne Regionalnego Komitetu Wy-konawczego nSZZ „Solidarność” Re-gion Mazowsze, Grupy Oporu „Soli-darni” oraz – w mniejszym stopniu– federacja Młodzieży Walczącej. niesposób dzisiaj dokładnie określić do-kładnej liczby wyemitowanych audy-cji. Według niepełnych danych zebra-nych przez funkcjonariuszy SłużbyBezpieczeństwa w okresie od 7 grud-

nia 1982 r. do 25 marca 1988 r. przywykorzystaniu „gadał” próbowano na-dawać dwadzieścia dwa razy, ale wy-kaz ten jest niepełny. nie uwzględnio-no w nim np. jednej z najgłośniejszychaudycji wyemitowanej 1 sierpnia1982 r. na warszawskich Powązkachczy emisji zaplanowanej na 1 lutego1988 r., a uniemożliwionej przez SB.Takich audycji, w tym udaremnionychprzez Służbę Bezpieczeństwa prób,było z pewnością kilkadziesiąt, z pew-nością ponad 35. Oprócz tego było teżkilka kolejnych przymiarek, o którychnie wiemy jak się zakończyły. niewszystkie zresztą one były dziełemGrup Oporu lub fMW. Czasem dodzisiaj nie wiadomo kto za nimi stał.

Premiera naPowązkach

Pierwszą audycję przy wyko-rzystaniu „gadały” wyemitowano1 sierpnia 1982 r. na Cmentarzu Woj-skowym na Powązkach przy pomnikuGloria Victis, koło Dolinki Katyńskiej,z okazji kolejnej, 38 rocznicy wybuchuPowstania Warszawskiego. Była onadziełem Grup Specjalnych RKW Ma-zowsze, a konkretnie zespołu pod kie-rownictwem „Alka”, czyli Andrzejaniedka. Wykorzystano urządzenie

skonstruowane w maju 1982 r. przezJanusza Ramotowskiego „Przema”,Wiesława Siekluckiego z Wydziału fi-zyki uniwersytetu Warszawskiegooraz inżyniera Józefa Lenartowiczaz instytutu Badań Jądrowych. Obudo-wę do niej przygotował Krzysztof Ku-ran w swoim warsztacie w Aleksand-rowie. uruchomiono nawet „produk-cję seryjną” tego urządzenia; wykona-no najprawdopodobniej sześć „gadał”.Były one niestety dość ciężkie – waży-ły od 5 do 7 kilogramów i miały zasięgdo 50 metrów. Co ciekawe, na kolej-nych egzemplarzach umieszczano,w celu zniechęcenia znalazców (głów-nie funkcjonariuszy MO i SB) doszybkiego ich demontażu, informacjeo rzekomo znajdującej się wewnątrzbombie. Wspomniana wyżej akcjazostała zlecona przez RKW „Mazow-sze”. Była ona koordynowana przezCzesława Bieleckiego, który dostarczyłkasetę z nagraniem oraz Teodora Klin-cewicza. „Gadała” została ustawionana oczach osób obecnych wówczas naPowązkach, w tym również bezradne-go funkcjonariusza Milicji Obywatel-skiej – inspektora Komendy StołecznejMO B. Bojanowicza. W sporządzonej„na gorąco” notatce służbowej pisałon: „Ok[oło] godz. 17.30 trzech nie-znanych mężczyzn umieściło na coko-

„Gadała” przeciw komunie ✎ SeBASTiAn LiGARSKi, GRZeGORZ MAJChRZAK

Page 79: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 77Historia

le pomnika AK pudło obszyte brezen-tem o wymiarach 40x40x40 cm,w którym umieszczone było urządze-nie odtwarzające i nagłaśniające.W[yżej] wym[ienione] urządzenie po-służyło do odtworzenia przemówieniabyłego przewodniczącego nSZZ »Soli-darność« Region Mazowsze Z[bignie-wa] Bujaka”. Relacja ta jest nieścisłai niepełna; audycja rozpoczynała sięi kończyła fragmentami „hymnu Pol-ski Podziemnej”. Zawierała ona prze-mówienia Bujaka, a także nagranie ar-chiwalne z relacją byłego komendantagłównego Armii Krajowej generałaTadeusza Komorowskiego „Bora”o przyczynach wydania rozkazu dorozpoczęcia powstania, fragmenty„Mszy żałobnej w katedrze nowojor-skiej” Kazimierza Wierzyńskiegoi „nocnej modlitwy” tego samego au-tora. Kasetę przygotowało CDn,a konkretnie Katarzyna Łaniewska zeswoimi współpracownikami; namówi-ła ona do użyczenia głosu „mniej zna-nych” aktorów.

W tej brawurowej akcji ustawie-nia „gadały” (oprócz niedka) udziałbrali również m.in.: Jacek Cibor, Bole-sław Jabłoński, Anna Lachowska, Woj-ciech Macioszczyk, Andrzej Rotowskii szwagier Arka izdebskiego. Oczywi-ście sprzęt użyty do jej nadania prze-padł, ale osobom zaangażowanymw wyemitowanie audycji nic się niestało. Jak bowiem pisał B. Bojanowicz:„Ze względu na b[ardzo] dużą liczbęosób grupujących się wokół pomnikaAK interwencja w stosunku do spraw-ców tego czynu była niemożliwa”. no-tabene był to efekt m.in. „sztucznegotłoku” zorganizowanego przez człon-ków Grup Specjalnych.

Radio Rakowiecka

Ciekawym zjawiskiem w stolicybyły audycje przeznaczone dla więź-niów osadzonych w więzieniu przyulicy Rakowieckiej. Do pierwszej, jesz-cze wówczas nieudanej, tego rodzajupróby doszło 7 grudnia 1982 r. Próbo-wano ją wyemitować z terenu SzkołyGłównej Planowania i Statystyki(obecnie Szkoły Głównej handlowej)przy ulicy Rakowieckiej 24. na dachubloku „A” ustawiono popularny wów-czas magnetofon marki „Kapral”,wzmacniacz „Akord 40” oraz cztery

głośniki „unitra – Tonsil” (umieszczo-ne na drewnianych stelażach i sprzę-żone w pary). Aparatura ta miała byćzasilana z puszki lampy oświetlenio-wej. W tym celu urządzenia zamonto-wane na dachu połączono z nią kab-lem, owiniętym wokół piorunochro-nu. W zamyśle organizatorów emisjiwłączenie lampy o zmroku miało spo-wodować uruchomienie aparaturyumieszczonej na dachu. nie przewi-dzieli oni jednak jednej rzeczy – ludz-kiej nadgorliwości. nadanie audycjiuniemożliwili pracownicy szkoły –o przewodzie „łapiącym prąd” przeło-żonych poinformowała Alicja Turzyń-ska, a Andrzej Jabłoński i Anna Miko-łajewska zdemontowali kable wystają-ce z puszki. ich szefowie z kolei powia-domili milicję… Audycje tę próbowa-no nadać inicjatywy osób związanychz Wydawnictwem CDn.

nieco ponad trzy tygodnie póź-niej 31 grudnia 1982 r. próbę pono-wiono. Tym razem jednak już z powo-dzeniem – o godzinie 22.45 usłyszeli jąuwięzieni opozycjoniści (w tym orga-nizatorzy i działacze warszawskiegoRadia „Solidarność”). Do jej nadaniawykorzystano podobny sprzęt jakwcześniej. Były jednak dwie różnice:tym razem użyto ośmiu głośników,a przede wszystkim – wyciągającwnioski z poprzedniej, nieudanej pró-by – zastosowano niezależne źródłozasilania w postaci dwóch sprzężo-nych ze sobą akumulatorów samocho-dowych.

Audycja rozpoczynała się odsygnału wywoławczego warszawskie-go Radia „Solidarność” (fragmentuwojennej piosenki „Siekiera, motyka”),zawierała pozdrowienia dla członkówi sympatyków „Solidarności” więzio-nych przy Rakowieckiej, przemówie-nie Zbigniewa Bujaka, porady dlaprzesłuchiwanych, nazwiska domnie-manych donosicieli z mokotowskiegowięzienia, informacje – kalendariumdziałalności opozycji, a także (na za-kończenie) skróconą wersję audycjidla – jak to określano – „śpiochówi nieuważnych”. nie udało się niestetynadać całej, gdyż została przerwanaprzez funkcjonariuszy KomendyDzielnicowej Milicji ObywatelskiejWarszawa – Mokotów, którzy odna-leźli użyty do jej wyemitowania sprzęt.Mimo tego jednak – jak potem wspo-

minała Zofia Romaszewska – parado-ksalnie był to dla niej najpiękniejszysylwester w życiu: „nagle usłyszałamswój głos: »Tu Radio Solidarność«…udało mi się usłyszeć całą audycję.Była całkowita cisza. Po zakończeniuaudycji we wszystkich celach zaczętowalić w drzwi i menażki. Zrobił sięniesamowity raban […] Choć brzmito absurdalnie, był to najpiękniejszysylwester w moim życiu. To było bar-dzo podnoszące na duchu”.

Audycję nadano z inicjatywyosób związanych z Komisją interwen-cji i Praworządności Regionu Mazow-sze nSZZ „Solidarność”, organizowa-nej przed stanem wojennym przeztwórców warszawskiego radia – Zofięi Zbigniewa Romaszewskich. Jej po-mysłodawcami i organizatorami byliJarosław Kosiński i Anna Jaworska.Tak samą emisję wspomina Kosiński:„Z tego, co pamiętam, tam było tak 2–3 chłopaków i ze 2 dziewczyny,ubrani jak na sylwestra, z balonikami,no i sprzętem nagłaśniającym. Dzieńlub dwa dni wcześniej wymienili kłód-kę na strych na własną, więc w sylwes-tra ten element mieli już »z głowy«. nataśmie było na początku kilka minutciszy, więc po ustawieniu i włączeniusprzętu, mieli czas na opuszczenie da-chu i samej okolicy”.

Sukcesem zakończyła się też ko-lejna próba emisji, przeprowadzonaw dniu 1 maja 1983 r. przed godz. 23.W akcji tej uczestniczyli działaczeGrup Specjalnych RKW – przedstawi-ciele grup „Dratwy” Marka Gajka,„Waldeczków” Wiktora Świerczai „Podchorążówki” Piotra Rutkowskie-go. nadana przez nich audycja prze-znaczona była dla osadzonychw areszcie śledczym Teodora Klince-wicza, Waldemara Różyckiego „Su-chego” i członków jego grupy. Akcja tanajprawdopodobniej została przepro-wadzona pod kontrolą Służby Bezpie-czeństwa – nadzorował ją Marian Ko-tarski (właściwie Pękalski), kadrowyfunkcjonariusz Departamentu iiMSW (kontrwywiadu) rozpracowują-cy warszawskie podziemie. niewyklu-czone, że jego „zasługą” był fakt, żeaudycję udało się nadać dopiero zadrugim razem, gdyż kilka godzinwcześniej – o 14.00 – „gadała” nie za-działała. Warto odnotować, że przy

Page 80: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

nagrywaniu tej audycji przez Jana Kul-czyckiego wykorzystany został po razpierwszy profesjonalny sprzęt do prze-twarzania głosu.

Jak informował później jedenz funkcjonariuszy aresztu audycjatrwała około 5–7 minut. Zawierałamuzykę („Siekierę, motykę” i kaza-czok), a także pozdrowienia dla więź-niów i komunikat „Mówi Radio Soli-darność”. Aresztanci zareagowali nanią okrzykami: „niech żyje »Solidar-ność«” oraz „Śmierć komunie”.

Sukcesem okazała się równieżemisja z 5 czerwca 1984 r. Jak wspo-minał Wiktor Świercz: „chłopcy usta-wili »gadałę« z pozdrowieniami, pio-senkami Jacka Kaczmarskiego, byłyteż pozdrowienia dla »Waldka« – czylidla mnie”. Była ona dziełem Grupy„Waldeczków” i była dobrze słyszalna.

28 listopada 1984 r. przymierza-no się ponownie do nadania audycjiz terenu SGPiS, tym razem z Auli Spa-dochronowej. Do emisji jednak niedoszło, z nieznanych przyczyn przygo-towany wcześniej sprzęt nie zostałuruchomiony. Z kolei audycjaz 10 kwietnia 1985 r. zakończyła się in-terwencją „atandy”, czyli funkcjona-riuszy więziennych uzbrojonych w tar-cze i pałki, którzy musieli pacyfikowaćwięźniów demonstracyjnie hałasują-cych metalowymi naczyniami. Wy-starczyła melodia wywoławcza Radia„Solidarność”. Ta emisja była dziełemGrup Oporu „Solidarni”, a konkretnieGrupy „Witka”/”Waldka”, której sze-fem był W. Świercz. Brali w niej rów-nież udział członkowie federacji Mło-dzieży Walczącej. Audycjazwierała m.in. informacje o liczbiewięźniów politycznych w Polsce,o głodówce protestacyjnej w kościeleśw. Krzysztofa w Podkowie Leśnejw dniach 17–24 marca w obronie ska-zanego za odmowę złożenia przysięgiwojskowej Marka Adamkiewicza,o procesach Adama Michnika i Wła-dysława frasyniuka, pozdrowienia odpapieża Jana Pawła ii i od LeonardaCohena. urządzenie zdemontowaliprzybyli na miejsce funkcjonariuszeDzielnicowego urzędu Spraw We-wnętrznych Warszawa Mokotów i Sto-łecznego urzędu Spraw Wewnętrz-nych.

8 listopada 1985 r. audycję zor-ganizowaną m.in. z okazji obchodzo-

nego przez opozycję Tygodnia Więź-nia Politycznego przerwał z kolei pokilku minutach dozorca bloku, z któ-rego dachu emitowano. Podobnie jakw kwietniu 1985 r. ta brawurowa, nie-bezpieczna akcja była dziełem GO„Solidarni” i fMW. Tak na marginesiedo dzisiaj niektórzy uczestnicy tej akcjisą przekonani, że emisję audycji prze-rwali strażnicy więzienni strzelając dodoskonale widocznej w godzinachnocnych (pomalowanej na biało) „ga-dały”. Jak twierdzi jednak uczestniczą-cy w tej akcji Jacek „Wiejski” Górski„gadała” została co prawda rzeczywi-ście trafiona, ale działa dalej, emitującsygnał wywoławczy Radia „Solidar-ność”, czyli „Siekierę, motykę…”.W całą akcję było zaangażowanychkilkanaście, a może nawet więcej osób– jeden zespół odpowiedzialny był zawymianę kłódki na dachu w celuumożliwienia wejścia na niego kole-gom, kolejny za przewóz sprzętu, inniza obstawienie pobliskich ulic. Za-szczyt „głównej roli”, czyli zamonto-wania na dachu „gadały” przypadł Jac-kowi Górskiemu (z fMW) i Mateu-szowi Mrozowi (z GO). „Asystowali”im Wojciech nachiło i Jacek Winek,którzy podawali im „gadałę”.

na audycję składały się m.in.:informacje o organizowanym przezopozycję Tygodniu Więźnia Politycz-nego, akcji bojkotu wyborów do Sej-mu i liczenia frekwencji wyborczej,fragmenty homilii ks. Jerzego Popie-łuszki z sierpnia 1983 r. oraz pozdro-

wienia dla aresztowanych. Specjalniedla Konrada falęckiego („Konia”)z Grup Oporu nadano piosenkę„W twoim ogrodzie”. Dla uwięzionychbyła ona sporym wydarzeniem. na ła-mach „naszych Wiadomości”, pismafMW jeden z wówczas osadzonych,ukryty pod pseudonimem „Politycz-ny” relacjonował: „Wszyscy więźnio-wie rzucili się do okien. natychmiastteż rozpoczęła się tzw. stukanka i in-formowanie okrzykami innych cel.nie było to jednak potrzebne. Głośnikbył potężny. Słychać było doskonale.Gdy zaczął śpiewać Kaczmarski, jużpo kilku słowach pawilon 3 (politycz-ny) śpiewał wraz z nim, »że muryruną, runą…« […] W celach zapano-wała euforia. Radość, że pamiętająo nas i oczywista duma z wyczynu, ja-kim było nadanie audycji […] Długow nocy komentowaliśmy w celach towydarzenie. Audycja wywarła takżeduże wrażenie na więźniach krymi-nalnych”.

niekiedy jednak SB uniemożli-wiała emisję audycji. Tak było w przy-padku tej planowanej na 1 lutego1988 r., a przeznaczonej dla osadzone-go przy Rakowieckiej przywódcy „So-lidarności Walczącej” Kornela Mora-wieckiego. najprawdopodobniej suk-ces ten, to efekt działalności MarianaPękalskiego, kadrowego esbeka roz-pracowującego Grupy Oporu, którychdziełem miała być emisja dla Mora-wieckiego. W każdym razie o plano-wanej emisji wiedział jego macierzy-sty Wydział Vi Departamentu iiMSW, który 30 stycznia przekazałWydziałowi iii – 2 Stołecznego urzę-du Spraw Wewnętrznych informacjęo przygotowywanej akcji. W efekcieSłużba Bezpieczeństwa i Milicja Oby-watelska obstawiły okolicę więzienia.W tej sytuacji z próby emisji – zewzględów bezpieczeństwa – oczywi-ście zrezygnowano.

Do nadania ostatniej audycji„więziennej” doszło natomiast niecoponad dwa miesiące później, w dniu4 kwietnia 1988 r. najprawdopodob-niej była ona – mimo kontroli opera-cyjnej SB – dziełem Grup Oporu.Według J. P. Ramotowskiego mogli jązorganizować Maciej i Paweł Kostro-wie przeszkoleni w celu nadania audy-cji dla więźniów przez Wojciecha na-chiłłę. Była to – jak się później okazało

str. 78Historia

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

„Gadała” zostałaustawiona na oczach

osób obecnychwówczas na

Powązkach, w tymrównież bezradnego

funkcjonariuszaMilicji Obywatelskiej

– inspektoraKomendy StołecznejMO B. Bojanowicza.

Page 81: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

– również ostatnia emisja GO z wyko-rzystaniem „gadał”. na audycję skła-dały się informacje o aktualnych wy-darzeniach politycznych w kraju. Jejadresatami byli – według ustaleńSłużby Bezpieczeństwa – Andrzej Ko-łodziej, hanna Łukowska–Karniej,Kornel Morawiecki, Bogusław Szybal-ski i Krzysztof Wolf. Audycja naj-prawdopodobniej nie została wyemi-towana w całości, gdyż przerwał jądozorca budynku przy ulicy narbutta46/48, na którego dachu umieszczono„gadałę”.

Audycje brawurowei udaremnione

W Warszawie „gadały” wyko-rzystywano nie tylko do emisji audycji„więziennych”. Po raz drugi (po emisjina Powązkach) „gadały” wykorzysta-no 20 sierpnia 1982 r. w drugą roczni-cę powstania Robotniczego KomitetuStrajkowego w Zakładach Mechanicz-nych „ursus”. Ponownie za emisję od-powiadały Grupy Specjalne RKW. Ak-cję, której drugim elementem byłoopóźnienie dojazdu Zmotoryzowa-nych Odwodów Milicji Obywatelskiejna miejsce demonstracji koordynowaliWojciech fabiński i Jacek Juzwa. Za-kończyła się ona sukcesem – wyemito-wano przemówienie Zbigniewa Buja-ka i Zbigniewa Janasa.

Wiadomo też, że przygotowy-wano nadanie audycji na KrakowskimPrzedmieściu. niestety 30 kwietnia1983 r. wieczorem funkcjonariusze SB„ujawnili” schowek, w którym znajdo-wały się „2 kolumny głośnikowe, 2głośniki oraz urządzenie zasilające zło-żone z 2 akumulatorów”. Jak podejrze-wali esbecy, zestaw ten miał zostać wy-korzystany 1 maja podczas zaplanowa-nej na ten dzień przez podziemie ma-nifestacji. najprawdopodobniej niebyła ona przygotowywana przez żadnąz grup młodzieżowych. Według póź-niejszych ustaleń SB osobą, która „zor-ganizowała umieszczenie urządzenianagłaśniającego” miała być hannaKassyanowicz–Ratty.

16 grudnia 1983 r. około 16.00przeprowadzona została kolejna bra-wurowa akcja; tym razem ekipa podkierownictwem „Przemka” (PiotraRzewuskiego) „gadałę” umieściław przejściu między Domami Towaro-

wymi „Centrum”. Oprócz niego w ak-cji uczestniczyli m.in. Wiesław Piąt-kowski, Janusz Pachniak, Tomasz Kar-piński, Mariusz Zieliński, a także ichmałżonki. Jak relacjonował MariuszZieliński: „Było po zmroku. Gadałabyła tak ciężka, że z trudem w dwóchdociągnęliśmy ją na miejsce. Saturatormiał ze dwa metry wysokości, chcieliś-my ją na niego wrzucić, byłoby lepiejsłychać. Kilka osób w obstawie robiłosztuczny tłok, żebyśmy mogli odsko-czyć do samochodu. nasze żony stałyna posterunku, żeby potem zrelacjo-nować nam, jak wyszło. »Gadała« za-gadała, ale nie poleciała do końca, boznaleźli się mundurowi, którzy ją zwa-lili, kopali, aż w końcu zamilkła”. Wy-emitowano komunikat TymczasowejKomisji Koordynacyjnej nSZZ „Soli-darność” z dnia 26 listopada 1983 r.w sprawie obchodów rocznicy grud-nia 1970 r. i pacyfikacji kopalni Węg-la Kamiennego „Wujek” w dniu 16grudnia 1981 r. oraz oświadczenieRKW „Mazowsze” z 5 grudnia tr.z wezwaniem do udziału w tych ob-chodach rocznicowych w dniu 16grudnia. Tego samego dnia, godzinępóźniej, nadano drugą audycję z da-chu budynku głównego PolitechnikiWarszawskiej.

13 grudnia 1984 r. została prze-prowadzona jedna z bardziej nietypo-wych akcji – tym razem „gadałę” ulo-kowano w skrzynce elektrycznej stacji„trafo” w przejściu podziemnym mię-dzy Alejami Jerozolimskimi a ulicąMarszałkowską. Była to wspólna akcjaGrup Specjalnych RKW oraz federa-cji Młodzieży Walczącej, a za montaż„gadały” odpowiadali Jacek Winek(„Winniczek”) i Wojciech nachiłło(„Waldeczek”) z Grup. Jak relacjono-wał Górski: „Przebrani w robotniczedrelichy z torbami monterskimi na ra-mieniu, mają się wcielić w role pra-cowników zakładu energetycznego.na pozostałych kilkunastu kolegachspoczęło przygotowanie operacji i ob-stawienie całego terenu. W przypadkuwpadki mamy wszyscy spróbować od-bić »jeńców«. Atmosfera napięta, myjednak zamiast się denerwować pęka-my ze śmiechu widząc jak się wystroi-li. Z komicznymi beretami z antenkąna głowach, znudzonymi minamii »petem« bez filtra w ustach spokojnieotwierają »trafo«, uruchamiają »gada-

łę«, zamykają kłódkę i leniwym kro-kiem oddalają się. W chwilę po odej-ściu »facetów w berecikach« zaczynasię audycja Radia »S«. Zbiera siętłum, natychmiast pojawiają się mili-cjanci, stale patrolujący to przejście.Próbują otworzyć metalową szafę»trafo« w końcu widząc migająceświatełko”. Audycja miała charakterrocznicowy – była poświęcona trze-ciej rocznicy wprowadzenia stanuwojennego oraz zawierała wezwaniedo dalszego oporu.

Pudełko Do Butówi antyterroryści

28 lutego 1985 roku odbyły siędwie akcje z „gadałami” – jednąumieszczono w okolicy bramy głów-nej Zakładów Mechanicznych „ursus”,a drugą w okolicy głównego wejściedo huty „Warszawa”. W pierwszymprzypadku przymocowano ją do drze-wa poza terenem zakładu, a w drugimdo słupa oświetleniowego na jego tere-nie. nie wiadomo czyim dziełem byłyobie akcje, ale z pewnością tych sa-mych struktur. Wykorzystano iden-tyczny sprzęt oraz wyemitowano tęsamą audycję, „związaną z podwyżka-mi cen”, a także zawierającą apel do ro-botników o podjęcie przeciwko nimakcji protestacyjnych. Co ciekawew tym przypadku „gadały” w obawieprzed reakcją zgromadzonych w jejpobliżu 200–300 osób funkcjonariuszenie zdejmowali przez kilka godzin.Akcja pod hutą „Warszawa” zostałapowtórzona 26 czerwca 1985 r. na au-dycję składała się m.in. odezwa TKKnSZZ „Solidarność” z dnia 7 maja1985 r. w sprawie podwyżek cen, in-formacje o protestach przeciwko nimw dniu 29 maja. Zawierała też wezwa-nie do zaprzestania represji. Była onadziełem Grup Oporu „Solidarni”.

30 kwietnia 1985 r. „gadała”została umieszczona na pierwszympiętrze hali Marymonckiej. Audycjawyemitowana przy jej pomocy zwie-rała wezwanie do bojkotu pochodupierwszomajowego. Jak odnotowałnader skrupulatnie inspektor Wydzia-łu Dochodzeniowego Dzielnicowegourzędu Spraw Wewnętrznych War-szawa Żoliborz Marian Rakowskiurządzenie nagłaśniające wraz z od-

str. 79Historia

Page 82: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

twarzaczem samochodowym marki„Amorator” znajdowało się w „torbiegospodarczej o wymiarach 45 x 40 x15 cm koloru czerwono–czarno–żół-tego z jednym metalowym uchem”.Samo zaś urządzenia nagłaśniającebyło niewidoczne, a tekst audycji sły-szalny. Była ona wspólnym dziełemwarszawskiego Radia „Solidarność”(tzw. Programu i) oraz działaczy pod-ziemnej „Solidarności” z huty War-szawa. Ci pierwsi dostarczyli nagraniei sprzęt potrzebny do jego odtworze-nia (tzw. PDB, czyli „pudełko do bu-tów”), a ci drudzy byli odpowiedzialniza emisję. notabene nazwę PDB wy-myślił szef Radia „Solidarność” Woj-ciech Stawiszyński, gdyż pierwszy eg-zemplarz „gadały” produkowanyprzez radiowców zresztą „seryjnie” (wlatach 1983–1984 powstało kilka, kil-kanaście sztuk) był zapakowanyw tekturowe pudełko od butów. Jaktwierdzi Stawiszyński skrót PDB„brzmiał groźnie i tajemniczo”.

Dziełem Grup Oporu „Solidar-ni” była natomiast audycja nadanaprzy pomocy „gadały” w kościele św.Stanisława Kostki w dniu 1 maja1985 r. Podobnie emisja z 31 sierpnia1985 r. na ul. Krasińskiego w pobliżukościoła św. Stanisława Kostki, któraodbyła się na zlecenie szefa Programuii Radia „Solidarność” Andrzeja fedo-rowicza i najprawdopodobniej na do-starczonym przez niego sprzęcie. na-leżała ona do najbardziej spektakular-nych tego rodzaju operacji – „gadałę”umieszczono na stalowych linach (nawysokości piątego piętra) rozciągnię-tych między remontowanymi budyn-kami tuż przed emisją audycji za po-mocą żyłki wędkarskiej. Przeprowa-dziła ją grupa „Waldeczków”. nadanoośmiominutową audycje. Co ciekawesprzęt zdejmowali antyterroryści do-wodzeni przez edwarda Misztala.

„Głową, paniesierżancie!”

Z kolei 13 grudnia 1985 r.w czwartą rocznicę wprowadzeniastanu wojennego nadano przy wyko-rzystaniu „gadał” dwie audycję –pierwszą w godzinach popołudnio-wych przed głównym wejściem doDomu handlowego „uniwersam”przy Rondzie Wiatraczna i drugą

w Pasażu Śródmiejskim w okolicy re-stauracji „Kaukaska”. Ta pierwsza byładziełem młodzieżowej grupy ulotko-wej działającej w ramach podziemnejgrupy solidarnościowej z terenu PragiPołudnia. Jej zleceniodawcami z ra-mienia podziemnej „Solidarności”byli Ryszard Walendzik („Staszek”)oraz Andrzej Czaja (wykładowcai działacz „Solidarności” na Politech-nice Warszawskiej) , którzy dostarczy-li również sprzęt niezbędny do emisji,w tym kasetę z nagraniem audycji.Miejsce emisji i sposób jej przeprowa-dzenia (przymocowanie wózka dorozwożenia mleka, wraz z umieszczo-ną w nim „gadałą”, łańcuchem do fila-ru budynku) wymyślił Cezary Kar-wowski (wówczas uczeń XLVii Lice-um Ogólnokształcącego im. Stanisła-wa Wyspiańskiego w Warszawie). Onteż przyprowadził wózek ze sprzętemna miejsce emisji. Pomagali mu: Jaro-sław Karwowski („Kajetan”), studentWydziału Prawa i Administracji uni-wersytetu Warszawskiego, szef grupy),Piotr Środa (student Wydziału fizykiuW) oraz Jarosław Wrzoskowicz(uczeń XLVii LO im. Stanisława Wy-spiańskiego).

W tym przypadku udało się wy-emitować całą ponad półgodziną au-dycję, zresztą na oczach bezradnychfunkcjonariuszy ZOMO i MO. niebyli oni w stanie przerwać emisji, gdyżnie mogli rozbić kłódek, którymi za-bezpieczona była przed otwarciem po-krywa wózka. Jak po latach wspomi-nał Andrzej Czaja miało wówczas doj-ść do zabawnej sytuacji: „Jeden z roz-złoszczonych milicjantów wskoczył nawózek i zaczął go kopać nogami. Ktośz tłumu zawołał: »nie nogami, panie

sierżancie! Głową!« - co wzbudziłopowszechny śmiech”. Metalowa obu-dowa chroniąca sprzęt nagłaśniającyzostała najprawdopodobniej wykona-na (specjalnie na potrzeby emisji)przez jednego z działaczy podziemnej„Solidarności” w Warszawskich Zakła-dach Radiowych „Rawar”. „Gadałę” nawózku zamontowano w garażu mał-żeństwa nawrotów zamieszkałychprzy ulicy Chłopickiego. Audycja tamiała charakter rocznicowy.Zawierała m.in. oświadczenie Tym-czasowej Komisji KoordynacyjnejnSZZ „Solidarność” w związkuz rocznicą wydarzeń w grudniu 1970 r.z 15 listopada 1985 r., „Przegląd wyda-rzeń krajowych” Stefana Bratkowskie-go czy tekst poświęcony wyborom doSejmu. Zaczynała się od piosenki„Żeby Polska była Polską” Jana Piet-rzaka. Przygotowali ją: ewa Cieplińska(kreślarka z COBRTiK), Andrzej Cza-ja i Ryszard Walendzik. Pierwszychdwoje było również spikerami.

Druga audycja z 13 grudnia1985 r. została wyemitowana przeznieustalone dotychczas osoby, niewy-kluczone, że związane w fMW. Sukcesbył tym większy, że Służba Bezpie-czeństwa dzięki informacjom od taj-nego współpracownika „Teresa” wie-działa o przygotowaniach do nadaniaaudycji w Śródmieściu. niewykluczo-ne zresztą, że wyemitowanie audycjina Pradze Południe w czasie kiedymiała zostać nadana audycja w Śród-mieściu osłabiła nieco czujność MOi SB, umożliwiając kilka godzin póź-niej kolejną akcję nagłośnieniową.

Służba Bezpieczeństwa unie-możliwiła natomiast inną emisję (pla-nowaną przez Grupy Oporu „Solidar-ni” na 1 maja 1987 r.). Sprzęt „ujawni-li” i zdemontowali wspólnie funkcjo-nariusze ZOMO i SB. Ponieważ infor-mację na ten temat, a także inne deta-le dotyczące planowanej audycji,uzyskał Wydział Vi Departamentu iiMSW, można zaryzykować stwierdze-nie, że bazował on na informacjachswojego funkcjonariusza Mariana Pę-kalskiego „ulokowanego” w GO. naosobę Pękalskiego wskazuje szczegó-łowość posiadanych przez kontrwy-wiad danych, m.in. godzina i miejscezbiórki osób mających zorganizowaćnagłośnienie czy dokumentacja foto-graficzna urządzenia, które miało zos-

str. 80Historia

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Zainstalowanej wUrsusie „gadały” w

obawie przed reakcjązgromadzonych w jejpobliżu 200–300 osóbfunkcjonariusze nie

zdejmowali przezkilka godzin.

Page 83: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

tać zainstalowane. W ten sposób kil-kudniowe, żmudne przygotowaniaposzły na marne. Planowana audycjamiała mieć charakter rocznicowyi składać się m.in. z odezwy komitetuobywatelskiego obchodów święta 1maja 1987 r. w Warszawie, apelu Po-rozumienia Struktur „Solidarności”Warszawy, oświadczenia Rady Dusz-pasterstwa Ludzi Pracy ArchidiecezjiWarszawskiej czy informacji o aresz-towaniach członków organizacji Wol-ność i Pokój.

Wrocławskie tuby

„Gadały” to nie tylko jednak sto-lica Polski. niestety o innych ośrod-kach, w których je wykorzystywanowiemy zdecydowanie mniej. Jednymz nich był Wrocław. W stolicy Dolne-go Śląska prężnie i z dobrym skutkiemfunkcjonowało od 1982 r. Radio Soli-darność związane z Regionalnym Ko-mitetem Strajkowym, a następnie Ra-dio Solidarność Walcząca. Wiadomo,że radiowcy z Solidarności Walczącejzamierzali np. przeprowadzić wyemi-tować swój program poprzez megafo-ny na Dworcu Głównym PKP weWrocławiu. niestety zanim do tej akcjidoszło, Służba Bezpieczeństwa dotarłado prywatnych zapisków GarrethaSobczyka i akcję tę uniemożliwiła.Próby podejmowała także ekipa RadiaSolidarność (RKS). Za pomocą spe-cjalnych megafonów umieszczanychw trudno dostępnych miejscach od-twarzała ona audycje specjalne, zwane„tubami”. ekipa pod kierunkiem Ta-deusza Jakubowskiego („Zygmunta”,„Zdzisława”), szefa wrocławskiego Ra-dia Solidarność, przygotowywała siędo tych akcji od wakacji 1982 r. Świad-czyły o tym kwity za pobraną gotówkęz tzw. archiwum „Kajetana” [Kazimie-rza Jerie](zdeponowane w nim byłosłynne 80 milionów Zarządu RegionuDolny Śląsk wyprowadzone z bankutuż przed wprowadzeniem stanu wo-jennego) m.in. na zakup 12 megafo-nów za ponad 67 tys. zł. Pierwsza„tuba” miała miejsce 1 listopada1982 r. w czasie manifestacji w pobliżugrobu zabitego we Wrocławiu31 sierpnia 1982 r. Kazimierza Michal-czyka. Jego grób na cmentarzu przyul. Grabiszyńskiej od czasu pogrzebuwe wrześniu tego roku był stałym

miejscem uroczystości patriotycznych,ale również początkiem kolejnych „za-dym” z wrocławskim ZOMO. Akcjęzresztą powtórzono 31 sierpnia1983 r., gdy „gadałę” umieszczonokwiatach na grobie Michalczyka. Ko-lejne wyemitowano przed większymizakładami pracy (elwro, Pafawag,WSK i Dolmel, szczególnie przed pod-wyżkami cen), przy przejściu pod-ziemnym przy ul. Świdnickiej, przedkościołem oo. Kapucynów przy ul. Su-deckiej, na pl. Kościuszki, nieopodaldomu handlowego PDT (dziś Galeriahandlowa Centrum) czy kwiaciarnią„Lotos”. O tej ostatniej akcji opowiadałjeden ze „stawiaczy”, igor Pietraszew-ski: „14 czerwca roku 1984, trzy dniprzed wyborami. Wrocław, ul. Świd-nicka. Dochodzi godzina piętnasta.Kolejny raz, w przewalającym się, jakco dzień, tłumie przemierzam odcinekpomiędzy Rynkiem a przejściem pod-ziemnym. Co jakiś czas mijam kilka,podobnie kręcących postaci – to kole-dzy, z którymi ostatnio widziałem sięo piątej rano. Wszyscy w napięciu cze-kamy na to samo. Wreszcie z neonuwiszącego nad kwiaciarnia »Lotos«(róg ul. Świdnickiej i ul. Ofiar Oświę-cimskich) słychać dźwięki »Roty« i za-powiedź: »Tu Radio Solidarnośćc. Ra-dość, ulga, szczęście – znowu się uda-ło… Zwykle i tak zatłoczona o tej po-rze ulica staje się chyba najpopular-niejszym punktem miasta – tłum gęst-nieje, wszędzie widać zaciekawionei roześmiane twarze. Czas mija, audy-cja leci w kółko już kolejny raz. Z dale-ka słychać milicyjne syreny. Przyjecha-li – podskakują w tych swoich niebie-skich mundurkach, próbują zdjąćumieszczoną kilka metrów nad ziemiatubę, ale to nie takie łatwe. Tłum na-piera, »psy» się pocą, biegają bezrad-nie w kółko, a radio gra… W końcujeden z nich wpada na pomysł – mili-cyjna suka podjeżdżają tuż pod neon,jeden z funkcjonariuszy włazi na dachi z trudem zdejmuje brązowy worekpo kartoflach z »grającą» zawartością”.

Elbląg, Siemianowice,Poznań…

Podobna akcja miała miejscew elblągu. Otóż z okazji piątej roczni-cy Sierpnia ’80 przy jednym z kościo-łów w elblągu zamontowano „gadałę”

w krzakach. Ten swoisty „gadającykrzak” składał się z tuby magnetofono-wej oraz odtwarzacza samochodowe-go marki „Magmor”. i tak „wychodzą-cy ze świątyni zaczęli gromadnie sku-piać się na dziedzińcu w pobliżu za-krzewionego terenu, skąd jakby spodziemi głośno i wyraźnie dochodziłysłowa [Lecha] Wałęsy wypowiedziane3 listopada 1984 r. nad grobem ks. Je-rzego. Po zdaniu »Solidarność żyje, boTy oddałeś za nią swoje życie«, zebraniusłyszeli inne słowa, tym razem uła-mek homilii zamordowanego du-chownego: »Komu nie udało się zwy-ciężyć sercem i rozumem, usiłuje zwy-ciężyć przemocą«”. Wrażenie było pio-ronujące.

6 maja 1985 r. na jednym z przy-stanków autobusowych na terenie Sie-mianowic Śląskich milicja znalazłamagnetofon i tubę nagłaśniającą z na-graniem audycji Radia „Solidarność”na temat „upadającej gospodarki pol-skiej”.

Podobne do warszawskich ak-cji „więziennych” przeprowadzonow Poznaniu. Oddajmy głos Maciejo-wi frankiewiczowi: „Zainstalowaliś-my wówczas [w 1983 r.– SL, GM],wykonane przez Adama niworow-skiego, tuby z własnym zasilaniemna dachu przylegającym do AresztuŚledczego w Poznaniu. Audycja byłabardzo dobrze słyszana na tereniecałego Aresztu […] Z informacji, ja-kie wówczas do nas dotarły wynika-ło, że audycja była dobrze odebranai odbiła się szerokim echem wśródwięźniów. nasz kolega, Łukasz Bed-narz, aresztowany za działalność po-lityczną, przebywał w tym czasiew więzieniu przy ul. Młyńskiej.Według jego relacji cała audycja byłabardzo wyraźnie słyszalna, a więź-niowie skandowali po emisji: »Soli-darność!, Solidarność«”. Sukces tejakcji spowodował, że jeszcze dwu-krotnie umieszczano tego typu ze-stawy nagłaśniające w pobliżu ko-szar wojskowych znajdujących się naterenie Poznania. Audycje te byłyskierowane do żołnierzy. Akcje prze-prowadzili Bartłomiej Tyll i DariuszAndrzejewski.

Według niektórych badaczy „ga-dały” działały również w Gliwicach,Krakowie i innych miejscach. Całyczas szukamy ich śladów…

str. 81Historia

Page 84: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 82wsPomnienie

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

16 stycznia w Grodzisku Dol-nym na Rzeszowszczyźnie odbył siępogrzeb znanego dziennikarza, wy-kładowcy krakowskiego uniwersytetuPapieskiego Jana Pawła ii. ZygmuntMoszkowicz zmarł nagle 11 styczniaw Krakowie, w 62 roku życia. Gro-dzisko i pobliski Leżajsk były małą oj-czyzną zmarłego dziennikarza.

Potrafił łączyć ludzi z różnychparafii ideowych. Także tych przyja-ciół z „Czasu Krakowskiego”, którzypotem rozpierzchli się w różne strony.Połączyła ich choć na chwilę jegotrumna. Stali nad nią w grodziskimkościele z jednej strony dr JarosławSzarek, prezes instytutu Pamięci na-rodowej, z drugiej zaś red. WojciechCzuchnowski z „Gazety Wyborczej”.W trakcie Mszy św. odprawionejw dniu pogrzebu w krakowskim ko-ściele świętych Piotra i Pawła w nawiestał m.in. Jan Polkowski, założycieli były redaktor naczelny „Czasu Kra-kowskiego”, za ołtarzem zaś ks. Kazi-mierz Sowa, którego sympatie poli-tyczne wyewoluowały ku obozowiPlatformy Obywatelskiej.

Moje rodzinne Grodzisko, poło-żone na terenie niegdysiejszej PuszczySandomierskiej, jest wsią o dużychtradycjach samorządności i działalno-ści kulturalnej, od wieków siedzibą

parafii. nasza miejscowość słynęłaniegdyś z tkactwa. Znana, nie tylkow okolicy, była orkiestra założona napoczątku XX w. Działały tu także:Kasa Stefczyka, Kółko Rolnicze, mle-czarnia. Z miejscowości wywodzi sięrównież rodzina znanego krakowskie-go historyka prawa prof. StanisławaGrodziskiego – wspominał z dumąZygmunt Moszkowicz. Chodziliśmynie tylko do naszego kościoła parafial-nego, ale pielgrzymowaliśmy także dokościoła bernardynów w pobliskimLeżajsku, gdzie jest cudowny obrazMatki Bożej. W Grodzisku i Leżajskupozostały też ślady po mieszkającychtu niegdyś Żydach. Moja ciotka dys-ponowała niegdyś kluczem do ohelu,czyli grobu świątobliwego rabina eli-melecha w Leżajsku, do którego wciążpielgrzymują pobożni chasydzi z całe-go świata – opowiadał dziennikarz.

Młody Zygmunt, po zdaniuw 1974 r. matury w Leżajsku, wyje-chał do Krakowa. Studiował w Akade-mii Górniczo–hutniczej, szybko jed-nak wciągnęło go dziennikarstwo.Pod kierunkiem Macieja Szumow-skiego ukończył Studium Dziennikar-skie uniwersytetu Jagiellońskiego. Byłradiowcem w studenckim Radiu Cen-trum, redagował „Studenta”. Jednymz moich niezapomnianych przeżyć

dziennikarskich było bliższe poznaniena festiwalu w Opolu hanny Bana-szak, przyszłej wielkiej damy piosenkipolskiej – wspominał z rozrzewnie-niem.

W 1990 r. związał się na 7 latz nowo powstałym dziennikiem kon-serwatywnym „Czas Krakowski”. Wy-niesione z tej gazety doświadczeniei mocne więzi przyjacielskie wspomi-nał do końca życia. Od 2000 roku byłzwiązany z portalem interia, ostatniojako zastępca redaktora naczelnego.uczył rzetelnego rzemiosła dzienni-karskiego studentów uniwersytetuPapieskiego Jana Pawła ii. Był rów-nież aktywnym członkiem Stowarzy-szenia Dziennikarzy Polskich, szefemKomisji Członkowskiej KrakowskiegoOddziału SDP.

– Po ukończeniu przez nasw 1982 r. Studium Dziennikarskiego,Zygmunt wylądował w reaktywowa-nym „Studencie”, ja w dzienniku spor-towym „Tempo”, a później w „Głosienowej huty”. Spotykaliśmy się w dru-karni przy al. Pokoju. Linotypiścii metrampaże przepadali za Mosiem,który był zawsze uśmiechnięty oducha do ucha, nad wyraz serdeczny,świetnie zorganizowany jako sekre-tarz redakcji, bezbłędnie rysujący ma-kiety każdej strony (ach, ta trudna

Promienisty✎ BOGDAn GAnCARZ

Wspominając Zygmunta Moszkowicza (1955–2017)

Page 85: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 83wsPomnienie

sztuka wyliczenia wielkości tekstuw ołowiu na kolumnie…). Z takim re-daktorem odpowiedzialnym aż chcia-ło się współpracować! Kiedy pod ko-niec grudnia 1990 roku wygrałemmistrzostwa Polski w ortografii (kato-wickie „Dyktando”), Mosio był jednąz pierwszych osób, które szczerze mitego osiągnięcia pogratulowały. Pełniłjuż wówczas ważną funkcję w „CzasieKrakowskim”, a po miesiącu zadzwo-nił i zapytał: „Maćku, nie przyszedłbyśdo nas?” Po roku tak się stało. Pracaw „Czasie” zbliżyła nas jeszcze moc-niej. Mobilizował mnie do kolejnychwysiłków. Tak było m.in., gdy zwie-rzyłem się mu, że chcę pisać pracędoktorską. Gdy była ukończona,szczerze mi tego gratulował uważając,że sukces przyjaciela jest również poczęści i jego sukcesem – wspominadr Maciej Malinowski, dyrektor Stu-dium Dziennikarskiego uniwersytetuPedagogicznego w Krakowie, przyjaź-niący się ze zmarłym redaktoremprzez blisko 40 lat.

ujmował ludzi niezmienną ser-decznością i uśmiechem. – Trudnouwierzyć w to, że już nie ma go wśródnas. Zygmunt Moszkowicz był czło-wiekiem–instytucją, silnikiem wyso-koprężnym napędzającym kolejneprojekty medialne i dobrym duchemspinającym krakowskie środowiskodziennikarskie. na wigilijnym zdjęciusprzed lat Zygmunt jakby unosił się,niczym dobry duch, nad zespołem„Czasu Krakowskiego”. Takim go za-pamiętamy – powiedział na wiado-mość o śmierci dziennikarza Piotr Le-gutko, szef TVP historia, były redak-tor naczelny „Czasu Krakowskiego”.– Był mądrym nauczycielem młodychdziennikarzy. uczył ich nie tylkodziennikarskiego rzemiosła, ale prze-de wszystkim dziennikarskiej etyki –dodał dr Szarek, kolega zmarłegoz „Czasu”.

Przyjaciele zmarłego dziennika-rza podkreślają niekonwencjonalnośćswych wspomnień.

– Pośmiertne wspomnieniao dobroci i przyjacielskości zmarłegobywają niekiedy konwencjonalne.Zygmunt jednak rzeczywiście byłdobry i przyjacielski. W dziennikar-stwie starał się pokazywać, że to niezłe, sensacyjne informacje są„dobrymi wiadomościami”, ale te

dobre, mogące budować człowieka.Jedną z setek okazanych mi przez nie-go dowodów przyjaźni była w 1998 r.pomoc związana z narodzinami mo-jego syna Janka. na wieść o tym, żemuszę szybko jechać rodzić, Zygmuntrzucił wszystko, wpakował mnie dosamochodu i wiózł mnie szybko przezcały Kraków do szpitala – wspomnia-ła dr Joanna Szarkowa, historyk i pub-licystka. – Szedł przez życie, nie de-pcząc innych. To rzadkie – dodałaewa Łosińska, znajoma zmarłego z re-dakcji „Czasu Krakowskiego”.W swym kazaniu nawiązał do tegoks. Sowa mówiąc, że Zygmunt nie tyl-ko nie deptał innych i pozostawio-nych przez nich śladów, lecz sam rów-nież pozostawił wyrazisty ślad

To, co warto zapamiętaćz dziennikarskiego pola działalnościZygmunta Moszkowicza, to aura, któ-rą roztaczał. Jego przyjacielskość pro-mieniowała nie tylko na gruncie to-warzyskim. Dawała się odczuć takżena gruncie zawodowym. nie polegałaprzy tym na pobłażliwości dla każde-go błędu lub uchybienia, lecz na zdro-wym pobudzaniu ambicji. uważał, żejako zwierzchnik więcej osiągnie per-swazją, przykładem, graniem na am-bicji, niźli wydawaniem rozkazów.„nie poprzestawaj na małym, stać Cięna to! nie możesz „podkręcać” i takjuż drastycznymi opisów wydarzeń,byle tylko klikalność rosła. Ona uroś-

nie także wtedy, gdy wczujesz sięw tragedię opisywanych osób, gdy po-traktujesz ich nie jak „mięso dzienni-karskie”, ale jak żywych, czujących lu-dzi, których tragedia ma poruszyć nieniskie lecz wysokie instynkty odbior-ców Twoich wiadomości” – powiadałczasem do młodych dziennikarzy. Tapedagogika jednała mu serca i umysływspółpracowników z portalu interia.nic więc dziwnego, że jednała muwśród nich mir i szczere przywiąza-nie, od naczelnego do praktykanta.Miarą tego był fakt, że dwa autobusywiozące pracowników interii na po-grzeb, pękały w szwach.

– „Dzimek”, jak nazywali goprzyjaciele na wszystkich etapach ży-cia, umiał rozmawiać z ludźmi, starałsię każdego zrozumieć, pojąć motywyczyjegoś działania. nie wahał się wy-razić swojego zdania, co czynił w spo-sób stanowczy i bez relatywizowania,ale nie apodyktyczny. Być może ta-jemnica takiego jego podejścia do in-nych, jak też jego odbierania przez nasjest zgoła banalna i po prostu biblijna,zawarta w tym wezwaniu: „niech Wa-sza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie,a co nadto jest, od Złego pochodzi”.Zygmunt był osobą koherentną, kom-pletną, pozbawioną dysonansówi tych wszystkich „tak, ale...”. Tak żył.Wiemy więc, że można żyć tak jak on– wspomina Krzysztof fijałek, redak-tor naczelny portalu interia.

ZDJęCie: RemiGiUSZ ZaŁUCki

Page 86: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

str. 84felieton

AnDRZeJ KACZMARCZyK

Dobra zmiana, czyli pogorszenie sytuacji

Gdy Prawo i Sprawiedliwość szło do zwy-cięskich wyborów, w pakiecie dobrejzmiany była też obietnica naprawy finan-sów mediów publicznych. Dziś, ponad rok

po stworzeniu rządu przez PiS i rok po przejęciu me-diów, ich sytuacja finansowa nie tylko nie jest ani odro-binę lepsza, lecz jest dramatycznie gorsza. Miało być takpięknie, a wyszło…

19 stycznia br. w wirtualnychmediach.pl ukazałsię wywiad z prezesem TVP Jackiem Kurskim. Prezesużył w nim sformułowania „budżet śmierci”. Chodziłomu o sytuację, w jakiej znajdzie się telewizja publiczna,jeżeli w przeciągu kilku, kilkunastu tygodni rząd lubwiększość parlamentarna nie zadba o przychody me-diów publicznych z publicznej daniny: abonamentu lubopłaty audiowizualnej. „Telewizja Polska nie ma inicja-tywy ustawodawczej. natomiast mamy świetnych eks-pertów, którzy poproszeni przez suwerena służyli radąi – z tego co wiem – jest wiarygodny projekt sprawnegouszczelnienia poboru abonamentu radiowo-telewizyj-nego” – zapewniał optymistycznie szef TVP.

Mówiąc o suwerenie Jacek Kurski miał chybana myśli parlament. Tymczasem problem w tym, że nasiposłowie i senatorowie w kwestii daniny na media pub-liczne boją się reakcji prawdziwego suwerena, którym sąpodatnicy, a w języku rządzącej partii – naród. Boją sięreakcji na wprowadzenie opłaty audiowizualnej lubchociażby uszczelnienie systemu abonamentowego.

Powodowani tą obawą przed nieprzychylnąreakcją prawdziwego suwerena politycy PO, pomimokolejnych zapewnień, przez kilka lat nie znaleźli w sobiedość „woli politycznej” (to słowa byłego ministra kultu-ry Bogdana Zdrojewskiego), by naprawić finanse pub-licznych mediów. W powodu tej samej obawy ówczesnaopozycja, czyli również PiS, też nie chciała skorzystaćz możliwości inicjatywy ustawodawczej w tej kwestii.Teraz chocholi taniec trwa od ponad roku, choć trzebaprzyznać, że ostatnio wycięto w nim kilka hołubców.

W tydzień po konferencji prasowej i wywiadzieKurskiego prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział, żew ciągu kilku tygodni do Sejmu trafi ustawa zapewnia-jąca lepszą ściągalność abonamentu rtv. Ba! MinisterKultury i Dziedzictwa narodowego Piotr Gliński po-wiedział, że kształt ustawy poznamy za dwa, trzy tygod-nie. Potem odezwał się znowu prezes stwierdzając: „Są-dzę, że to sprawa może nie najbliższych tygodni, ale na

pewno niewiele dłuższego czasu, kiedy ta ustawa przej-dzie przez parlament”. Właściwie te obietnice błyska-wicznego załatwienia problemu powinny uspokajać,a nawet napawać optymizmem, ale niestety są też ele-menty zdecydowanie optymizm studzące.

Otóż przewodniczący Rady Mediów narodo-wych i były wiceminister kultury Krzysztof Czabańskidorzucił, że trwają jeszcze dyskusje dotyczące niektó-rych regulacji m.in. tego jak należy pobierać abona-ment: czy jak dotychczas, ma za to odpowiadać PocztaPolska, czy urzędy skarbowe. Równocześnie KrajowaRada Radiofonii i Telewizji ogłosiła, że ma własny pro-jekt opłaty audiowizualnej. Ta wielość propozycji, nie-pewność rozwiązań oraz krótkie terminy wydały mi się– oględnie mówiąc – raczej słabą niż mocną stroną za-powiadanych zmian. Mało tego, wachlarz proponowa-nych rozwiązań łudząco przypomina ten sprzed roku,kiedy ostatecznie nie wybrano żadnego rozwiązania.Świadczy to dodatkowo o tym, że przez miniony rok nieprowadzono żadnych prac. To szczególnie zabawnew świetle faktu, że rok temu zarzucono prace nad pro-jektem opłaty audiowizualnej, twierdząc, że jej przyjęciewymagałoby zgody unii europejskiej, co mogłoby trwaćnawet… rok.

W tej sytuacji, jak śpiewał poeta, „wiary mi dziśbrak”, że TVP czeka coś innego niż realizacja „budżetuśmierci”, co w wypadku ośrodków regionalnych możeoznaczać śmierć bez żadnego cudzysłowu. Tak dla po-rządku przypomnę tylko, że rok temu Krzysztof Cza-bański – jeszcze jako wiceminister – stwierdził, że jegoprojekt ustawy będzie w 90 proc. zgodny z propozycjamiSDP, które postulowało szybkie wprowadzenie opłatyaudiowizualnej i dofinansowanie oraz usamodzielnienieośrodków regionalnych TVP.

mówiąc o suwerenie jacek kurskimiał chyba na myśli parlament.tymczasem problem w tym, że nasi posłowie i senatorowie w kwestii daniny na mediapubliczne boją się reakcjiprawdziwego suwerena, którym sąpodatnicy, a w języku rządzącejpartii – naród. Boją się reakcji na wprowadzenie opłatyaudiowizualnej lub chociażbyuszczelnienie systemuabonamentowego.

Forum DZiennikarZy / nR 1 (121) 03. 2017

Przegląd kwartalny najważniejszych newsów medialnych

Page 87: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J
Page 88: (121) - SDPsdp.pl/uploads/images/posts/1512752738_FD_MARZEC_inside.pdf · nr 01 (121) 03.2017 ISSN 1428–5088 CENA 12 ZŁ (W TyM 5 % VAT) J o l a n t a H a j d a sz | J e r z y J

Recommended